Pożerają stado

- Wypędziliśmy stado 15 maja, a już następnego poranka zaatakowały wilki - mówi Władysław Brejta, prezes Zarządu Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki w Odrzechowej.
Świadkami ataku byli turyści. Na widok 3 wilków osaczających jałówkę podnieśli raban. Drapieżniki zrezygnowały ze śniadania. W połowie lipca wygłodniała wataha dopadła dwie jałówki. Padły z wykrwawienia. Dwa tygodnie później bestie rzuciły się na krowę w trakcie porodu. Wyrwały i pożarły na wpół urodzonego cielaka. Krowa przeżyła, jest trwale okaleczona. W ubiegłym tygodniu ofiarą drapieżników padł jednodniowy cielak.
Zakład szacuje swoje straty na prawie 9 tys. zł. Jeśli padną kolejne okaleczone krowy, straty powiększą się o 8 tys. zł.
Wilcza wataha może liczyć 16 osobników. Dawniej drapieżniki atakowały sporadycznie. Dlaczego teraz jest inaczaj? - W lasach przetrzebiono zwierzynę płową. Dzików nie ma wcale - uważa Władysław Brejta.
Bogusław Famielec, nadleśniczy Nadleśnictwa Rymanów ma inne zdanie. To wilków jest za dużo, ponieważ prawo nie zezwala na ich odstrzał.
- Wilk nie ma wroga, a żyje 15 lat. W ciągu roku musi zjeść tonę mięsa. To około 30 łań - wylicza - Tadeusz Kułak, emerytowany strażnik łowiecki z Puław.
- Jeśli wyłączymy 300 ha pastwisk, będziemy musieli zmiejszyć stado i przejść na intensywną hodowlę paszami przemysłowymi, - zapowiada Brejta. 65-osobowa załoga zostanie zredukowana.