Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogotowie nie przeprasza

ANTONI ADAMSKI
Bolesław Wiater: - Czuję się pokrzywdzony. Sprawa powinna się już dawno zakończyć. Jak widzę wezwanie do sądu, dostaję nerwicy.
Bolesław Wiater: - Czuję się pokrzywdzony. Sprawa powinna się już dawno zakończyć. Jak widzę wezwanie do sądu, dostaję nerwicy. KRYSTYNA BARANOWSKA
W Przemyślu zmarł człowiek, którego dzień wcześniej lekarka Pogotowia Ratunkowego nie chciała zabrać do szpitala, uznając że nic się nie dzieje. W Rzeszowie pacjent nie przypięty pasami do wózka spadł i potłukł się. Był w szpitalu przez 42 dni. W obu wypadkach zwierzchnicy pogotowia stwierdzili, że nie było większych nieprawidłowości.

Stefan Grabowski z Przemyśla cierpiał na stwardnienie rozsiane i poruszał się na wózku inwalidzkim. Jego córka Anna relacjonuje:
- Trzy dni przed śmiercią zaatakował go suchy kaszel - nieustający i męczący. Prócz tego cierpiał na ból kręgosłupa. Dolegliwości te nie pozwalały mu się położyć ani zasnąć. Musiał siedzieć cały czas na wózku inwalidzkim. 23 czerwca 2001 r. (w sobotę) żona chorego - Maria wezwała pogotowie, gdyż lekarstwa nie dawały żadnego efektu, ojciec był wycieńczony, słabł.

Nic się nie dzieje

- Przyjechała karetka: ginekolog z nogą w gipsie i o kuli oraz sanitariusz. Lekarka (nazwisko znane redakcji) stwierdziła, że nic się nie dzieje, to tylko infekcja dróg oddechowych. Nie zdziwiło jej, że pacjent od kilku dni nie może się w ogóle położyć, gdyż wówczas kaszel nieprawdopodobnie się nasila. Nie zdziwiły jej ostre bóle w obrębie kręgosłupa i osłabienie. Ojciec poprosił o zabranie do szpitala. Lekarka odmówiła. Powiedziała, żeby zadzwonić ponownie po pogotowie, jeśli choremu się pogorszy. Zaleciła przyjmowanie paracetamolu.
Na drugi dzień tato poczuł się gorzej. Zdążył tylko powiedzieć, że robi mu się słabo. Wezwaliśmy karetkę. Przyjechał inny lekarz, który przez ok. 20 minut próbował ojca reanimować. Niestety, ojciec zmarł. Dziękuję temu lekarzowi (choć nie znam jego nazwiska) za to, że pomagał jak mógł. Jak... lekarz - podkreśla Anna Grabowska.
Grabowska napisała skargę na zaniedbanie ze strony lekarki. 1 sierpnia ub.r. wysłała pismo do marszałka województwa Bogdana Rzońcy. Odpowiedź otrzymała dopiero 1 lutego br. Urząd Marszałkowski przeprosił za "opieszałość". Nie zajął wobec sprawy stanowiska, lecz zwrócił się do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie o opinię w tej sprawie. Z tego wynika, że Urząd nie wie o istnieniu Okręgowej Izby Lekarskiej w Rzeszowie, która obejmuje swym zasięgiem Podkarpacie - w tym Przemyśl.

Nie było potrzeby

Katarzyna Fornal, rzecznik prasowy Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego:

- W 2001 r. w wojewódzkich stacjach Pogotowia Ratunkowego w Krośnie, Przemyślu, Rzeszowie i Tarnobrzegu odnotowano 33274 wyjazdy karetek pogotowia. Urząd Marszałkowski nie ma kompetencji do prowadzenia statystyk nieprawidłowości w trakcie interwencji medycznej. Szpitale wojewódzkie, których organem założycielskim jest samorząd woj.podkarpackiego, są samodzielnymi publicznymi zakładami opieki zdrowotnej. Organem właściwym do złożenia i rozpatrzenia skarg na ewentualne uchybienia służb medycznych pogotowia jest dyrekcja właściwego szpitala.

Lekarka pogotowia w rozmowie z "N" stwierdziła, że tego dnia była w pełni sprawna, choć miała na nodze opaskę kauczukową. Jej zdaniem w sobotę stan pacjenta był taki, że nie trzeba go było kierować do szpitala.
Janusz Kaliszczak, dyrektor Departamentu Ochrony Zdrowia UM przedstawił "N" protokół komisji powołanej przez Wojewódzki Szpital w Przemyślu, któremu pogotowie podlega. Komisja uznała, że zarzuty pod adresem lekarki są bezzasadne, zaś rodzina zmarłego wykazała bierność. Mogła przecież przed upływem doby wezwać ponownie pogotowie lub lekarza rodzinnego.
Na podstawie wyników prac komisji dyr. Kaliszczak stwierdził, że w opisywaną sobotę nie było zagrożenia życia pacjenta i nie trzeba go było zabierać do szpitala. W ciągu nocy stan jego pogorszył się. Często się zdarza, że choroba ma charakter dynamiczny - dodał Kaliszczak.
- Do dziś nie wiem, na co umarł mój ojciec. Czyżby na infekcję dróg oddechowych? Do momentu gdy zasłabł, nie wzywaliśmy pogotowia. Przecież lekarka powiedziała, że wszystko jest w porządku - twierdzi Anna Grabowska.

On nam spadnie

Bolesław Wiater z Rzeszowa zaskarżył pogotowie o 20 tys. zł odszkodowania. Wyrok jeszcze nie zapadł.
- 15 października 1999 r. rano przechodziłem przez kładkę kolejową - opowiada Wiater - Nagle poczułem, że chwyta mnie paraliż. Zdążyłem zejść ze schodów i dowlec się do budynku administracji RSM. Posadzono mnie na krześle; po 20 minutach przyjechało pogotowie. Mogło podjechać bliżej, do drzwi. Tymczasem położono mnie na noszach, nie przypinając pasami. Chodnik był nierówny. "On nam spadnie" - powiedział kierowca. Lekarz nie zwrócił na to uwagi. 10 metrów od karetki, wózek przechylił się na nierównym chodniku i rzeczywiście spadłem. Leżałem tak z 5 minut, aż pracownik administracji wyszedł i pomógł załodze pogotowia położyć mnie na wózku. Nie mogłem ruszyć ani ręką, ani nogą. Po upadku miałem zranioną głowę, prawą rękę i prawą nogę. Krwawiłem.
Pogotowie zawiozło go do Szpitala Wojewódzkiego nr. 2 w Rzeszowie. - Lekarz zastanawiał się, czy mnie w ogóle przyjąć, ale żona uparła się. W izbie przyjęć leżałem zakrwawiony do godz.19. W szpitalu byłem 42 dni, najpierw na neurologii, później na chirurgii. Rany głowy i ręki powoli goiły się. Najwięcej kłopotów sprawiała noga, a na niej ropiejący krwiak prawego uda. Byłem na kroplówce, z rany wciąż płynęła ropa. Po wypisaniu, jeszcze przez dwa tygodnie jeździłem do szpitala na opatrunki. Wyzdrowiałem dopiero w marcu ub. r. - mówi poszkodowany, któremu do dziś puchnie noga po krótkim marszu.

Nie nasza wina, że drogi są dziurawe

Mirosław Solecki, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie:

- W ubiegłym roku otrzymaliśmy 11 skarg od pacjentów. Po rozpatrzeniu okazało się, że jedna z nich jest zasadna. Pracownik pogotowia dostał upomnienie. W tym roku wpłynęła jedna skarga - bezpodstawna. W sprawie pana Bolesława Wiatera nie chciałbym się wypowiadać. Ocena leży w kompetencji sądu.

W maju ub. r. szpital przeprosił byłego pacjenta "za zaistniałą sytuację, która absolutnie nie miała prawa się wydarzyć" i zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji służbowych za tak długie oczekiwanie w izbie przyjęć.
- Stanowisko Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie nie pozwala mieć nadziei na polubowne zakończenie sprawy - napisała do B.Wiatera Anna Szubart - Lelek, dyrektor Podkarpackiej Kasy Chorych, doradzając oddanie sprawy do sądu.
Maria Wiater, żona Bolesława, poszła na rozmowę ze Stanisławem Rybakiem, dyrektorem pogotowia. Przebieg rozmowy był burzliwy. M.Wiater twierdzi, że dyrektor próbował ją zastraszyć. Dyrektor mówi, że żona poszkodowanego zrobiła mu karczemną awanturę.
Lekarz pogotowia (nazwisko znane redakcji) wyjaśnił: - Nie wszystkich chorych przywiązuje się pasami. Złapałem pacjenta, kiedy spadał. Nie leżał na ziemi ani sekundy. Nie wiem nic o poranieniach - trudno chorego rozbierać na ulicy i badać.
Stanisław Rybak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie: - Nie nasza wina, że drogi są dziurawe. Kółko wózka po prostu wpadło do dziury. Nie ma wzmianki o urazie nogi ani w dokumentacji pogotowia, ani w dokumentacji szpitalnej. Ropień powstał w szpitalu, który teraz chce zwalić winę na pogotowie.
Biegły dr nauk med. Jerzy Patroś napisał w opinii sporządzonej dla sądu: "istnieje związek przyczynowy pomiędzy upadkiem a powstaniem krwiaka na wysokości uda prawego.(...) "

Nieprawomocny prawomocny wyrok

Robert Choma, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu, któremu podlega Pogotowie Ratunkowe w tym mieście:

- Nie mieliśmy skarg na pogotowie w ubiegłym roku. Sprawa Stefana Grabowskiego to sprawa jednostkowa.

22 lutego 2001 zapadł wyrok Sądu Okręgowego w Rzeszowie, który uprawomocnił się 22 marca. Bolesław Wiater miał otrzymać od pogotowia 10 tys. zł. odszkodowania. Ale nie dostał, bo... wyrok przestał być prawomocny 10 maja ub.r., gdy okazało się, że zaginął wniosek pogotowia do sądu o podanie uzasadnienia wyroku. Pogotowie złożyło apelację. Są kolejne rozprawy, jest przygotowywana nowa opinia biegłego (na koszt pogotowia).
Bolesław Wiater: - Czuję się pokrzywdzony. Sprawa powinna się już dawno zakończyć. Jak widzę wezwanie do sądu, dostaję nerwicy.
Maria Wiater: - Walczę o pieniądze dla męża, bo się bardzo nacierpiał. Boję się nagle zachorować. A nuż musiałabym wtedy wezwać pogotowie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24