Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska historia węgierskiego zamku na Słowacji

Piotr Wróbel
Zamek w Starej Lubowni odwiedza wielu Polaków.
Zamek w Starej Lubowni odwiedza wielu Polaków. PIOTR WRÓBEL
To tutaj król Jagiełło sypiał ze swoją 11-letnią żoną Jadwigą. Tutaj podczas "potopu" ukrywano królewskie klejnoty przywiezione z Wawelu. Zamek w Starej Lubowni Węgrzy oddali nam pod zastaw tylko na chwilę. Ale umowę tak sporządziliśmy, że w polskich rękach pozostawał później aż przez cztery wieki.

Stara Lubownia na słowackim Spiszu. Już z daleka widać na wzgórzu okazałą warownię obronną. Na parkingu samochody i autobusy, głównie z polskimi rejestracjami. Zanim turyści wejdą na wzgórze, posilają się w restauracji "U grofky Isabelly". Za niecałe 20 zł można tutaj zjeść obiad i wypić piwo. Okazuje się, że dla niektórych to główna atrakcja wycieczki. - Bo mnie stare mury nie interesują - mówi kuracjusz, którego przywieziono z Krynicy. Bardziej interesuje go sąsiadka przy stole, do której ciągle mówi: "Zajączku".

Turyści w zamku śmierć na murach

Polska historia węgierskiego zamku na Słowacji
PIOTR WRÓBEL

(fot. PIOTR WRÓBEL)Mury rzeczywiście są stare, bo warownię wybudowano prawdopodobnie w XIII wieku. Zamek był obronny (podobnie jak w Nidzicy), dlatego wystrój wewnętrzny miał drugorzędne znaczenie, bo ważniejsze było strategiczne położenie. Dziś w tych murach można zobaczyć kilka mieczy, szat, mebli, powozów, a także coś na kształt ówczesnego roweru górskiego. Wielu polskich turystów jest jednak zawiedzionych, bo spodziewało się zamku pełnego zabytków i klejnotów.
- Niby królowie tu bywali, niby tacy bogaci byli, a w takich małych pokojach mieszkali - słychać komentarze ludzi oglądających małą komnatę, w której stoi zaledwie kilka krzeseł i mały tron.
Zwiedzających interesują bardziej legendy. Na przykład - dlaczego na chorągwi żałobnej jest wizerunek śmierci. Legenda głosi, że w XVIII w. na murach zaczęła się w nocy pokazywać śmierć. Nie można jej było w żaden sposób wygnać. Dopiero pewien warszawski kupiec, znający zapewne legendę o bazyliszku, poradził wystawić na zamkowych murach lustra. Nie pomogło, bo śmierć lustra porozbijała i nadal straszyła. Na szczęście raz pokazała się przebywającemu przypadkiem na zamku zdolnemu artyście, który na drugi dzień ją namalował. Jego obraz krawiec wyszył na chorągwi, którą wywieszono na wieży i oświetlono pochodniami. Śmierć przestraszyła się swojej podobizny i uciekła z warowni. Od tej pory chorągwi używano do odstraszania śmierci - w czasie zarazy lub oblegania zamku.
Inna legenda dotyczy wydarzeń z nocy Sylwestrowej z 1720 r. Straż trzymali dwaj żołnierze. Tej nocy nie spodziewali się żadnej kontroli, przysiedli przy palenisku i zasnęli. Przyłapał ich jednak kasztelan, przeklął i odtąd obaj - jako drewniane kukły - strzegą zamku.
Kuracjuszy z Krynicy poruszyła też opowieść o królu Jagielle i jego sprytnych - dziś byśmy powiedzieli - prawnikach...

Jak Polacy kupili zamek

Zamek w Starej Lubowni został wybudowany przez Węgrów jako pograniczna twierdza, mająca chronić te tereny przed zakusami... Polaków. Tak było do XV w. W 1412 r. w twierdzy spotkało się jednak dwóch królów - Zygmunt Luksemburski, władca Węgier oraz Jagiełło. Obaj podpisali traktat o pokoju i wzajemnej pomocy. Jagiełło potrzebował neutralności Zygmunta w kwestii krzyżackiej, Zygmunt zaś - pomocy Jagiełły w wojnie z Turkami. Podpisano także traktat finansowo-prawny, na mocy którego król Polski pożyczał królowi węgierskiemu "37 tys. kóp groszy praskich" pod zastaw zamku w Lubowni (plus 3 miasta - tzw. dominia lubowelskie) oraz 13 miast spiskich. Z powodu trudności finansowych i prawnych, którymi "polscy prawnicy" obwarowali traktat, dług nigdy nie został zwrócony. Władcy Węgier, a później Austrii (kolejni właściciele tych terenów) wielokrotnie podejmowali próby rokowań z Polakami na temat zwrotu długu, ale bezskutecznie. Efekt był taki, że 16 spiskich miast przez 360 lat płaciło daniny nie Węgrom, ale Polsce. Zamek i miasta spiskie trafiły w końcu w ręce austriackie w 1772 r. na mocy traktatu rozbiorowego.
W XIX w. Austriacy wystawili zamek na sprzedaż. Kupili go Zamoyscy. Ostatni właściciel - Jan Zamoyski - opuścił go w 1945 r. Podczas wojny stacjonowało tutaj gestapo. Do dzisiaj na zamkowym dziedzińcu można obejrzeć studnię, do której gestapo wrzucało... zwłoki swoich ofiar.

Tak było, Zajączku

[obrazek4] (fot. PIOTR WRÓBEL)Polskiej historii zamku nie wypierają się dziś Słowacy, którzy opiekują się zamkiem. Na salach wiszą plansze z polskimi napisami, pisemny przewodnik też po polsku. Polscy turyści z różnym zainteresowaniem podchodzą do zwiedzania (ok. 6 zł wejście). Jedni są zachwyceni, inni mają inne problemy. Tak jak ci kuracjusze z Krynicy, którzy 11 listopada przyjechali do Starej Lubowni.
Jedni zaglądali do pustych kielichów. - Nic nie zostawili potomnym, wszystko wypili - komentowali. Jakiś mężczyzna, gdy zobaczył królewskie krzesła, miał ochotę je wypożyczyć. Inni, spoglądając na miecze, mówili, że nie są oryginalne. Najbardziej ich wartość kwestionował ten mężczyzna, który "nie lubi starych murów". Teraz, w zamku, miał okazję, żeby znowu zwrócić na siebie uwagę towarzyszącej mu kobiecie i głosem znawcy rzekł: - Skoro stacjonowało tutaj gestapo, to miecze musieli wywieźć do Niemiec. Tak na pewno było, Zajączku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24