Pracownicy podkarpackich sądów chorują, odchodzą od stanowisk i pikietują

Protest pracowników biurowych sądów trwa od początku tygodnia w całej Polsce i przybiera różne formy. W Sądzie Rejonowym w Rzeszowie dominują zwolnienia chorobowe. Na 200 zatrudnionych osób, na „L-4” było w czwartek 130. Na skutek tego odwołano kilkanaście rozpraw, bo nie miał kto protokołować. Z kolei Pracownicy Sądu Rejonowego w Przemyślu na kwadrans odchodzą od swoich stanowisk pracy.

Zatrudnieni w Sądzie Apelacyjnym i Okręgowym w Rzeszowie organizują pikiety. Pod SA zgromadziło się w czwartek ok. 40 osób, w tym sędziowie i prezesi sądu, którzy w ten sposób wyrazili swoje poparcie dla pracowników. Ci domagają się tysiąc zł. brutto podwyżki.

- My chcemy godnie żyć, a za nasze wynagrodzenia nie możemy tego zapewnić naszym rodzinom. Ja jestem kierowniczką Biura Obsługi Interesanta z 20-letnim stażem pracy, a moja pensja wynosi 3 tys. zł brutto - mówiła Jolanta Rak, pikietująca pod sądem. -
Tymczasem wymagania, jakie są nam stawiane to m.in. wyższe wykształcenie, podnoszenie kwalifikacji, wysoka kultura osobista, bo to my reprezentujemy sąd - opowiada.

I dodaje, że to właśnie z takimi pracownikami petenci mają bezpośredni kontakt i to do nich bardzo często kierują swoje uwagi i pretensje, najczęściej z powodu długiego oczekiwania na termin rozpraw.

- Nasze płace od 2010 r są zamrożone, ich realna wartość dziś jest bardzo niska. Liczymy się z każdą wydaną złotówką -mówi Halina Kaczor, starszy insp. ds. biurowości sądowej.

Protest dotyka także sądy rejonowe podlegające Sądowi Okręgowemu w Rzeszowie: mi.in. w Ropczycach, Łańcucie, Dębicy, Leżajsku i Strzyżowie. W czwartek w Łańcucie na zwolnieniu było ok. 50 proc. pracowników.