Maria jest inwalidką I grupy, porusza się o kulach. Żyje z zasiłku. Ma 58 lat i siwe włosy spięte w warkocz. Źle gojące się rany po żylakach wymagają codziennego zmieniania opatrunków. Każdego dnia odwiedza ambulatorium, po drodze wstępując do zaprzyjaźnionych prawników. Na lekarzy liczy, że utrzymają ją w jakim takim zdrowiu, od prawników oczekuje, iż pozwolą jej zakończyć tułaczkę i powrócić do rodzinnego gniazda.
Przestała być potrzebna
Przez pół wieku mieszkała z rodzicami w rodzinnym domu w Czaszynie. Najpierw w starym, drewnianym, później w pięknym, murowanym. Dzielili go z bratem Józefem, jego żoną i dziećmi. Dokąd matka żyła, wszystko układało się w miarę dobrze. Kiedy zmarła w 1998 roku, brat postanowił pozbyć się jej z domu. - Wywalił moje rzeczy do piwnicy, na strych, na korytarz, wyrzucił mnie z pokoju do kuchni, ciągle miał pretensje. Stałam się zawadą w "jego" - jak twierdził - domu. Wreszcie zmienił zamek i zamknął przede mną drzwi - wspomina Maria.
Bezdomna
Przygarnęła ją sąsiadka, myśląc, że konflikt szybko znajdzie rozwiązanie. Kiedy jednak nic na to nie wskazywało, po kilku miesiącach rozstały się. Szukała ratunku w gminie. Urzędnicy obiecali przydzielenie miejsca w domu pomocy społecznej. - Dopóki nie będę wymagała stałej pomocy, nigdy na to nie przystanę. Ja mam gdzie mieszkać - tłumaczyła wszystkim.
Znalazła dach nad głową w grudniu 2003 roku w Lesku. Opiekowała się staruszką w zamian za mieszkanie. Potem jednak osoba ta zmarła i Maria musiała opuścić mieszkanie. Z pomocą przyszedł jej drugi, brat z żoną, posiadający w Lesku dom - ruderę. W suterenach znalazła kąt dla siebie.
Niezbadane wyroki sądów
Sprawa trafiła do sądu. Sędzia w Lesku uznał, że Józef Ł. i jego żona winni są psychicznego znęcania się nad Marią. Sąd Okręgowy w Krośnie utrzymał ten wyrok w mocy, skazując ich na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Zszokowana była cała gmina, jako że Józef Ł. pełnił funkcję wiceprzewodniczącego rady gminy. Pod naciskiem opinii publicznej musiał zrzec się mandatu radnego.
Ale Maria mimo konfliktu z bratem, chciała zamieszkać w rodzinnym domu. Z pozwem o prawo powrotu wystąpiła do Sądu Rejonowego w Sanoku i sprawę wygrała. Jej radość trwała krótko. W apelacji w Krośnie Józef Ł. dowiódł, że jego siostra nie może mieszkać w jego domu, gdyż nie zawarła z nim umowy najmu i nie płaci czynszu.
Maria nie potrafi powstrzymać łez. Z wyrzutem mówi o dokumentach, które zginęły wówczas w sądzie, jak również o fakcie, że nie została powiadomiona o terminie rozprawy. O wyroku dowiedziała się, kiedy było już za późno, aby odwołać się do wyższej instancji.
Gmina wymeldowuje
Józef Ł. wystąpił z wnioskiem do Urzędu Miasta i Gminy o wymeldowanie siostry ze swego domu. Decyzję taką uzyskał z datą 24.09. 2002 r. Sekretarz gminy powołał się na przepis, iż "organ gminy może wymeldować osobę, która opuściła miejsce pobytu stałego i nie przebywa w nim co najmniej przez okres 6 miesięcy, a nowego miejsca jej pobytu nie można ustalić".
- Przecież cała wieś i Urząd Gminy dobrze wiedzieli, gdzie przebywam. Wiedzieli też doskonale, dlaczego w tym domu nie mieszkam. Boga się nie boją … - szlocha Maria.
Odwołała się od decyzji burmistrza do wojewody. Ten jednak utrzymał ją w mocy twierdząc, że "właściciel lokalu nie zgadza się na pobyt w nim swojej siostry". Co ciekawe, pismo wojewody zawierało adres, pod którym przebywała M. Łukawska. Czyli, ze znane było urzędnikom miejsce jej pobytu.
Kobieta nie dała za wygraną. Odwołała się do Naczelnego Sądu Administracyjnego i ten uchylił decyzję burmistrza i wojewody, przywracając Marii meldunek. - Sędzina powiedziała mi, że gmina nie miała prawa mnie stamtąd wymeldować - mówi Maria.
Meldunek mało ważny
Już wydawało się, że skoro w dowodzie osobistym ma meldunek, to formalnością będzie wprowadzenie jej do domu rodzinnego. Prosiła o to gminę, potem komornika sądowego. Ten twardo obstawał, że musi mieć na to wyrok sądowy, że samo przywrócenie zameldowania niczego jeszcze nie załatwia.
Sytuacji nie zmieniła śmierć brata Józefa w lutym 2004 roku. W czerwcu br. dostała list od bratowej, aby zabrała z domu swoje rzeczy. Odpisała, że nie ma gdzie ich zabrać, znajdują się w miejscu, w którym jest zameldowana.
Do domu, gdzie mieszka obecnie, prowadzi wyboista, ułożona z kamiennych kocich łbów, dróżka. Niełatwo jest ją pokonywać, będąc skazanym na poruszanie się o kulach. Ale Maria nauczyła się tej sztuki. Jej mieszkanko składa się z maleńkiej kuchni i niewiele większego pokoiku. Uderza odór wilgoci. Grzyb kwitnie na ścianach, na suficie widoczne są ciemne miejsca po odpadłym tynku. - Na szczęście, kominiarz oczyścił kominy i pozwolił palić w piecu. Pod warunkiem, że zatynkuję dziury między rurą, a wejściem do komina. Musze to zrobić - mówi Maria.
Tymczasem dom w Czaszynie stoi pusty. Bratowa Marii wyprowadziła się do córki, mieszkającej w innej miejscowości.
Maria będzie walczyć o prawo powrotu. - To jest mój dom rodzinny, w którym chcę mieszkać. Przecież nie jestem trędowata - mówi z płaczem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Mąż nie odstępuje Sykut-Jeżyny ani na krok. Ma ważny powód [ZDJĘCIA]
- Niewielu wie, kim jest mąż Kolendy-Zaleskiej. Ujawniamy prawdę o tym, jak się poznali
- Magdalena Narożna pokazała, co się stało z jej twarzą! Opuchnięte oczy, plamy...
- Tłum na urodzinach Piotra Gąsowskiego! Balowali do rana, przyszło pół Polsatu!