Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poważny kapitał chce pomóc Legii. Jest gotów wyłożyć 100 milionów euro. Lechia także znalazła się na celowniku dużego inwestora [ROZMOWA]

Adam Godlewski
Adam Godlewski
Biznesmen Andrzej Voigt reprezentuje duży i wiarygodny kapitał, który chciałby zainwestować w polski futbol. A także w sportową infrastrukturę. I nie tylko w sportową...
Biznesmen Andrzej Voigt reprezentuje duży i wiarygodny kapitał, który chciałby zainwestować w polski futbol. A także w sportową infrastrukturę. I nie tylko w sportową... fot. archiwum prywatne Andrzeja Voigta
- Chcę pomóc Legii. Wyszedłem z założenia, że trzeba wesprzeć pana Dariusza Mioduskiego, bo polityka sprzedawania – żeby spiąć budżet – każdego piłkarza, który kilkukrotnie zagra w niekonwencjonalny sposób w 30. lidze w Europie jest dla mnie drogą donikąd. Razem z wielkim funduszem inwestycyjnym z Londynu, złożyliśmy ofertę wsparcia pośrednio i bezpośrednio klubu. I nie tylko - mówi biznesmen Andrzej Voigt, były prezes piłkarskiego ŁKS i sekcji tenisowej CWKS Legia. - w rozmowach z Lechią Gdańsk reprezentowałem zupełnie inną grupę inwestorską. Równie poważną, na czele której stoi jeden z pięciu najważniejszych menedżerów piłkarskich działających na rynku niemiecko-austriackim. W jej imieniu złożyłem ofertę nabycia większościowego pakietu akcji Lechii. Z intencją, żeby grać co najmniej w Lidze Europy. Przede wszystkim jednak z gwarancją inwestycji 50 milionów euro

Tytułem przypomnienia: nie jest pan człowiekiem nieznanym w światku piłkarskim, na początku poprzedniej dekady był pan prezesem Łódzkiego KS. Tylko przez pół roku, ale była to intensywna kadencja…

Namówił mnie wówczas Mirosław Bulzacki, stoper legendarnych Orłów Górskiego, w których grywałem gościnnie, oczywiście już wówczas, kiedy bawili się grą w kategorii oldbojów. ŁKS miał wówczas złożony wniosek o upadłość, sytuacja była bardziej niż trudna. Nawet „przeplatanka”, czyli logotyp klubu był zastawiony u komornika. Zastanawiałem się dwa dni, do startu rundy wiosennej pozostawały tylko dwa tygodnie, nie było drużyny… Nie było też grosza w klubowej kasie, o czym przekonałem się organizując sparing z Legią. Mieliśmy zagrać tercje po 30 minut, ale nie było nawet na pokrycie kosztów dojazdu, które wynosiły 1500 złotych… Za autobus musiałem więc zapłacić z własnego portfela. Z tygodnia na tydzień dostawałem coraz więcej informacji o ukrytych długach, ale sportowo ten zespół się podniósł. W maju zremisowaliśmy z Ruchem, de facto odbierając chorzowianom szanse na tytuł mistrzowski, po który z punktem przewagi na Niebieskimi w roku 2012 sięgnął Śląsk Wrocław. Wraz z Piotrem Świerczewskim, który był menedżerem i Andrzejem Pyrdołem legendą klubu, zbudowaliśmy też fantastyczną atmosferę. Co prawda do utrzymania zabrakło kilka punktów, ale kibice docenili wysiłki. Nawet po spadku nie musiałem po Łodzi chodzić z ochroną.

Rada Nadzorcza była mniej wyrozumiała…

Owszem, ale wcześniej wstrząsnął mną mecz z Zagłębiem Lubin, które również broniło się wtedy przed spadkiem. Na sędziego tego spotkania pan Zbigniew Przesmycki, szef sędziów PZPN, wyznaczył Marcina Borskiego, który wcześniej pracował w miedziowym koncernie, a w tamtym czasie zatrudniona w KGHM była jego żona. Mieliśmy 6 remisów z rzędu, tamto spotkanie także remisowaliśmy do 96 minuty… Wtedy arbiter dał przeciwnikom rzut karny. Po przypadkowym zderzeniu w szesnastce… Rywale wykorzystali jedenastkę, świat wartości naszych młodych zawodników runął. Na mecz o sześć punktów PZPN przysłał arbitra mającego ewidentny konflikt interesów. Mam nadzieję, że te praktyki w związku już się skończyły… Wtedy poręczyłem za spłatę zaległych składek do ZUS i Urzędu Skarbowego, dzięki czemu udało się uzyskać warunkową licencję. Następnego dnia odwołano mnie z funkcji prezesa zarządu, mimo że chciałem przejąć klub… W konsekwencji, kilka miesięcy później ŁKS został zdegradowany do 4 ligi, ja z własnego majątku dołożyłem około 600 tysięcy złotych, w formie – jak się okazało – bezzwrotnej pożyczki.

A jednak chciał pan wrócić do ligowego futbolu. Tym razem do Legii Warszawa.

To prawda, dlatego że na Legię chodzę od 30 lat i mam wielki sentyment do stołecznego klubu. Wyszedłem z założenia, że trzeba wesprzeć pana Dariusza Mioduskiego, bo polityka sprzedawania – żeby spiąć budżet – każdego piłkarza, który kilkukrotnie zagra w niekonwencjonalny sposób w 30. lidze w Europie jest dla mnie drogą donikąd. Razem z wielkim funduszem inwestycyjnym z Londynu, złożyliśmy ofertę nie tylko wsparcia pośrednio i bezpośrednio klubu Legia Warszawa, ale również rozbudowy – za 100 milionów euro – całej infrastruktury. Łącznie z wybudowaniem hali widowiskowo-sportowej na co najmniej 15 tysięcy widzów, czy zadaszeniem części tenisowej – i powiększeniem jej o zaplecze hotelowe – która jest mi najbliższa. 20 lat temu byłem prezesem tenisowego klubu CWKS Legia i przyłożyłem w tej roli rękę do ukształtowania Mariusza Fyrstenberga.

Na czym konkretnie miało polegać to wsparcie?

Zacznę od tego, że pan Dariusz Mioduski nie jest zainteresowany zbyciem udziałów. Przed dwoma laty rozmawialiśmy o zakupie akcji, wtedy był gotów za 45 milionów euro oddać pakiet mniejszościowy. Teraz nawet to nie wchodzi w grę, właściciel Legii uważa najwyraźniej, że sam sobie poradzi z finansowaniem sportowej spółki. Zresztą, mniejszościowym pakietem w tym momencie my także nie jesteśmy zainteresowani. Przygotowaliśmy zupełnie inną konstrukcję kapitałową. Taką, żeby Legia Warszawa nadal funkcjonowała pod kontrolą pana Mioduskiego i uwzględniającą miasto, jako właściciela obiektu. Złożyliśmy ofertę do magistratu i klubu, opiewającą w sumie na 200 milionów euro. Z przeznaczeniem połowy dla miasta jako zrefundowanie kosztów budowy stadionu, a drugiej – na opisane wyżej inwestycje w tę infrastrukturę. Zrefinansowanie kosztów budowy stadionu przy Łazienkowskiej z samorządowych, czyli publicznych pieniędzy obliczyliśmy tak, żeby była to kwota wystarczająca na odbudowę lekkoatletycznego stadionu na Skrze…

Co dzięki waszemu zaangażowaniu zyskałaby Legia?

Klub Legia Warszawa jest użytkownikiem czasowym stadionu, co 10 lat musi przedłużać kontrakt z miastem. I płaci z tego tytułu każdego roku milionowe kwoty właścicielowi za wynajem. Fundusz, który reprezentuję – duży angielski, z kapitałem amerykańskim i australijskim – chciałby przejąć stadion w dzierżawę na 30 lat. I jest skłonny zwolnić Legię z opłaty za użytkowanie, początkowo na przykład na 3-5 lat, co jasno wyartykułowaliśmy panu Mioduskiemu. Czyli klub mógłby dzięki temu zaoszczędzić ponad 25 milionów złotych w tym okresie. I uwolnić te środki na przykład na transfery dobrych zawodników. Już szósty miesiąc czekamy jednak na odpowiedź… Rozumiem, że właściciel Legii ma inne priorytety, skoro nie znalazł czasu na spotkanie z prezesem zarządzającym Funduszu - Davidem Grose. Dodam, aby była pełna jasność, że zaproponowaliśmy zawiązanie spółki celowej. Dzięki takiemu rozwiązaniu Legia stałaby się współwłaścicielem stadionu, a zatem gigantycznego majątku. I czerpałaby zyski z działalności komercyjnej obiektu, którego standard podnieślibyśmy o wspomniane 100 milionów euro. Kilkukrotnie rozmawiałem z panem Mioduskim, ale nie otrzymałem wiążącej odpowiedzi. Za każdym razem twierdził, że nie bardzo rozumie tę konstrukcję finansową.

Miał pan jakieś inne argumenty?

Owszem, i nie ukrywam, iż nie rozumiem, że pan Dariusz nie był zainteresowany - darmowym - wypożyczeniem zawodników z Borussii Dortmund, Bayernu Monachium i PSG, młodzieżowych reprezentantów Niemiec i Francji, co zaoferowałem - jak zakładałem - na początek dobrej współpracy w formie bonusu. Tym 21-latkom trzeba byłoby zapłacić oczywiście kontrakty, ale wcale niewygórowane, na pewno mieszczące się w budżecie płacowym Legii. Z gwarancją jakości, ponieważ tę grupę inwestorską, którą reprezentuję interesowałaby gra Legii wyłącznie w Lidze Mistrzów. Regularna.

Jak miasto Warszawa zareagowało na tę ofertę?

Formalne pismo zostało wysłane w listopadzie oczywiście także do prezydenta Rafała Trzaskowskiego. A także do czterech wiceprezydentów i dyrektora magistratu do spraw inwestycji. Oprócz lakonicznego komunikatu, że analizują propozycję z izbą obrachunkową, nie było jednak konkretnego odzewu. Od pół roku nie doszło do żadnego choćby wstępnego czy roboczego spotkania… Dziwi to o tyle, że w tym okresie miasto Warszawa wyjaśniło chyba już ostatecznie spór o stadion Skry i środki na tę lekkoatletyczną inwestycję na pewno by się przydały. A przecież po 30 latach stadion Legii wróciłby do miasta, oczywiście bezkosztowo. Obawiam się, że to nie tylko zła wola, ale i nieznajomość instrumentów finansowych przez urzędników. Fundusz, który reprezentuję złożył bowiem ofertę także na wykupienie oczyszczalni Czajka. Za miliard euro. Miasto Warszawa nie zareagowało i na tę ofertę od pół roku… A przecież za tę kwotę można by sfinansować budowę całej dodatkowej linii metra. Dlatego nie mogę zrozumieć, że stołeczny magistrat nie jest zainteresowany kapitałem, który sam się zgłosił. I to w sytuacji, gdy tej nieszczęsnej Czajki czy stadionu Legii nikt nie wywiezie za granicę. To infrastruktura, która jest i na zawsze pozostanie w stolicy Polski…

Jaki konkretnie fundusz pan reprezentuje?

Taki, który zarządza funduszami emerytalnymi, i ma do dyspozycji żywą gotówkę, nie musi oglądać się na linie kredytowe. Na dodatek są to bardzo tanie pieniądze. Ich koszt to 2, maksymalnie 3 procent. W skali roku, nie miesiąca. Polska ma swoje 5 minut, mając rating inwestycyjny AA- według Moody’s spełnia bowiem wymogi ryzyka tego funduszu, który zarządza publicznymi pieniędzmi. Nie prywatnymi, tylko właśnie publicznymi. Zresztą, jeśli ktoś ma ochotę, może zweryfikować kontrahenta – to Castlepines Global Securities z Londynu – którego reprezentuję. To nie jest trudne.

Pochodzi pan z Wybrzeża, i tam także usiłował pan zainwestować duże zagraniczne środki. W Lechię. Także bezskutecznie. Dlaczego?

Akurat w rozmowach z Lechią Gdańsk reprezentowałem zupełnie inną grupę inwestorską. Równie poważną, na czele której stoi jeden z pięciu najważniejszych menedżerów piłkarskich działających na rynku niemiecko-austriackim. W jej imieniu złożyłem ofertę nabycia większościowego pakietu akcji Lechii. Z intencją, żeby grać co najmniej w Lidze Europy. Przede wszystkim jednak z gwarancją inwestycji 50 milionów euro w zespół – czyli de facto w transfery – w ciągu dwóch sezonów. Po 4 dniach otrzymaliśmy odpowiedź, że obecny właściciel Lechii nie jest zainteresowany zbyciem aktywów. Zarząd gdańskiego klubu nie podał nawet kwoty, od jakiej skłonny byłby podjąć negocjacje… W tym przypadku reprezentowałem konsorcjum brytyjsko-amerykańskie. Takie, które posiada kluby w NBA, NFL i jeden z największych w Premier League. Ten z Manchesteru…

Dlaczego i w Gdańsku napotkał pan na opór?

Zdaje się, że właściciele polskich klubów piłkarskich lubią władzę. I wolą tę naszą mizerię, marny poziom sportowy i kilkunastokrotnie mniejsze budżety i wartość zespołów niż ma na przykład Villareal, posiadający siedzibę w 51-tysięcznym mieście. My mamy piękne nowoczesne stadiony, i… zero pomysłu na ich wykorzystanie. Ba, nie ma nawet chęci na skonsumowanie poważnego kapitału, który sam się o to prosi…

Sądzi pan, że po wyborach w PZPN może być łatwiej rozruszać nasz futbol?

Ze Zbigniewem Bońkiem rozmawiałem kiedyś podczas meczu Lechii z Legią na temat umiejscowienia PZPN w polskim futbolu. Długo, nawet bardzo. Do dziś nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego przez 9 lat nie poprawił obowiązującej konstrukcji, skoro obecna jest tak bardzo niewydolna. Kluby są niedoinwestowane, a młodzież nie jest szkolona według najnowszych standardów. To ogromne, niedopuszczalne zaniedbanie. Cezary Kulesza znakomicie zna klubowe realia, w Jagiellonii osiągnął bardzo dobre wyniki, biorąc pod uwagę, że to niewielki klub ze średniego miasta. Zadłużenie Jagi jest bardzo niewielkie, w przeciwieństwie do Legii, której długi sięgają około 160 milionów złotych, jaki wynika z dostępnych publicznie raportów. W Białymstoku jest też świetna akademia. Dlatego mam nadzieję, że pan Kulesza poprowadzi PZPN drogą, którą przerobił w Jagiellonii. Nowy zarząd PZPN musi wziąć odpowiedzialność za szkolenie, a samorządy powinny przemyśleć i zdyskontować modę na inwestycje w Polską infrastrukturę sportową, która zapanowała w mającej dużą kapitałową nadwyżkę w Wielkiej Brytanii. Konkretnie znaleźć pomysł, jak odzyskać publiczne środki, zamrożone w tych publicznych inwestycjach. I to szybko. W przeciwnym wypadku moda na nas nie będzie trwała na Wyspach dłużej niż 5 minut…

Rozmawiał Adam Godlewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24