Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrzebna pomoc dla Państwa Makarskich z Woli Rafałowskiej

Małgorzata Froń
Bartosz Frydrych
Najpierw zachorował ojciec, głowa rodziny, potem 13-letni syn, który jest po transplantacji serca. W ostatnią niedzielę zapalił się dom Państwa Makarskich.

Państwo Makarscy z Woli Rafałowskiej mieszkają z dwoma synami w niewielkim domu odziedziczonym po rodzicach. Pracuje tylko pani Anna, bo jej mąż Zdzisław poważnie choruje, renty nie ma, ima się jedynie drobnych prac. W ubiegłym roku syn państwa Makarskich - dziś 14-latek - przeszedł transplantację serca w klinice w Zabrzu.

- Zaczęło się niewinnie, kaszlał, potem dołączyły do tego kłopoty żołądkowe - mówi pani Anna. - Paweł był w szpitalu w Łańcucie, mieliśmy już wychodzić, ale skierowano nas jeszcze na badania serca i okazało się, że syn jest w tragicznym stanie. Natychmiast przewieziono go do szpitala do Rzeszowa, potem do kliniki w Zabrzu. W ubiegłym roku w sierpniu miał transplantację serca.

Pani Anna mówi, że mieli dużo szczęścia, bo szybko znalazł się dawca dla syna, ale teraz łatwo im nie jest.

- Niektórych leków NFZ już nie refunduje, a on musi brać je do końca życia - wzdycha kobieta. - Jest miesiąc, że na lekarstwa i wizyty w szpitalach wydajemy około 500 złotych, ale jak musi brać dodatkowe leki, to już jest to ponad dwa tysiące. Ja pracuję, ale zarabiam niewiele, często muszę brać urlop, niekiedy bezpłatny, bo trzeba z synem jechać do kliniki. Najważniejsze jednak, że żyje, znakomicie się uczy, ma same świadectwa z czerwonym paskiem - uśmiecha się pani Anna.

Życie z dzieckiem po przeszczepie łatwe nie jest. Trzeba mu zapewnić optymalne warunki, nie może mieć kontaktu z ludźmi chorymi, trzeba uważać, żeby nie złapał jakiegoś wirusa, bo to dla niego śmiertelnie niebezpieczeństwo. Dlatego Paweł nie chodzi do szkoły, nauczyciele przyjeżdżają do niego. Państwo Makarscy starali się takie warunki synowi zapewnić. Aż do ostatniej niedzieli.

- W naszym domu wybuchł pożar, zapaliła się sadza w kominie - mówi pan Makarski. - Udało się dom uratować, spalił się strych, ale dom nie nadaje się w tej chwili do mieszkania. Wszędzie widać ślady po ogniu, nieprzyjemna woń rozchodzi się po każdym pomieszczeniu. Wietrzymy, wynosimy te nadpalone rzeczy.

Rodzina śpi teraz w szopie. Paweł ma tam podłączony komputer.
- Próbujemy mu szybko wyremontować pokój, ale nie za bardzo mamy możliwości - mówi pani Anna. - Dom był ubezpieczony, czekamy na pieniądze. Potrzebujemy farby, materiałów wykończeniowych i ludzi chętnych do pracy przy remoncie, bo sami nie damy rady.

Pytamy, czy ktoś z gminy zainteresował się ich sytuacją.

- Byłam w opiece społecznej, powiedzieli mi, że mogę dostać zasiłek, taki jak przysługuje, to jakieś 300 zł - mówi pani Anna.

Krzysztof Grad, wójt gminy Chmielnik deklaruje, że w ramach możliwości, które ma gmina, na pewno pomoc rodzinie zostanie udzielona.

- Rozmawiałem też z przedsiębiorcą budowlanym z naszego terenu, który deklaruje, że pomoże - zapewnia wójt. - Nie zostawimy tej rodziny bez pomocy.

My apelujemy do naszych Czytelników. Jeżeli ktoś z Państwa chce pomóc, prosimy o kontakt z redakcją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24