Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poważny plan czy polityczne harce

Jaromir Kwiatkowski Paweł Kuca
PiS znów zagroził, że chce wcześniejszych wyborów. Ten wniosek ma sens pod dwoma warunkami: że wybory nie odbędą się w maju, tylko później, i że wcześniej zostanie wprowadzona ordynacja większościowa. A to jest mało prawdopodobne.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu tak, by przyspieszone wybory mogły się odbyć jeszcze przed pielgrzymką Benedykta XVI do Polski, zaplanowaną na koniec maja.
Jedno jest pewne: tak dłużej rządzić się nie da. Obecny układ polityczny, z rządem mniejszościowym działającym w klimacie permanentnej politycznej awantury, jest całkowicie niewydolny. Bez względu na to, czy dzieje się tak ze względu na nieudolność PiS-u (to tłumaczenie Platformy), czy po prostu dlatego, że poziom emocji i frustracji w parlamencie jest tak wysoki, iż nie ma już szans na stworzenie jakiejkolwiek większościowej koalicji.

Nie mieszajcie do tego papieża

Majowy termin wyborów, zaproponowany przez Kaczyńskiego, to słaba strona jego nowego planu. Stawiałby on bowiem pod znakiem zapytania wizytę papieża w Polsce. Trudno się bowiem spodziewać, by Benedykt XVI dał się wciągnąć w bieżące spory polityczne w naszym kraju. A gdyby nawet chciał przyjechać, to w kraju szarpanym kampanią wyborczą stronie kościelnej byłoby o wiele trudniej znaleźć stabilnego partnera politycznego do zorganizowania pielgrzymki.
Dlatego przyspieszone wybory mają sens, ale najwcześniej w jesiennym terminie.

Bez zmiany ordynacji wybory nie mają sensu

Ale żeby jesienne wybory miały jakikolwiek sens, nie można ich przeprowadzić w oparciu o obecną ordynację wyborczą. Dlaczego? Dlatego, że dałyby one bardzo podobne wyniki do ubiegłorocznych. Czyli nic by się nie zmieniło. Szkoda na to czasu i dużych pieniędzy.
Najbardziej rozsądnym wyjściem jest - naszym zdaniem - zorganizowanie wyborów w oparciu o ordynację większościową w okręgach jednomandatowych, co proponuje PO, a czemu sprzeciwiają się PiS oraz mniejsze partie.
Taka zmiana to byłoby małe trzęsienie ziemi na scenie politycznej. Ordynacja większościowa ma bowiem tę zaletę, że preferuje ludzi z autorytetem, mających rzeczywiste społeczne poparcie. Dodatkowo, preferuje duże partie i dwubiegunowy system polityczny. Można więc się spodziewać, że po wyborach większościowych Sejm byłby bardziej stabilny, a może nawet dwupartyjny (tylko z PiS-em i PO, bo na mniejsze partie ta ordynacja działałaby jak gilotyna).

Radykalnych zmian nie będzie

Problem w tym, że taki scenariusz, najbardziej pożądany dla Polski, jest właściwie niemożliwy do zrealizowania. Nawet wtedy, gdy - w celu ustabilizowania sytuacji - PiS zgodziłby się na zmianę ordynacji, a Platforma - na przegłosowanie uchwały o samorozwiązaniu Sejmu. Obie partie nie mają bowiem koniecznych do tego 307 głosów. Musiałyby poszukać brakujących 20. Gdzie? Oto jest pytanie.
Inny scenariusz mógłby być taki: PiS spróbowałby postraszyć pozostałe partie - poza PO - tak, by zgodziły się na wcześniejsze wybory według preferowanej przez partię Kaczyńskiego ordynacji mieszanej, większościowo-proporcjonalnej. Te partie straciłyby wprawdzie na tej zmianie, ale w końcu "lepszy rydz niż nic".
Ale to by oznaczało, że zamiast radykalnych zmian polską politykę czekałoby powolne gnicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24