Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemyślanki przejechały autostopem przez 12 państw

Norbert Ziętal
Przemyślanki w 21 pokonały autostopem 12 państw i 6 tys. km. Nz. chwila na zwiedzanie Berlina.
Przemyślanki w 21 pokonały autostopem 12 państw i 6 tys. km. Nz. chwila na zwiedzanie Berlina. Archiwum
Na autostradzie we Wrocławiu ledwo podniosły tabliczkę z napisem "Kraków", gdy zatrzymał się TIR. Kierowca już je znał. - Wszyscy o was gadają przez CB radio - oświadczył zaskoczonym przemyślankom.

- Na trasie w całej Europie kierowcy często nam mówili, że słyszeli o nas, że się o nas rozmawia przez CB. Często były to informacje, że ktoś chciał nas zabrać, ale nie mógł, wiec poleca nas komuś innemu. Nawet ten kierowca, który zatrzymał się we Wrocławiu, powiedział, że gdzieś wcześniej już nas widział. Może w Hanowerze? - opowiada Karolina Kępczyńska, 21-latka z Przemyśla. Razem z o rok młodszą siostrą Moniką, przejechały autostopem przez dwanaście państw europejskich. Pokonały blisko 6 tys. km.

Obie są studentkami. Monika farmacji we Wrocławiu, Karolina pedagogiki w Krakowie.

Szybko okazało się, że eter ma też swoje złe strony, bo można przegrać z konkurencją.

- Ten kierowca wysadził nas na stacji benzynowej w okolicach Katowic. Podczas jazdy próbował nam przez CB załatwić dalszy transport do Krakowa, ale okazało się, że mamy silną konkurencję w postaci innej kobiety, czekającej na tym parkingu. To ją chcieli zabierać kierowcy - mówi Monika.

W Krakowie trudno złapać stopa

Siostry Kępczyńskie dopiero w tym roku zaczęły przygodę z autostopem. Najpierw wiosną krótkie dystanse w kraju. Z Wrocławia do Karpacza. A później z Wrocławia nad Bałtyk i z Krakowa do Zakopanego.

- Wtedy zaczęłyśmy snuć autostopowe plany na wakacje. Ale szybko doszłyśmy do wniosku, że po co po Polsce, skoro można ruszyć w Europę - opowiada Karolina.

To ona była entuzjastką wyprawy. Monika początkowo pesymistycznie patrzyła na taką eskapadę. Im więcej czytała o autostopie w internecie, tym mniejszą miała ochotę jechać. Ale w końcu postawiły: jedziemy. Tyle, że nie same.

- Na internetowych stronach dla autostopowiczów, znalazłyśmy dwóch chłopaków. Łukasza z Lublina i Kubę ze Szczawnicy. Po spotkaniu na żywo okazali się w porządku. Mogliśmy jechać razem - mówi Karolina.
Z Przemyśla do Krakowa dotarły pociągiem. Stąd już tylko autostop.

- Wyszliśmy na obwodnicę Krakowa. W parach. Ja z jednym chłopakiem, siostra z drugim. I tutaj się zaczęły schody. Trudno było cokolwiek złapać - opowiada Karolina.

Potem dowiedziały się, że Kraków jest w Polsce najgorszym miejscem do łapania stopa.

Noclegi w namiocie

Noc przetrwali na trawie przy parkingu na wrocławskich Bielanach. Od teraz przez najbliższe trzy tygodnie to miał być ich standardowy nocleg. Za pierwszy, zagraniczny punkt swojej podróży obrali Berlin, stolicę Niemiec.

- Mieliśmy niesamowite szczęście. Monika z Łukaszem dość szybko zatrzymali starego mercedesa. Coś tam chwilę pogadali i kiwają na nas. Ten kierowca jechał do Norwegii i zgodził się zabrać całą naszą czwórkę. Dojechaliśmy z nim do samego Berlina - wspomina Karolina.

Noc spędzili na berlińskim dworcu kolejowym. Jak wielu innych turystów. Dopiero nad ranem obudziła ich ochrona. Zaczęli przeszkadzać innym podróżnym.

Z Berlina chcieli się dostać do Amsterdamu w Holandii. Postanowili zmienić zespoły. Chłopaki osobno, dziewczyny osobno.

W Holandii nie znają autostopu

- Oni zaczęli marudzić, że dwóch chłopaków, to nikt nigdy nie weźmie. A my do nich: jak to nie. Wezmą. Na pewno wezmą. No i okazało się, że ledwo po pięciu minutach zatrzymali się im Holendrzy, którzy zawieźli ich do samego Amsterdamu. A my stałyśmy i stałyśmy. Wreszcie zlitował się jakiś Litwin, ale podwiózł nas jedynie do Hanoweru, a to dopiero połowa drogi - relacjonuje Monika.

Po kilku godzinach czekania wziął ich Holender i dowiózł ich w pobliże granicy niemiecko - holenderskiej.

- W Holandii było ciężko. Tam przeżyłam swoje pierwsze załamanie. Chciałam wracać do domu - mówi Karolina.

Okazało się, że Holendrzy w ogóle nie wiedzą co to jest autostop. Podróżujących w ten sposób turystów było jak na lekarstwo, a ci nieliczni których zauważyły, to cudzoziemcy. Autostop był Holendrom do tego stopnia nieznany, że jak Polki prosiły o podwiezienie na stację benzynową z dużym parkingiem, to uprzejmi kierowcy zawozili je na stację kolejową.

- Pewnie myśleli, że chcemy jechać pociągiem, tylko słabo znamy angielski i mylimy stację benzynową z kolejową. Autostop jest tam być może nieznany, gdyż tamtejsi studenci mają darmowe bilety na pociągi - opowiadają dziewczyny.

Bigos i flaki na holenderskim parkingu

Jednak jak same podkreślają, na całej trasie nie miały ani jednej przykrej przygody. Dwa razy zostały spisane prze policję, holenderską i francuską, ale bardziej chodziło o rutynową kontrolę niż jakieś podejrzenia. Za to niemal na każdym kroku okazywano im życzliwość.

Na jednym z parkingów holenderskich, pożyczyli od polskiego kierowcy kuchenkę gazową. Ten po chwili przyszedł, stwierdził, że pewno dawno nie jedli polskich dań i podarował im krajowe specjały. Bigos, flaki, polski chleb, sałatkę.

Z Amsterdamu, przez Belgię ruszyli na Paryż, stolicę Francji. Tu chwila odpoczynku u cioci i jedyny na trasie prawdziwy obiad. I dalej na południe. Do Hiszpanii.

- Na początku planowaliśmy z chłopakami szybkie dotarcie do Hiszpanii i dłuższe podróżowanie po tym kraju oraz sąsiedniej Portugalii. Okazało się jednak, że musimy zmienić plany. Jeden z kierowców wytłumaczył nam, że hiszpańscy kierowcy tirów niezwykle rzadko biorą turystów, bo wolno im wziąć tylko jedną osobę albo nawet wcale. Dlatego tylko zahaczyliśmy o ten kraj i zrezygnowaliśmy - opowiada Karolina.

Autostop zamiera

Rezygnację z Hiszpanii, postanowili zrekompensować sobie dłuższym zwiedzaniem południowej Francji. Tym bardziej, że całą dotychczasową trasę mieli zimną i deszczową, a nagrodą za to miało być hiszpańskie słońce.
Szczęcie im sprzyjało. Południową Francję, Monako i północne Włochy zwiedzili w pełnym słońcu. Wspominają zwłaszcza imprezę z bułgarskimi tirowcami. Rano, po całonocnych rozmowach, właściwie nie wiedzieli, w jakim języku i w jaki sposób mogli rozmawiać. Ale przecież najważniejsze, że się dogadali.

We Francji przemyślanki rozstały się w kolegami z Polski. Jeden musiał wracać do Polski, na wcześniejsze egzaminy na studiach. Drugi nie chciał w pojedynkę jechać.

- Zostałyśmy z tymi Bułgarami. Trochę żeśmy się zastanawiałyśmy. My dwie, ośmiu Bułgarów, cztery samochody. Ale jedziemy - opowiadają.

Autostop w Europie zamiera. Na całej swoje trasie Polski spotkały zaledwie kilkanaścioro ludzi podróżujących w ten sposób. Kierowcy, którzy zatrzymali się, aby ich podwieźć, w przeważającej większości to byli dawni autostopowicze. Dziwili się, że ten ruch jeszcze istnieje.

Trzy tygodnie wakacji za zaledwie 200 euro

We Włoszech, w okolicy Vicenzy, spotkały kierowcę, Polaka, który przez Słowenię, Węgry, Słowację i Czechy dowiózł ich do Wrocławia. Autostopową podróż zakończyły w Krakowie.

- Nasza podróż trwała 21 dni. Wydałyśmy zaledwie 200 euro na dwie osoby. Ale i tak mogłyśmy wydać mniej, bo raz nocowaliśmy na kempingu, a innym razem coś lepszego kupiłyśmy sobie do jedzenia - opowiada Karolina.
Miały ze sobą namiot. Zazwyczaj nocowały na trawie, na przyautostradowym parkingu. Raz nawet na mniejszym parkingu, tuż przy betonowym murku oddzielającym go od jezdni autostrady i pędzących samochodów. Ponadto w kabinach tirów, a także w naczepie jednego z nich. Na stacji kolejowej.

- Autostopowiczom najlepiej jest podróżować we dwie osoby. W pojedynkę, wiadomo, mało bezpiecznie i nudniej. W trójkę i więcej osób trudniej, bo kierowcy nie chcą zabierać większej ilości turystów. Wtedy trzeba podróżować parami. To jest niewygodne, bo jednej parze może się udać szybciej złapać stopa i dojechać w umówione miejsce. Inna para może mieć trudności. Efekt jest taki, że jedni czekają na jakimś parkingu i się nudzą. Poza tym trudno zaplanować trasę. Gdy się jedzie tylko we dwójkę i ma się kierowcę gotowego podwieźć do innej miejscowości, to łatwiej podjąć decyzję o modyfikacji trasy. Taka podróż jest bardziej spontaniczna, nie trzeba ściśle trzymać się planu - opowiada Monika.

Jak rodzice przyjęli ich wyprawę?

- Gdy zdradziłyśmy plany, rodzice nie dowierzali. Gdy plany zaczęły się konkretyzować to tato przestał się do nas odzywać. Myśmy się pakowały na wyjazd, a on nawet nie reagował. Zaczął dopiero po naszym powrocie. Wtedy wyczułyśmy, że był dumny z nas. Mama kibicowała nam cały czas - mówią dziewczyny.

- Wrócimy na trasę. Oczywiście autostopem. Może w przyszłym roku a może jeszcze w tym, we wrześniu - deklarują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24