Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiało kasą dla gminy i urzędnika? Prawo da się obejść

Andrzej Plęs
Dziwne finansowanie przez prywatne firmy gminnych wydatków, prywata lokalnej władzy, nieliczenie się z opinią społeczną. Przy wielu inwestycjach w farmy wiatrowe kontrolerzy NIK dopatrują się co najmniej konfliktu interesów, żeby nie powiedzieć wprost - symptomów korupcji.
Dziwne finansowanie przez prywatne firmy gminnych wydatków, prywata lokalnej władzy, nieliczenie się z opinią społeczną. Przy wielu inwestycjach w farmy wiatrowe kontrolerzy NIK dopatrują się co najmniej konfliktu interesów, żeby nie powiedzieć wprost - symptomów korupcji. Andrzej Plęs
Miliony do biednej gminy od farm wiatrowych, tysiące dla właścicieli działek. Dla takich zysków lokalna władza gotowa jest wiele zaryzykować.

Zagrożenie korupcją, prywata władzy lokalnej, wywoływanie konfliktów społecznych. Takie zjawiska często towarzyszą inwestycjom w farmy wiatrowe - ustaliła Najwyższa Izba Kontroli. Są przykłady z Podkarpacia.

W gminie Laszki firma Wiatrowiec Energie postanowiła postawić 18 turbin wiatrowych, zainwestować w okablowanie i drogi dojazdowe. W innym miejscu miało stanąć 6 kolejnych wiatraków. W pobliskiej Korzenicy firma Korzenica 2MW wymarzyła sobie jedną elektrownię wiatrową.

Jak większość gmin w Polsce Laszki nie miały miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, toteż wójt wydał trzy decyzje lokalizujące wiatraki na podstawie specjalnie przygotowanego dla tej inwestycji studium uwarunkowań.

Studium kosztowało gminny budżet prawie 60 tys. zł, ale opłacało się, bowiem inwestor przekazał ochotniczym strażakom w gminie sprzęt pożarniczy o wartości 36 300 euro. Strażacy sami wybrali sobie dwa prawie 30-letnie steyery z osprzętem strażackim, a firma wiatrowa tylko regulowała ich rachunki. Umowę na tę darowiznę podpisał z firmą wójt gminy.

Nikt głośno i oficjalnie nie mówił, że darowizna to forma rekompensaty wobec gminnego budżetu za wydatki na opracowanie studium. A tym bardziej nikt głośno i publicznie nie krzyknął, że to może być miękka forma korupcji. Kontrolerom NIK wójt gminy tłumaczył, iż "nie uważa, aby darowizny mogły spowodować konflikt interesów, czy też wywrzeć jakikolwiek wpływ na uzgodnienia projektu studium".

Nieco później Laszki Wind, spadkobierca prawny firmy Wiatrowiec Energie, sfinansował gminie budowę wiaty w Korzenicy (25 tys.), w której miano urządzać sołeckie imprezy. Przeprowadzenie inwestycji wójt zlecił miejscowym strażakom i radzie sołeckiej, ci zlecili wykonanie Rolniczemu Zespołowi Spółdzielczemu w Charytanach.

Po wszystkim zespół wystawił fakturę, Laszki Wind przelały na kontro OSP w Korzenicy 25 tys. zł, a tego samego dnia prezes miejscowej OSP wpłacił tę sumę gotówką na konto zespołu spółdzielczego.

Jaki interes miała firma Laszki Wind, żeby stawiać sołecką wiatę w Korzenicy? Albo żeby doposażyć za 36 tys. euro ochotniczych strażaków? Kontrolerzy NIK dopatrują się w tym co najmniej konfliktu interesów, żeby nie powiedzieć wprost - symptomów korupcji.

Podobny system obowiązywał nieformalnie także w innych gminach, w których inwestorzy zapragnęli postawić wiatraki. W gminie Orły firma Elektrownie Wiatrowe w całości pokryła koszty trzech miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego dla terenów, na których planowała postawić wiatraki. Nie wprost zapłaciła za plany, bo tego zabrania prawo, ale wystarczyło, że wpłaciła na konto urzędu darowiznę. I to niejedną.

Władze w Żurawicy nawet nie kamuflowały swoich intencji, bo zawarły z Iberdrolą Renewables Polska porozumienie, że to firma inwestująca pokryje wszystkie koszty sporządzenia planu zagospodarowania przestrzennego pod swoje inwestycje. Póżniej polsko-hiszpańska spółka wpłaciła do gminnego budżetu 20 tys. zł darowizny na remont jednej z dróg.

A kiedy Energetyka Wiatrowa zdecydowała się stawiać turbiny w Orzechowcach, władze gminy zawarły z firmą porozumienie, które mówiło, iż "inwestor elektrowni, jako inwestycji celu publicznego, przekaże do dyspozycji Wójta gminy Żurawica środki finansowe potrzebne na koszty sporządzenia planów wg rzeczywistych nakładów, w tym wynagrodzenie projektantów i koszty administracyjne obsługi procedury sporządzenia, opiniowania i uzgadniania". Czyli zapłaci za coś, co stanowi obowiązek samorządu. Energetyka Wiatrowa zapłaciła darowizną 18 tys. zł na konto gminy.

Kiedy zaś Energetyka Wiatrowa ubiegała się o zgodę na postawienie fermy u władz Rymanowa, w piśmie do burmistrza i rady gminy zobowiązała się do wsparcia gminnego budżetu…"kwotą po 30000 zł za turbinę z przeznaczeniem na rozwój i poprawę bazy społecznej Gminy".

Pierwszą wpłatę (20 tys. zł) urząd zaksięgował jako darowiznę na gminny ośrodek kultury. Później gmina dostała od firmy jeszcze kilkaset tysięcy złotych na remont dróg. Regionalna Izba Obrachunkowa uznała, że nie ma w tym nic zdrożnego. Kiedy burmistrzowi Rymanowa Janowi Rajchlowi przyszło się tłumaczyć z sytuacji, że inwestorzy płacili za coś, co było obowiązkiem gminy, ten oświadczył, iż "problem przenoszenia kosztów na inwestorów był zjawiskiem powszechnym w samorządach".

Wiatraki na swoim

Okazuje się, że w skali kraju co trzecia inwestycja w wiatrowe elektrownie zlokalizowana została na działkach, których właścicielami są albo włodarze gminy, albo spokrewnieni z nimi właściciele, albo gminni radni lub ich krewni i spowinowaceni.

Podobnie było w Laszkach, gdzie wójt wydał pozytywną decyzję dla instalacji wiatrowych na trzech działkach,… które były jego własnością. Na jego prywatnym terenie miały stanąć 2 wiatraki. Czyli był instancją orzekającą, a jednocześnie stroną postępowania, w którym orzekał, a tego zabrania mu prawo. Kontrolerom NIK wójt Adam Grenda tłumaczył się, że jego formalna zgoda dotyczyła tylko wstępnego etapu postępowania inwestycyjnego.

Wiatraki w Laszkach miały stanąć także na dwóch działkach, które należały do innego pracownika urzędu: inspektora działu ds. planowania i realizacji inwestycji gminnych. Kolejne sześć turbin zaplanowano postawić na działkach inspektora ds. zamówień publicznych, utrzymania dróg gminnych oraz prawa przewozowego i prawa energetycznego. Wójt tłumaczył, że to inwestorzy sami wybrali sobie lokalizacje wiatraków.

A władze gminy miały powód, by forsować inwestycję. I w imieniu własnym - jak się okazuje - i publicznym, bo jak wynika z wyjaśnień firmy Laszki Wind:

- Mieszkańcy, jako wydzierżawiający grunty, będą otrzymywali corocznie czynsze dzierżawne w wysokości łącznej ok. 1000000 zł. Mieszkańcy gminy tytułem zabezpieczenia nieruchomości pod budowę fermy otrzymali już kwotę ponad 1200000 zł. Gmina co roku otrzyma tytułem podatku od nieruchomości kwotę ok. 1400000 zł.

Podobnie było w Orłach, gdzie jedna z dwu działek, na której wzniesiono elektrownię wiatrową, została nabyta przez inwestora spokrewnionego z ówczesnym wójtem.

Żeby tylko nie protestowali

Gminne władze zwykle spodziewają się protestów mieszkańców wobec pomysłu farm wiatrowych, ale też spodziewają się sporych wpływów budżetowych, kiedy te farmy powstaną. Z obawy przed protestami do minimum ograniczają informacje o inwestycji lokalnej społeczności.

Decyzje o wstępnej akceptacji takich inwestycji zapadały zwykle w zaciszach wójtowych gabinetów, przy późniejszym wsparciu radnych. Konsultacje społeczne były zazwyczaj fikcją, a późniejszych protestów mieszkańców nie traktowano z przesadną powagą.

Zwykle trzeba było sporej determinacji mieszkańców, zawiązywania komitetów protestacyjnych, interwencji na wyższych szczeblach władzy, doniesień do prokuratury, by władza chciała z elektoratem rozmawiać o wiatrakach. Zazwyczaj przy wsparciu przedstawicieli firm inwestujących.

W gminie Laszki nawet sami radni skarżyli się oficjalnie podczas sesji rady gminy, że nie przeprowadzono konsultacji z mieszkańcami. Wójt tłumaczył się, że mieszkańcy byli wystarczająco dokładnie poinformowani o inwestycji w trakcie zebrań wiejskich. Żurawica nawet nie prowadziła rejestru skarg i wniosków.

W żadnym z badanych przez NIK przypadków władze gminne nie zdecydowały się przeprowadzić wśród mieszkańców referendum na temat stosunku lokalnej społeczności do pomysłu posadowienia fermy wiatrowej.

Władzy, szczególnie w ubogich "zielonych gminach", bardzo zależy na inwestorach, bo z podatku rolnego trudno gminie wyżyć. Na światowego koncerny liczyć nie mogą, toteż turbiny wiatrowe przyjmują z życzliwością. Przyczyna tej życzliwości jest oczywista: Dukla w ciągu czterech lat zarobiła na podatku od wiatraków ponad 2,2 mln zł. Ale Dukla jest stosunkowo zasobna, natomiast prawie półtora miliona złotych rocznie dla gminy Laszki to grosz, dla którego warto nagiąć prawo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24