Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie pany z pustymi torbami

WŁADYSŁAW BOROWIEC
Na bazarze większość towaru pochodzi z Polski
Na bazarze większość towaru pochodzi z Polski AUTOR
U was za pędzenie wódki grozi pięć lat tiurmy? - pyta Sasza wiozący nas na ukraińskie Zakarpacie. - U nas karzą tych, którzy nie pędzą - żartuje.

Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale na Ukrainie pędzić bimbru się nie opłaca, bo tanich wódek jest tam bez liku. Na kijowskim bazarze najtańszą można kupić już za dwie hrywny (niecałe 2 złote). A chleb kosztuje hrywnę. Mimo tak niskich cen Ukraińcy pędzą bimber na potęgę. Wódkę pije się tam w pracy, w szpitalu, w policji i w wojsku.
Jeszcze kilka lat temu Polak traktowany był na Ukrainie jak panisko pełną gębą. Za sprzedane dżinsy mógł hulać w najlepszych lokalach Lwowa przez tydzień. Gdy miał trochę fantazji, to za rubla mógł zastąpić knajpianego muzyka. I grać pół nocy ku utrapieniu innych klientów.
Ostatnio skapcaniały polskie pany. A do tego nie są za bardzo lubiani przez Ukraińców. - Do mnie możesz mówić nawet po rosyjsku - zgadza się łaskawie Igor ze Lwowa, który za uzgodnione 10 hrywien wiezie nas na cmentarz łyczakowski. - Niektórzy nasi nie lubią was, bo macie pretensje do Lwowa, jak do swojego. Nie lubią też ruskich, co się tu jeszcze niedawno panoszyły. Ja to co innego, ja szofer, mogę wozić nawet kitajców (Chińczyków).
Polski pan już nie szpanuje pieniędzmi, nie podrywa ukraińskich dziewczyn. Polski pan wtopił się w masę innostranców.

U was mnoho bohato hroszy

Kwas chlebowy prosto z beczki
Kwas chlebowy prosto z beczki AUTOR

(fot. AUTOR)- Nasza bieda i to wszystko to przez was, u siebie Żydów żeście wymordowali, że aż wasz prezydent musiał za to przepraszać, a on tyle wart co i nasz Kuczma, też Żyd - usłyszał polski pan w sklepie, w uzdrowiskowym kurorcie ukraińskim, Truskawcu. Czym prędzej zmył się po angielsku. Gdy mało po pańsku próbował się targować, kupując pomidory na straganie, usłyszał: - Wy Polaki, u was mnoho bohato hroszy, to płaćcie.
Tymczasem polski pan "oddychający" w Truskawcu, wzorem Ukraińców kupuje w sklepie wódkę i popitkę i wypija na ławeczce tuż pod sklepem. U nich tak wolno, tam w pseudotrzeźwość narodu nikt się nie bawi, bo i tak by nic z tego nie wyszło. Wprowadzenie jakiejkolwiek prohibicji groziłoby społecznym buntem. Polskiego pana, na restauracje, gdzie wódka jest 100 procent droższa, już nie stać. Mimo, że z marżą kosztuje 15 zł za pół litra.
Polskie panisko, gdy "horiłki" popije, to krytykuje ukraiński brud i bałagan. Najbardziej irytują go ukraińskie ubikacje, które od razu nazwał "małyszkami", bo pozycja w czasie załatwiania się w tych klozetach przypomina pozycję Małysza tuż przed wyjściem z progu. Za to wzruszają go ukraińskie dumki i dziwi się, że nie słyszy "Sokołów". Nie wie, że to nie ukraińska dumka, tylko piosenka przedwojennych Polaków mieszkających na Ukrainie, rozpropagowana przez film Hoffmana "Ogniem i mieczem". Rodak z Polski chętnie daje się zapraszać na ichniejsze biesiady "na prirodu". Polegają na tym, że pije i zakąsza się nie w domu tylko w parku albo nad rzeczką.

Pielmeni bez wódki nie idą

Polskie panisko wzrusza się, gdy zobaczy beczkowozy z napisem "kwas". Gdzieniegdzie nadal sprzedaje się z nich kwas chlebowy. Bezpieczniej jednak pić ten napój z butelki, gazowany. Polski pan pierogi nazywane u nich pielmeniami zakrapia solidną porcją alkoholu, w czym nie różni się od Ukraińców, bo przecież pielmeni bez wódki nie idą. W środku każdego pierożka jest kawałek mięsa baraniego i kilka kropel rosołu. Pielmeni można poprzedzić solanką albo barszczem ukraińskim, który u nich ukraińskim wcale się nie nazywa. W solance winny pływać kawałki nerek, szynki, ogórka kiszonego, oliwki i łyżka śmietany. Prawidłowością na Ukrainie jest, że im droższa knajpa, tym jedzenie w niej gorsze i dłużej trzeba czekać. Najlepiej jadać w "idalni", czyli takim naszym barze samoobsługowym. Pański prestiż może wprawdzie nieco ucierpieć, ale za to żołądek nie jest zagrożony.

Trochę ikry trzeba mieć

[obrazek4] Kwas chlebowy prosto z beczki (fot. AUTOR)Polski pan na ukraińskim bazarze cały czas się dziwi. A to, że banany po 4,5 hrywny, arbuzy dwa razy droższe niż u nas. Tak samo z ciuchami i rupieciami. Przyjemniej mu się robi, gdy dowiaduje się, że ceny u nich dlatego tak wysokie, bo to wszystko pochodzi z Polski. Rzuca się więc na stoisko z ikrą, czyli kawiorem, bo jak na razie polskiego kawioru nie ma, więc na Ukrainie powinien być tańszy niż u nas. Niestety, polskie panisko wszystko przelicza na butelki ukraińskiej wódki i na kawior się nie zdecyduje, bo nawet tam jest za drogi. Słoiczek czarnego kawioru wielkości pasty do butów kosztuje na bazarze 52 hrywny, czerwonego - 25. W sklepach jest o 20 hrywien droższy. - Pogłupieli, czy co? - dziwi się potomek polskich królewiąt. Żeby choć w małym stopniu uratować pańską dumę, daje pół hrywny staruszce żebrającej pod kościołem. W zamian usłyszy polski hymn, który staruszka zna lepiej niż on. Panisko się wzrusza niczym norka i po raz drugi sypie hrywną, a nawet dwoma.
Dla hecy robi sobie zdjęcie pod pomnikiem Stefana Bandery, a wkurza się, że pod pomnikiem Mickiewicza we Lwowie nikt już nie kładzie kwiatów.

Polski pan jest pobożny

Lekko nabuzowany patriotyzmem i horiłką, polski pan zmierza na cmentarz Orląt Lwowskich. Dokładnej wiedzy o Orlętach nie ma, bo w komunistycznych szkołach o tym go nie uczono, ale na tyle jest wykształcony, że wie, że to my mamy rację, a nie "oni", czyli Ukraińcy. W nosie ma fakt, że to co my oceniamy jako "kresowe posłannictwo", Ukraińcy traktowali i w części nadal traktują jako "polski imperializm". Polski pan, "mesjasz narodów", do wiadomości tego nie przyjmuje i wpienia się, gdy obok grobów Orląt widzi pomnik strzelców siczowych.
Polski pan na Ukrainie staje się pobożny. Zagląda do każdego kościoła katolickiego, Ukraińcy określają je mianem "polskich". Czasem mu się pomyli i wejdzie do cerkwi, skąd wyskakuje jak oparzony, żeby swojej wiary i duszy nie splamić. Po czym znowu każe się wieźć do sklepu z monopolem. Z wyższością innostranca kupuje kilka butelek wódki, jednak do Polski bierze tylko dwie, trzy, bo wie, że celnicy mają nosy niczym psy ogrodnika. Nadwyżki wypija więc na miejscu, a granice przekracza z pustą torbą, niczym prawdziwe turystyczne panisko, a nie jakiś szmugler.
W kraju polski pan żali się, że Ukraińcy nas nie lubią i nie szanują mimo, że zwozimy im tam kulturę, czyli siebie.
- Polak nie wróg, ale i nie przyjaciel - powiedział Anatol Jankowski, Polak mieszkający w Iwankowie. Usłyszał to od swoich kolegów z pracy, Ukraińców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24