Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poranny ptaszek z Rzeszowa. Na pewno znacie ten głos

Marcin Kalita
Zawsze podkreślam, że jestem "made in Rzeszów" - mówi Przemysław Skowron.
Zawsze podkreślam, że jestem "made in Rzeszów" - mówi Przemysław Skowron. Marcin Kalita
Przemysław Skowron, rzeszowianin, od blisko dziesięciu lat budzi miliony Polaków w porannym programie RMF "Wstawaj, szkoda dnia".

Rocznik 1974. Wychowany na osiedlu Kmity. Zagorzały kibic Resovii. Chciał zostać drugim Picasso albo Matejką. Po ukończeniu liceum klasie o profilu biologiczno-chemicznym, zdał egzaminy na architekturę w Krakowie.

Znana niemal każdemu studentowi sytuacja finansowa zmusiła go do szukania pracy. Marzył oczywiście o pracy rysownika. Jednak za każdym razem słyszał, że milej widziany jest architekt po stażu niż rysujący student.

W końcu wpadło mu w oko ogłoszenie "Radio szuka młodych". A że akurat stał przy budce telefonicznej, postanowił zadzwonić. Tak zaczęła się jego przygoda z lokalnym Radiem Wanda z Nowej Huty.

- Miałem farta. To był czas radiowej partyzantki, kiedy na antenę wpuszczano dosłownie ludzi z ulicy - wspomina Przemysław. - Po dwóch miesiącach byłem już najstarszym stażem pracownikiem.

Niebieski żółtodziub

Codziennie prowadził kilkunastogodzinne audycje. Zdarzało się, że po dziesięciu dzwonił do niego szef z pytaniem "czemu jest taki niemrawy"? Polecał mu Zetkę czy RMF, żeby nasłuchiwał, jakie tam wesołe chłopaki pracują.

- Te niemal wieczne dyżury na antenie opłaciły się, bo okazało się, że to właśnie RMF wsłuchiwał się w lokalnych didżejów. Kiedy by nie włączyli Wandę, zawsze słychać było mnie.

Po trzech miesiącach tej katorżniczej pracy zdarzyło mu się spóźnić do pracy.

- Rzeczywiście miałem wysoką temperaturę. Po prostu nie dawałem już rady. Dostałem wypowiedzenie. I wtedy znów los się do mnie uśmiechnął. Dostałem propozycję przejścia do najbardziej znanego w kraju studia na Kopcu Kościuszki - podkreśla. Dokładnie 11 listopada minęło 15 lat od rozpoczęcia jego przygody z RMF-em.

Zaczynał od reporterki. Biegał z mikrofonem po mieście. Później czytał lokalny serwis, w końcu został jego wydawcą. Z czasem wpuszczono go na tak zwaną "dużą antenę".

Prowadził programy nocne, w tym popularną "Kobranockę FM", gdzie czytał opowiadania kryminalne i horrory. W 2001 roku został współprowadzącym popołudniowy program "Świat na Żółto i na Niebiesko".

Budzi się, by… zasnąć!

Od dziewięciu lat głos Skowrona budzi miliony Polaków. Współprowadzi sztandarowy poranek stacji "Wstawaj, szkoda dnia". Jego niski tembr na wielu działa jak filiżanka mocnej małej czarnej.

Wcześniej audycję prowadził uwielbiany przez słuchaczy duet Tadeusz Sołtys i Michał Kubik. Kiedy miało dojść do zmian, długo zastanawiano się, kto ma zastąpić kultową parę. Szefostwo postawiło na Przemka, Witka Lazara, Tomka Olbratowskiego i Marcina Ziobro, który pochodzi z podrzeszowskiego Czudca.

- Nie będę ukrywał, że stracha miałem. W końcu poranek buduje słuchalność na cały dzień. Jeśli się spodoba, słuchacze pozostają przy stacji. Jeśli nie, zmieniają ją. To było spore wyzwanie - wspomina Przemek.

Praca przy audycji, której emisja rozpoczyna się o 5.30, ma jedną wadę. Trzeba wcześnie wstawać.

- Po budziku, dzwoni do mnie Witek, a do niego wcześniej Marcin. Szkopuł w tym, że kładę się dosyć późno. Może gdybym szedł spać zaraz po Dobranocce, byłoby mi znacznie łatwiej. Odsypiam popołudniami. Zdarza się też, że kiedy w trakcie programu lecą dwie piosenki pod rząd, potrafię zasnąć na te parę minut - zdradza kulisy programu.

Wieczorem znów wraca do pracy. Żeby być na bieżąco, śledzi programy informacyjne i Internet.

Często sięga także po to, co zasłyszy na ulicy czy w tramwaju. Jego domownicy boją się już czasem odezwać, żeby nie wykorzystał tego później w audycji.

Skowron, nie paw!

Przemysławowi zdarzył się także epizod z krakowską telewizją, ale zdecydowanie bardziej ceni sobie pracę w radiu, którą uważa za intymniejszą.

- Jestem tylko ja i mikrofon - podkreśla. A że nigdy nie tęsknił za popularnością i rozdawaniem autografów, tym bardziej mu to odpowiada. Kiedy wychodzi z pracy, staje się zupełnie anonimowy, ma święty spokój.

- Sporadycznie zdarza się, że ktoś pozna mnie po głosie. Czasem, widząc nazwisko na dokumencie czy karcie, pytają czy to ja. Bywa i tak, że ktoś mówi mi, iż z takim głosem powinienem pracować w radiu - śmieje się.

Przyznaje, że sam nie przepada za swoim głosem. Do dzisiaj jest w szoku, że inni chcą go słuchać i jeszcze mu za to płacą. W tym momencie do naszej rozmowy wtrąca się jego narzeczona Marika:

- Przemek jest bardzo skromny. Niezwykle troszczy się o każdego ze słuchaczy. Dostaje mnóstwo maili i wiadomości na portalach społecznościowych. Żadna z nich nie pozostaje bez odpowiedzi.

W natłoku spraw zawodowych, nie zapomina o swoich pasjach. Gdy zatęskni za malowaniem, chwyta za pędzel.

- W tej chwili powstaje nowa goła baba. Ale dopiero co zaczęła się rozbierać - śmieje się. Dużo też fotografuje. Niemal nie rozstaje się z aparatem. Interesuje się historią i uwielbia pisać. - To chyba mam po wujku Andrzeju Kosiorowskim - dodaje.

Zmarły niedawno dziennikarz przez wiele lat związany był z rzeszowskimi Nowinami.

Przemkowi marzy się, by kiedyś żyć z pisania.
- Chciałbym tworzyć teksty dla aktorów, kabaretów. Może jakiś scenariusz filmowy - wylicza. Póki co światło dzienne ujrzały dwie jego książki: "Maxxxymy Skowrona. Wydanie Pierwsze Poprawione" i "Imieninałki. Imię nie jedno ma imię!"

Jestem "made in Rzeszów"

Ostatnio rzadko bywa w Rzeszowie. Ale kiedy tylko nadarza się okazja, z przyjemnością do niego wraca. Tu nadal mieszkają jego rodzice i większość bliskich, znajomych.

- Gdy ktoś mnie pyta, skąd jestem, z dumą odpowiadam, że z Rzeszowa. Ja po prostu jestem "made in Rzeszów". Powinienem mieć nawet specjalną metkę z tyłu głowy z herbem miasta - śmieje się. - Kocham to miasto. Jest piękne i cudownie się rozwija. Cały czas śledzę to, co się w nim dzieje.

Kiedy kończył studia, myślał że wróci do rodzinnego miasta. Wtedy nie wiedział jeszcze jak potoczy się jego zawodowe życie.

- W Krakowie się zakorzeniłem. Tutaj dorastają i uczą się moje dzieci. Jest Marika, z którą planuję wspólną przyszłość. Ale na starość, kto wie? Chętnie zaszyłbym się w jakimś uroczysku pod Rzeszowem i malował swoje obrazki. Może obrazki z własnego życia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24