Lucia Retman dzisiaj mieszka w Hajfie w Izraelu. Wyjechała tam zaraz po wojnie. Przyjeżdża do Polski tylko w jednym celu: uczcić pamięć Zofii Pomorskiej z Lubaczowa, swojej wybawicielki.
Spotykamy się w holu klasztoru jarosławskiego opactwa sióstr benedyktynek. Pani Lucia otoczona studentami Państwowej Wyższej Szkoły Techniczno - Ekonomicznej. Wesoła, często się uśmiecha.
- Lubię jak ktoś robi zdjęcia. Bo to utrwalanie pewnych zdarzeń, często przyjemnych chwil. Potem można sobie popatrzeć i miło powspominać - mówi do studentów. Oglądają wystawę fotografii.
Musieliśmy uciekać przed Niemcami
Lucia Retman jest wdzięczna polskiej rodzinie za uratowanie życia podczas II wojny światowej. (fot. Norbert Ziętal)
Obchody w Jarosławiu w ramach Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu zorganizowały jarosławska Państwowa Wyższa Szkoła Techniczno - Ekonomiczna, burmistrz Jarosławia oraz Ośrodek Kultury i Formacji Chrześcijańskiej im. Służebnicy Bożej Anny Jenke.
Rok 1942. Pani Lucia mówi o nim "najokropniejszy". Hitlerowcy przystępują do zdecydowanych działań wobec Żydów. To oznacza totalną zagładę.
- Mieszkaliśmy we Lwowie. Jakoś udało się nam przeżyć pierwsze lata okupacji, nawet, jak już Niemcy rozpoczęli wojnę z Rosjanami. Ale było coraz bardziej niebezpiecznie. Niemcy coraz ostrzej prześladowali Żydów. W każdej chwili mogli nas aresztować, wywieźć do obozu, albo od razu zabić. Musieliśmy uciekać - wspomina.
Trzymała się blisko swojej siostry i jej męża. Tak trafili do Zofii i Mikołaja Pomorskich z Lubaczowa.
- Podziwiam te kobietę. Bez wahania zgodziła się nam wynająć mieszkanie w Lubaczowie. Nam, Żydom. W tamtych okropnych czasach było to coś niesamowitego. Przecież za to groziła kara śmierci jej i całej rodzinie. A państwo Pomorscy mieli własne dzieci. Nikt by do nich nie miał pretensji, gdyby odmówili pomocy, gdyby bali się o własne bezpieczeństwo - wspomina.
W sercu nazistów schroniła się przed Niemcami
Lucia Retman podczas spotkania ze studentami Państwowej Wyższej Szkoły Techniczno - Ekonomicznej w Jarosławiu. (fot. Norbert Ziętal)Pracowała w polu, przy burakach cukrowych, tuż przy torach kolejowych.
- Pewnego dnia zauważyłam, że jadą pociągi wyładowane ludźmi. Całymi dniami i nocami jechali. Ale tylko w jedną stronę. W przeciwnym kierunku wagony wracały puste. Jedna pani powiedziała mi, że to Żydów wywożą. Zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego ci ludzie nie wracają, co się z nimi dzieje? Szybko skojarzyłam i miałam jedną myśl. Trzeba uciekać - wspomina.
Zdradziła swoje plany Zofii Pomorskiej.
- Ja chcę żyć - oświadczyła jej.
Kobieta kolejny raz pomogła. Od swojej przyjaciółki zdobyła oryginalne dokumenty dziewczynki w wieku Lucii. Córki żołnierza Wojska Polskiego, wywiezionego na Sybir.
- W jednej chwili zmieniłam tożsamość. Od tej pory miałam być zupełnie inną osobą - wspomina.
Ale plan na uratowanie miała jeszcze bardziej chytry. Postanowiła, że przed hitlerowcami schroni się w sercu nazistów. Zgłosiła się na roboty do Niemiec. Trafiła do Berlina, do koncernu AEG. Rok później ściągnęła siostrę. Przeżyły wojnę.
Niewielki otwór w ścianie stajni to okno na świat
[obrazek4] Studenci PWSTE w Jarosławiu oddali hołd pomordowanym Żydom. (fot. Norbert Ziętal)- Moja opowieść nie ma happy endu, szczęśliwego zakończenia - zaczyna s. Dawida Ryll z Miejsca Piastowego.
Urodziła się długo po wojnie. Tragiczną historię swojej rodziny zna z opowieści. W czasie wojny mieszkali w maleńkiej wiosce pod Sandomierzem.
- Zima 1942 na 43. Czas pogromu Żydów. Niektórym udało się uciec i szukali schronienia. W tej sposób trafiła do nas żydowska rodzina. Małżeństwo, siostra któregoś z małżonków oraz dwóch chłopców. Pięcio- i siedmiolatek - opowiada s. Dawida.
Jej rodzina, czyli babcia, jej teściowa i dzieci, mieszkała wtedy w domu pod lasem.
Dla żydowskiej rodziny wygospodarowano pomieszczenie w stajni, tuż za stertą suchych liści.
- Codziennie moja babcia nosiła tam jedzenie. Odbierała rzeczy do prania. Oni mieli tylko niewielki otwór w ścianie, ich jedyne okno na świat - opowiada s. Dawida.
Bandy groźne jak Niemcy
Z rodzinnych opowieści wie, że były to ciężkie czasy. Wbrew pozorom, nie tylko z powodu Niemców. W okolicy grasowały liczne bandy.
- Zabierali dosłownie wszystko. Gdy dowiedzieli się, że gdzieś byli schronieni Żydzi, to sami wymierzali "hitlerowską" sprawiedliwość. Nie czekali na Niemców. Tylko jeden miesiąc, w czasie całej wojny, mieszkańcy wioski spali spokojnie. Wtedy we wiosce stacjonowali partyzanci z Armii Krajowej - wspomina.
Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. W okolicy rozniosło się, że w ich wiosce są Żydzi. Lada chwila mogli się pojawić Niemcy. Ludzie się bali, bo za pomoc w ukrywaniu Żydów była kara śmierci dla całej rodziny. Represje mogły dotknąć również innych mieszkańców wioski.
- Babcia poradziła tej rodzinie, aby przenieśli się gdzieś indziej, bo w tym domu są coraz mniej bezpieczni. Pewnego dnia przyszła, jak zwykle, z jedzeniem. Nikogo nie zastała. Stała przerażona. Ale na szczęście pojawiła się jedna z kobiet z tej rodziny i oznajmiła, że wyprowadzili się do kryjówki w lesie - opowiada s. Dawida.
Mord w niedzielę
Ktoś szybko ich namierzył. Pastuch zaalarmował Niemców.
- To była niedziela. Babcia z moją mamą akurat szykowały się do kościoła. Niemcy zrobili obławę. Wszyscy wyszli z kryjówki. Został tylko najmłodszy chłopczyk. Może daliby mu spokój, może by go nie znaleźli. Ale przestraszony maluch wybiegł. Zaczął biec w kierunku naszego domu. Wołał, że on biegnie do swojej babci. Niemiec przyłożył karabin i dokładnie wycelował - na wspomnienie tej chwili siostrze łamie się głos.
Nie wiadomo, jak potoczyłaby się ta historia, gdyby chłopczykowi udało się dobiec do domu rodziny s. Ryll. Być może wszyscy zostaliby zabici, w ramach kary.
- Dzisiaj, mając częsty kontakt z kilkulatkami, nie potrafię pojąć, jak ci dwaj żydowscy chłopcy mogli tyle czasu przesiedzieć w zamknięciu. Nie mogli się bawić, być radośni, jak ich rówieśnicy - mówi siostra.
Podkreśla, że jest wdzięczna swojej rodzinie, że w tak trudnych czasach potrafiła pomóc innym.
Sprawiedliwi wśród narodów świata
Wdzięczna jest również pani Lucia. Długo po wojnie zaczęła szukać swoich wybawicieli. Dotarła do ich potomków.
- Pani Zofia już nie żyła. Odnalazłam jednak jej wnuki. Nie wierzyli, gdy im opowiadałam swoją historię. Ale w końcu, jak im szczegółowo opisałam dom ich babci, dali się przekonać - opowiada.
Zgłosiła sprawę do instytutu Yad Vashem w Izraelu. Instytucja przeprowadziła własne postępowanie. Jej eksperci przede wszystkim musieli odpowiedzieć na pytanie, czy Pomorscy nie czerpali korzyści z pomocy Żydom. Nie czerpali.
- Pani Zofia Pomorska i je mąż zostali uhonorowali medalami Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Odznaczenie odebrali wnukowie - mówi pani Lucia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Joanna Kurowska pozuje do selfie na POGRZEBIE. "Gdzie się podziała przyzwoitość?"
- Wystrojona Cichopek dystansuje się od Kurzajewskiego na imprezie. Kryzys w niebie?
- Nieznana przeszłość Anity Werner. Zdjęcia dziennikarki w negliżu
- Kochało się w nim pół Polski. Nie uwierzysz, jak teraz wygląda Makowiecki!