Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozwolenie od żony

TOMASZ RYZNER
Józef Stefanik
Józef Stefanik TOMASZ RYZNER
- Takie nazwiska, jak Bajor, Kłak, Majak, Podbrożny, Zieliński zna każdy kibic. Swego czasu i ja coś znaczyłem w tej paczce. Pamiętam zresztą, że był okres, kiedy grałem w pierwszym zespole, a przykładowo Jacek Zieliński terminował dopiero w II zespole - wspomina Józef Stefanik, dziś piłkarz Wisłoki Dębica.

- W marcu skończył pan 38 lat. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Stefanik przeciąga karierę i zajmuje miejsce młodym zawodnikom.

- To nie tak. Już po rundzie jesiennej miałem zamiar zawiesić buty na kołku. Dopadła mnie kontuzja kolana i brałem pod uwagę, że to już koniec zabawy. Później okazało się, że łękotka i wiązadła są całe; doszedłem do siebie i znów byłem gotowy do gry. A jeśli idzie o zajmowanie miejsc, to jest to zarzut raczej nie na miejscu. Kadra Wisłoki jest wąziutka i każdy może się przydać. Mimo swoich lat nie jestem ostatni w zespole. W każdym razie nikt nie woła z trybun: "dziadek, złaź z boiska!".

- Wisłoka rękami i nogami broni się przed spadkiem, ale pan jej w tym nie pomaga.

- Dwa tygodnie temu graliśmy mecz z Niedźwiedziem. Boisko nie zostało zwałowane i w niegroźnej sytuacji, na jakiejś nierówności, skręciłem kolano. Myślę, że zdążę na ostatnie mecze.

- Oby tylko nie było za późno.

- Jestem pewien, że jeśli dzisiaj zgarniemy trzy punkty (rozmowa odbyła się przed meczem z Pogonią Leżajsk, który dębiczanie wygrali 1:0 - przyp. red.) Wisłoka na 90 procent zostanie w III lidze.

- Kłopoty finansowe klubu wam w tym nie przeszkodzą?

- Wisłoka nie od dzisiaj ma problemy. Wiadomo, że pieniądze nie spływają regularnie, ale w drużynie jest dobry klimat, każdy robi swoje i myślę, że będzie tak do końca.

- Pańskie nazwisko kojarzy się z najlepszymi latami Igloopolu Dębica, Siarki Tarnobrzeg. To były jednak kluby nr 2 i 3 w futbolowej przygodzie.

JÓZEF STEFANIK

Rocznik - 1964
Wzrost - 178 cm
Waga - 82 kg
Pozycja - obrona, pomoc, atak
Ksywka - "Stefan"
Kluby - Tomasovia Tomaszów Lubelski, Igloopol Dębica, Siarka Tarnobrzeg, Czuwaj Przemyśl, Purkersdorf (IV liga austriacka), Rzemieślnik Pilzno, Lechia Sędziszów, Wisłoka Dębica

- Pochodzę z Tomaszowa Lubelskiego. Byłem chorowitym dzieckiem i w domu nie chciano słyszeć o zapisie do piłkarskiej sekcji. Miałem 10 lat, kiedy pojawiłem się na treningu w LKS-ie Tomasovia, ale przez dwa lata grałem tak jakby w konspiracji. Rodzice nic nie wiedzieli, a zgodę na grę podpisywała mi siostra. Byłem już w juniorach, kiedy sprawa się wydała. Należałem do lepszych graczy, strzelałem sporo bramek i w domu pogodzono się z moim wyborem.

- Kiedy miał pan 19 lat pojawił się pan w Dębicy.

- Miałem oferty z III-ligowych wówczas Górnika Łęczna i Hetmana Zamość. Wybrałem II-ligowy Igloopol ze względu na osobę trenera Grzegorza Bakalarczyk, który trenował mnie wcześniej w kadrze województwa.

- Kariera, jaką w latach 80. zrobił Igloopol, była imponująca. Prezes Edward Brzostowski zapowiedział, że Igoopol będzie pierwszym LZS-em w ekstraklasie i dopiął swego. Grał pan w tym klubie siedem lat.

- I był to mój najlepszy czas. Tworzyliśmy prawdziwy zespół, nie było podziałów na grupki. Warunki były komfortowe, nikt nie myślał o pieniądzach. Każdy co miesiąc dostawał dokładnie tyle, ile było zapisane w kontrakcie. Można się było koncentrować wyłącznie na futbolu. W zespole roiło się od znakomitych piłkarzy. Takie nazwiska, jak Bajor, Kłak, Majak, Podbrożny, Zieliński zna każdy kibic. Swego czasu i ja coś znaczyłem w tej paczce. Pamiętam zresztą, że był okres, kiedy grałem w pierwszym zespole, a przykładowo Jacek Zieliński terminował dopiero w II zespole.

- Piłkarze zarabiali pewnie kokosy?

- Wszystko było, jak powiedziałem, wypłacane terminowo, co po latach tym bardziej się docenia. Nie powiedziałbym, że mieliśmy kokosy. To były inne czasy. Człowiek się cieszył z talonu na dużego fiata. Po tamtych latach zostało mi mieszkanie i to też jest coś.

- Zmiana ustroju oznaczała początek końca wielkiej drużyny. Koledzy porozjeżdżali się po Polsce. Pan wybrał ofertę Siarki Tarnobrzeg. Czy to był właściwy krok?

- Byliśmy z Igoopolem znów w II lidze, kiedy zgłosił się po mnie świętej pamięci Janusz Gałek. Tarnobrzeg jest blisko Dębicy i dałem się namówić. Zaliczyłem tam dwa sezony w ekstraklasie. Nieskromnie powiem, że byłem wtedy w formie. Mecze z Ruchem Chorzów czy Widzewem zespół wygrywał 1:0 po moich golach. Niestety, właśnie w Siarce przytrafiło mi się złamanie kości strzałkowej. Straciłem pół roku i trudno było wrócić do dawnej dyspozycji.

- Miał pan oferty z innych regionów kraju.

- Kiedy Igloopol grał w ekstraklasie, pytali o mnie działacze ŁKS-u i GKS-u Katowice. Miałem jednak ważny kontrakt, a prezes Brzostowski ani myślał godzić się na transfer.

- Po sezonach w Siarce zasilił pan przemyski Czuwaj. Pięć lat temu awansował pan z nim do II ligi, ale sukces nie wyszedł na zdrowie klubowi. Dziś drużyna tuła się po boiskach V-ligowych.

- Trener Zbigniew Bartnik sprowadził do drużyny nie tych ludzi, co trzeba. Nie stworzył zespołu. Już po rundzie jesiennej było raczej pewne, że Czuwaj wraca do III ligi. Odszedłem wtedy z drużyny, ale na odchodnym namawiałem działaczy, by nie tracili pieniędzy na nowych piłkarzy, ale grali swoimi chłopakami. Nie posłuchano mnie. Wiosną w Przemyślu pojawił się kolejny zaciąg za grubą kasę. Po spadku zespół się rozsypał, w III lidze nie miał kto grać i za rok Czuwaj był już w IV lidze.

- Pobyt w Austrii to była zabawa, czy w miarę poważna piłka?

- Na wyjazd namówił mnie dobry kolega z boiska, Zdzisek Strojek. Zespół prezentował poziom naszej V ligi. Mieliśmy pomóc w utrzymaniu drużyny w lidze i bez kłopotów to się udało. Dodatkowo pracowałem jako trener młodzików. Było to ciekawe doświadczenie, ale doskwierał mi brak rodziny i mimo dalszych propozycji wróciłem do Polski.

- Patrząc z perspektywy lat nie czuje pan niedosytu, jeśli idzie o swoje dokonania?

- Nie narzekam. Rozegrałem ponad 300 meczów w II i ponad 100 w I lidze. Życzę każdemu chłopakowi z regionu takich osiągnięć.

- Będzie pan miał następców na boisku?

- Całkiem możliwe. Synowie trenują w Igloopolu. Kiedy ich oglądam, to mocniej się denerwuję niż podczas własnych meczów. Mają smykałkę do piłki i wszystko przed nimi.

- Zobaczymy pana w akcji jesienią?

- Najpierw muszę solidnie wypocząć po sezonie. Później będę się zastanawiał, co dalej. Lata lecą, ale nie czuję się najgorzej i pewnie pobiegam jeszcze za piłkę. W każdym razie dostałem od żony zgodę na jeszcze jeden sezon (śmiech).

- W barwach Wisłoki?

- Kilka miesięcy temu myślałem nad ofertą, jaką złożyły mi Wigry Suwałki. Zrezygnowałem jednak. Najwyższy czas skończyć z tułaczką po Polsce. W Dębicy mieszka moja rodzina, tutaj mam pracę i zakończenie kariery w Wisłoce byłoby rozsądnym wyjściem.

- Wyobraża pan sobie życie bez futbolu?

- Raczej nie. Już teraz trenuję A-klasowy Kolejarz Dębica. Prowadzimy w swojej grupie i mierzymy w awans. Kiedy mam wolny czas, gram w lidze halowej. Wszystko kręci się wokół piłki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24