Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policyjne Archiwum X: dlaczego zginął proboszcz w Hucie Komorowskiej

Karolina Jamróg
Strona z Rocznika Diecezji Sandomierskiej z notką o ówczesnym proboszczu Huty Komorowskiej
Strona z Rocznika Diecezji Sandomierskiej z notką o ówczesnym proboszczu Huty Komorowskiej Dariusz Danek
Plebania w Hucie Komorowskiej wyglądała jakby przeszło tornado. Ciało leżało na podłodze. Ksiądz miał skrępowane ręce i nogi taśmą, a usta zakneblowane. Sekcja zwłok wykazała uduszenie. To zagadkowe morderstwo ciągle czeka na wyjaśnienie.

Zabójca, albo zabójcy księdza od prawie dziewięciu lat cieszą się wolnością. Żadnemu z podejrzanych nie udowodniono winy, śledztwo umorzono. Akta trafiły na półkę policyjnego wydziału "Archiwum X".

Jest ranek piątego lipca 2002 roku. Jadąc do pracy miejscowy leśniczy zauważa w lesie tuż za Hutą Komorowską spalony samochód.

- Był cały czarny. Miał spalone opony, stał tylko na felgach. Wrak był położony mniej więcej dziesięć, piętnaście metrów od parkingu, obok leśnej drogi. Jeśli nocą ktoś przejeżdżał tą okolicą, musiał zauważyć pożar - relacjonuje mężczyzna (prosi, by nie podawać jego nazwiska).

Telefon na plebanii milczy

Leśniczy dzwoni na policję. Nie zatrzymuje się, ani nie podchodzi do spalonego auta. Na miejsce jadą policjanci. Udaje im się ustalić, że spalony wrak to volkswagen polo należący do proboszcza w Hucie Komorowskiej.

Ponieważ na plebanii nikt nie odbiera telefonu, policjanci dzwonią do proboszcza w Majdanie Królewskim.

- Zadzwonił do mnie komendant policji. Powiedział, że w pobliskim lesie znaleziono spalony samochód księdza Pawła. Policjant wytłumaczył mi, że próbował dodzwonić się na plebanię, ani nikt nie odbiera telefonu. Powiedziałem, żeby po mnie przyjechali i razem wejdziemy do mieszkania księdza - wspomina ksiądz Władysław Włodarczyk, proboszcz parafii w Majdanie Królewskim.

Na kogoś czekał

Proboszcz wspólnie z policjantem jako pierwsi pojawili się na plebanii w Hucie Komorowskiej. Nikt nie otwierał. Zaalarmowali sąsiadów, u których ksiądz zostawiał zapasowe klucze.

- Chciałem od razu chwycić za klamkę i otwierać drzwi. Ale policjant mnie powstrzymał. Musimy wejść delikatnie, żeby nie zatrzeć śladów - powiedział. Pomyślałem wtedy, że Paweł może żyć, że trzeba go uratować. Klamkę nacisnąłem przez chusteczkę - opowiada ksiądz Włodarczyk.

Ciało księdza Pawła leżało w kuchni. Nogi i ręce miał skrępowane taśmą, usta zakneblowane.

- Musiał się bronić. Bandyci uderzyli go pewnie w twarz, bo miał zaschniętą krew na ustach. Ułożyli go na podłodze, związali ręce do tyłu, nogi na krzyż, bo tak trudniej się człowiekowi poruszyć - dodaje ks. Włodarczyk.

Jego zdaniem proboszcz znał mordercę lub morderców.

- Drzwi do mieszkania księdza były otwarte. Tak, jakby na kogoś właśnie czekał, kogoś się spodziewał - przekonuje proboszcz z Majdanu Królewskiego. Jego zdanie podziela proboszcz z Huty Komorowskiej, który kilka lat później zastąpił zamordowanego księdza.

Sekcja zwłok wykazała, że przed uduszeniem duchowny był bity. Bandyci zadali mu kilkanaście ciosów. Przyczyną śmierci było uduszenie.

Kto siedział w passacie combi

Policjanci ustalili, że sprawców było co najmniej czterech. Na plebanię weszli prawdopodobnie przez uchylone okno.

Księdza ostatni raz widziano w noc zabójstwa, czyli 4 lipca 2002 roku około godz. 21.30. Jechał z Majdanu Królewskiego do Huty Komorowskiej. Około godziny 23.10 jeden ze mieszkańców Huty Komorowskiej zauważył podjeżdżający przed kościół samochód, biały volkswagen passat kombi.

W aucie siedziało trzech mężczyzn w wieku około 20-30 lat. Inny świadek widział ten sam samochód około godz. 23. Siedziało w nim jednak dwóch, nie jak wcześniej trzech mężczyzn. Policjanci ustalili także, że około godziny 23-24 na plebani świeciło się światło. Ponownie zostało zapalone około godziny 2 w nocy. Prawdopodobnie w tym czasie zginął duchowny.

Mordercy wyszli z plebani przez drzwi wejściowe, które zamknęli na klucz. Zamknęli też uchylone okno. Z garażu zabrali samochód księdza i kanister benzyny. Odjechali kilka kilometrów i podpalili auto. Zostawili otwarty garaż.

Wątek "Majdaniarzy"

Po morderstwie księdza podejrzenia mieszkańców padły na grupę tak zwanych "Majdaniarzy", złożoną z siedmiu młodych mężczyzn, którzy w tamtym czasie napadali m.in. na mieszkańców powiatu kolbuszowskiego.

- To była banda mężczyzn przed trzydziestką. Włamywali się do domów i rabowali pieniądze - przypomina proboszcz z Majdanu.

Grupa została rozbita i w 2007 roku postawiona przed tarnobrzeskim sądem. Na 9 lat więzienia skazany został Robert B., herszt grupy, któremu udowodniono wyłudzenie pieniędzy, dwa bandyckie napady oraz kradzież dwóch aut.

Tomasz P. dostał 4 lata za kradzieże trzech samochodów. Na połowę niższe kary skazani zostali Wiesław K. i Leszek L. Po pięć i pół roku odsiadki sąd orzekł względem Mariusza F. i Rafała Ch. Temu pierwszemu udowodniono bestialski napad rabunkowy na właścicieli punktu skupu złomu w Dąbrowicy koło Tarnobrzega.

Kto miał motyw

Szczegóły dotyczące zabójstwa w Hucie Komorowskiej zdają się pasować do sposobu działania "Majdaniarzy". Zabójcy księdza dostali się do jego mieszkania przez otwarte okno. W ten sam sposób do domu w Dąbrowicy włamał się jeden z członków gangu.

Kolejni dwaj zostali oskarżeni o kradzież samochodów. Mordercy księdza z Huty odjechali z plebanii samochodem należącym do zamordowanego. Samochód spalili w lesie. Dlaczego? Czy to możliwe, że auto zabrali w przypływie paniki? A może ich celem wcale nie było morderstwo, ale rabunek albo zastraszenie duchownego? Czy ksiądz mógł zginąć przez przypadek?

I kolejne pytania: Jeżeli samochód został skradziony w przypływie chwili, to dlaczego zabójcy zabrali cały karnister z benzyną? Zakładali, że samochód trzeba spalić, czy wpadli na to w trakcie ucieczki? Co takiego mogło znajdować się w środku auta, że należało zatrzeć wszelkie ślady?

Policja od początku przypuszczała, że zbrodni dokonali młodzi ludzie z okolic Tarnobrzega, Dębicy albo Mielca. Ustalono, że sprawców było co najmniej czterech.

Początkowo wykluczono, że przyczyną zabójstwa mógł być motyw rabunkowy, bo z plebani nic nie zginęło. Ale być może dlatego, że zabójcy nie znaleźli nic cennego? Z relacji świadków wynika, że bandyci przetrząsnęli wszystkie książki. Może szukali gotówki albo jakichś dokumentów?

To jeszcze nie koniec

Policjanci zapewniają, że o sprawie nie zapomnieli. Rozważane są różne wątki, również dotychczas nie brane pod uwagę.

- Śledztwo zostało umorzone, ponieważ nie wykryto sprawców - mówi Paweł Międlar, rzecznik prasowy Podkarpackiego Komendanta Policji. - Mamy jednak nadzieję, że uda się ich schwytać. Tym bardziej, że jesteśmy w posiadaniu pewnych informacji, które mogą nam w tym pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24