Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do pracy już nie wystarczy

Aneta Dyka-Urbańska
Pracownicy pogotowia w starostwie domagali się zwolnienia dyrektora.
Pracownicy pogotowia w starostwie domagali się zwolnienia dyrektora. Fot. Aneta Dyka-Urbańska
Mimo, że dyrektor pogotowia chce przywrócić do pracy pracowników, którzy rozpoczęli naukę, sanitariusze i kierowcy są zdegustowani. Liczyli na... zwolnienie dyrektora.

W piątek 20 sanitariuszy pojechało do wicewojewody, by spotkać się z Komisją Dialogu Społecznego. Zamiast niej była tam Komisja Monitorowania Służby Zdrowia.

Przyczyny konfliktu

- Nie tak to miało wyglądać. Wicewojewoda Dariusz Iwaneczko umył ręce. Był na spotkaniu może pół godziny, ale nie miał ochoty nas słuchać. O fatalnej atmosferze w stacji nie było mowy - mówi Mirosław Łuc, sekretarz związku zawodowego w pogotowiu.

Konflikt, który toczy się od wielu tygodni w stacji wydawał się opierać głównie o kwestię zwolnień sanitariuszy. Dyrektor Zbigniew Bober chciał ich wymienić na lepiej wykształconych ratowników medycznych. Jak tłumaczył, nie było to widzimisię, ale konieczność. NFZ zapowiedział, że właśnie za usługi ratowników będzie płacił godziwie. Zatrudnianie sanitariuszy miało być więc nieopłacalna dla pogotowia.

Szansa dla uczących się

Jeszcze kilka dni temu wszystko wskazywało na to, że nie ma mowy o przywróceniu do pracy sanitariuszy. Tuż po tym, jak się dowiedzieli o planach dyrektora poszli na chorobowe. Bober zatrudnił na ich miejsce ratowników. Po piątkowym spotkaniu dyrektor zdecydował jednak dać szansę sanitariuszom, którzy już się kształcą (chodzi o trzy osoby). Pozostali mają przygotowane inne stanowiska pracy, m.in. w szpitalu i Domu Pomocy Społecznej.

Zła atmosfera w zespole

Pracownicy stacji są jednak niezadowoleni. Liczyli, że Komisja Dialogu Społecznego zajmie się atmosferą w zespole. Ta jest zła, bo - ich zdaniem - dyrektor miał m.in. szafować naganami. Bober z kolei tłumaczy, że nagana była konieczna, bo pracownik np. rozmawiał niemal pół godziny przez telefon alarmowy.

- Ja nawet odstąpiłem od nagany w sytuacji, gdy powianiem ją dać. Kierowca wjechał w bramę, uszkodził auto i nie sporządził z tego notatki, co uniemożliwiało staranie się o odszkodowanie. Jego argumenty nie przekonują pracowników. Jak mówią, czuli się zastraszani. Nie mieli komfortu pracy.

Co teraz? Starostwo powiatowe poprowadzi szczegółowe rozmowy w tej sprawie. - Na razie obietnica przywrócenia do pracy jest tylko ustna - mówi Łuc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24