Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak to potrafi ukraść! Detektyw na tropie złodziei koparek

Andrzej Plęs
Tomasz Wilczkiewicz
Radosna wizja zysków skłoniła przedsiębiorcę z Tarnobrzega do kupna trzech kolejnych maszyn budowlanych. No bo sezon w pełni, zamówienia napływają lawinowo. Mimo 15-letniego stażu w branży, tu jednak nos pana Krzysztofa zawiódł.

Choć wszystko niby dobrze zaplanował. Najpierw określił swoje możliwości finansowe: za każdą maszynę mógł zapłacić ok. 300 tys. zł. Część kapitału zgromadził w gotówce, resztę skredytował bank.

Zaczął szukać dystrybutora, który dostarczyłby mu określony sprzęt w określonej cenie. Nowiutki za takie pieniądze być nie mógł, ale znalazło się przedsiębiorstwo z siedzibą w środkowej Polsce, które skłonne było sprostać wymaganiom.

Krótki kontakt, miła obsługa, zapewnienie realizacji zamówienia po wpłaceniu zaliczki i po dwóch miesiącach budowlaniec z Tarnobrzega mógł odbierać zamówiony sprzęt. Do zaliczki dopłacił resztę umówionej sumy i odebrał, razem z kompletem dokumentów.

Nabyta w biznesie nieufność podpowiedziała mu, żeby sprawdzić, czy sprzęt aby nie jest "trefny", więc z dokumentami w ręku sprawdził w Centralnym Rejestrze Pojazdów, czy jego nabytek nie figuruje na czarnej liście pojazdów kradzionych. Nie figurował, więc uspokojony mógł rzucić go na front robót budowlanych.

No może nie od razu, bo po drobnych udoskonaleniach. Wszak maszyny nie były nowiutkie, zresztą sprzedawca uprzedzał, że to sprzęt używany, ale w dobrym stanie

Na tyle dobrym - jak się okazało - że wystarczyła wymiana mniej kosztownych części. Na każdą naprawę pan Krzysztof miał potwierdzenie, każdy zakup części zapasowej potwierdzony był fakturą.

Legalny, ale kradziony

Tymczasem do polskiej policji zaczęły napływać komunikaty z całej Europy, a najwięcej z Wielkiej Brytanii, o kradzieżach maszyn budowlanych. Policja zaczęła baczniej przyglądać się firmom handlującym używanymi koparkami, spychaczami, wałami i zainteresowaniem objęła też przedsiębiorstwo, które panu Krzysztofowi sprzedało trzy maszyny.

Tygodnie działań operacyjnych, śledzenia dokumentów, kanałów dystrybucji i wyszło, że firma jest dobrze zorganizowaną grupą przestępczą.

Podzieloną na mniejsze grupy, z których każda miała określone zadanie: jedna kradła maszyny w Wielkiej Brytanii z tamtejszych budów, druga błyskawicznie przechwytywała "fanty" i na platformach samochodowych przewoziła je do Polski, a inna grupa w tym czasie fabrykowała dokumenty, żeby choćby na granicach nie budzić podejrzeń. Kolejna zajmowała się przerabianiem tzw. metryczek i przebijaniem numerów podwozia.

Sukces tego przestępczego zespołu tkwił w dobrym rozpoznaniu miejsca kradzieży i świetnej koordynacji poszczególnych grup. Wystarczyło odebrać zamówienie od niczego nieświadomego przedsiębiorcy z Polski, odszukać pożądany sprzęt i przeprowadzić operację przemytu.

Ponieważ w Polsce nie ma obowiązku rejestracji tego typu maszyn (np. koparko - spycharki) w wydziałach komunikacji, dodatkowych kontroli legalności ich pochodzenia nie robi się.

Kradzione nie tuczy

Po kilku miesiącach od chwili zakupu do przedsiębiorcy spod Tarnobrzega zapukali panowie Centralnego Biura Śledczego, poprosili o dokumenty trzech maszyn i wyprowadzili wszystkie trzy sztuki w siną dal.

Już pobieżne badania fachowców udowodniły, że sprzęt miał przerabiane numery podwozi i wszystkie trzy znikły z brytyjskich budów. Pan Krzysztof został bez maszyn, realizacja terminów zakontraktowanych inwestycji stanęła pod znakiem zapytania, a żadne pisma i interwencje do prokuratury o zwrot legalnie kupionego sprzętu nie odnosiły skutku.

- Przedsiębiorca, kontaktując się z moim biurem, też nie mógł za wiele oczekiwać - uprzedza Józef Przyboś, prywatny detektyw spod Rzeszowa. - Po przestudiowaniu znacznej części dostarczonych mi dokumentów stwierdziłem jedynie, że nadzorujący sprawę prokurator popełnił wiele błędów.

Powinien na przykład zwrócić zamontowane podzespoły kupującemu, bo ten ma faktury ich zakupu, a ich odłączenie od maszyny nie spowoduje jej uszkodzenia.

Ponadto prokurator podejmował działania na podstawie faksu z jednostki policji w Hampshire, a nie pozyskał uwierzytelnionych dokumentów z brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości, które mogłyby potwierdzić okoliczności kradzieży. Nawet nie sprawdził, czy te pojazdy są poszukiwane, jako utracone na terenie Wielkiej Brytanii, a mógł to zrobić w systemie informacji Schengen.

I na tym nie koniec, bo prokurator zdecydował zwrócić sprzęt polskiej firmie ubezpieczeniowej, która ponoć wypłaciła już odszkodowanie brytyjskiemu ubezpieczycielowi, który wystawił polisę na ukradziony później sprzęt. I czy rzeczywiście ukradziony?

Tego prokurator też nie sprawdził. Czy rzeczywiście polska firma ubezpieczeniowa zwróciła wartość plisy firmie brytyjskiej? Tak mówi dokument polskiego ubezpieczyciela, i tylko on.

Potwierdzenie praw własności do kradzionego sprzętu wystawił pracownik brytyjskiego biura ubezpieczeniowego, w dodatku z datą... 11 sierpnia 2001 roku. Już to wystarczyłoby, by prokurator wstrzymał się z zajęciem sprzętu polskiemu przedsiębiorcy.

Maszyny, do wyjaśnienia sprawy, winny stać na policyjnym parkingu. Pan Krzysztof pojechał sprawdzić - maszyn nie było. Ponoć zostały przekazane polskiemu ubezpieczycielowi, jednoosobowej prywatnej firmie. Budowlaniec ruszył do owej firmy, tam sprzętu też nie było i nikt nie chciał powiedzieć, gdzie jest.

Kopary na urlopie bezpłatnym

Przyboś polecił panu Krzysztofowi odwołać się od decyzji prokuratora do sądu, podając wszystkie, wychwycone przez detektywa, uchybienia prokuratorskie. Sąd musiał przyznać przedsiębiorcy rację. I co mu po racji, skoro legalnie kupiony przez niego sprzęt "wyparował"?

- Dla mnie to nie koniec sprawy, wciąż prowadzę na rzecz klienta pewne działania, których nie mogę teraz zdradzać - tłumaczy Przyboś. - Także dlatego, że firma, która zajmowała się sprzedażą tych maszyn, już nie istnieje, jej właściciele i osoby z nimi współpracujące są w areszcie, sprawą zajmuje się CBŚ i prokuratura.

I dodaje, że Polak mógłby być mądry przed szkodą. Wystarczyłoby, gdyby przed zakupem maszyn zwrócił się do niego lub biegłego sądowego rzeczoznawcy. Fachowiec jest w stanie rozpoznać, czy była ingerencja w oznaczenia numerowe maszyn. Nawet, jeśli dokonał jej fachowiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24