Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przepis na geniusza

ALINA BOSAK
Iza i Marcin pierwszy komputer dostali w częściach. - Sami złóżcie - proponował
Iza i Marcin pierwszy komputer dostali w częściach. - Sami złóżcie - proponował KRYSTYNA BARANOWSKA
Iza i Marcin to wybitne bliźniaki. Z każdej olimpiady matematycznej dla szkół średnich wracają z medalami. Jadzia i Bożydar są w czołówce najlepszych studentów ekonomii Uniwersytetu Rzeszowskiego. Każdy rodzic marzy o takich pociechach. - Na zdolne dzieci nie ma jednak przepisu - mówią matki utalentowanych rodzeństw. - Po prostu, swym pociechom trzeba tylko pozwolić się swobodnie rozwijać.

Domy Izy i Marcina Rogozińskich oraz Jadzi i Bożydara Ziółkowskich łączy jedno - w ich rodzinach są jasno ustalone hierarchie wartości, wytyczone granice wolności oraz znajomość obowiązków i przywilejów każdego z domowników. - U nas dzieci się nie programuje, ale kocha i akceptuje - zgodnie potwierdzają rodzice. Ważne też, by rodzice zawsze znajdywali dla dzieci czas.

Wyłapani z tłumu

- W podstawówce nikt specjalnie się mną nie przejmował - mówi Marcin Rogoziński. - Nie sprawiałem kłopotów i to nauczycielom wystarczało. W ósmej klasie zapisałem się na kółko matematyczne, które prowadził nauczyciel z położonego obok mojej szkoły niepublicznego liceum. To on wysłał mnie na pierwszą olimpiadę. Kiedy pokazałem dyplom matematyczce, była zdziwiona.
Marcina i jego siostrę Izę nauczyciel z prywatnej szkoły bardzo szybko docenił. Zanim skończyli ósmą klasę, dostali propozycję nauki z prywatnej szkoły - Liceum Ogólnokształcącego Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
- Nie dalibyśmy rady utrzymywać dwójki dzieci przy czesnym 400 zł za jedną osobę - zauważa Krzysztof Rogoziński, ojciec Izy i Marcina. - Ale szkoła nas zachęcała. Zapewniali, że zrezygnują z czesnego. Niech dzieci spróbują -pomyślałem. Zawsze przecież można zmienić szkołę.
Decyzja podjęta 4 lata temu ma skutek taki, że kiedy większość rówieśników Izy i Marcina myśli o wyborze kierunku studiów, oni planują już karierę zawodową. Szkołą, która w nich zainwestowała, nadal chce fundować im studia. Ma w tym swój cel. Bliźniaki tyle razy zwyciężają w konkursach matematycznych, informatycznych i ekonomicznych, że są wymarzonym narybkiem na kadrę naukową szkoły. Przed nimi dopiero matura, a oni już wiedzą, że uczelnia zaproponuje im asystenturę.
- Wolałbym być programistą - mówi Marcin. Jak sam przyznaje, miłością do lektur szkolnych nie pała, ale cegłę pt. "Turbo Pascal" czytał nawet nocami.
- Marzę o kierowniczym stanowisku w jakiejś firmie - oznajmia z kolei Iza.
- Są już dorośli, wiedzą, czego chcą, niech o to walczą - kiwają głowami ich rodzice.

Chcecie mieć komputer, to go sobie złóżcie

- Nie ma przepisu na zdolne dzieci - mówi Elżbieta Rogozińska, która pracuje w kadrach w jednym z rzeszowskich szpitali. Przyznaje, że do III klasy szkoły podstawowej pilnie baczyła na dzieci, bo była na wychowawczym (trzecie dziecko). Sprawdzała zeszyty, pomagała odrabiać zadania. Sama była kiedyś niespokojnym duchem i imała się różnych dziedzin nauki. Ze swojego dzieciństwa pamięta, że nie znosiła, kiedy mama porównywała ją do innych - lepszych w czymś od niej dzieci.
- Dlatego moich dzieci tak nie stresuję - zaznacza. - Nie porównuję Izy i Marcina do nikogo. Mogę jednak powiedzieć, że są pracowici.
Krzyszytof Rogoziński, inżynier telekomunikacji, jak każdy ojciec chciałby, by dzieci przynosiły mu dumę. - Marcin swój pierwszy program komputerowy napisał w V klasie szkoły podstawowej - opowiada pan Krzysztof. - A komputer przyniosłem Izie i Marcinowi w pudełku. Powiedziałem; "Chcecie, to go sobie złóżcie." I złożyli. Pomagałem tylko trochę.
- Cieszę się, że ci moi olimpijczycy, to całkiem normalne dzieci - mówi pani Elżbieta. - Iza lubi kino, a Marcina, na szczęście, oderwały od komputera narty i żaglówki. Zrobił już patent żeglarza.
- Taki już jest, jak się czymś zajmuje, to na serio - tłumaczy ojciec.

Jadzia i Bożydar

[obrazek4] Jadzia i Bożydar uwielbiają tańczyć i chcieliby robić karierę naukową. (fot. KRYSTYNA BARANOWSKA)Ojca Jadzi i Bożydara Ziółkowskich nie było ostatnio w mieście. Pracuje w branży budowlanej i z powodu inwestycji realizowanej w Warszawie, sporo czasu nie było go w domu. Za to nie brakowało mamy - Genowefy, która pracę w przedsiębiorstwie komunikacyjnym nadal łączy z gospodarowaniem.
Jadwiga i Bożydar nie są bliźniętami, ale studiują razem na piątym roku ekonomii Uniwersytetu Rzeszowskiego. Jadzia jest najlepszą studentką na tym kierunku, Bożydar niewiele jej ustępuje. Lubią się uczyć.
- Na początku fascynowała mnie biologia, więc po podstawówce trafiłem do Technikum Rolniczego w Miłocinie - opowiada Bożydar. - Miałem dobrych nauczycieli i już w drugiej klasie zacząłem jeździć na olimpiady ekologiczne. Zwyciężałem w województwie i wysyłano mnie na ogólnopolskie finały. Po ukończeniu szkoły mogłem wybierać między 32 uczelniami, na miałem wstęp bez egzaminu. Ale pomyślałem, że chciałbym dowiedzieć się czegoś nowego i poszedłem na egzaminy na ekonomię.
Z miłości Bożydara do biologii i ekologi pozostała dziś aktywna praca w podkarpackim Zarządzie Okręgu Ligii Ochrony Przyrody.
Jadzia w upodobaniach jest od brata bardziej konsekwentna.
- Lubię języki - oświadcza. Zna doskonale niemiecki. Egzaminy Instytutu Goethego już dawno są za nią. Dzięki zaangażowaniu w prace Towarzystwa Polsko-Niemieckiego oraz uczestnictwu w wielu międzynarodowych konferencjach, zasłużyła dwukrotnie na stypendium Ministra Edukacji Narodowej i Sportu. Przez rok była stypendystką Uniwersytetu Technicznego w Berlinie.
Rodzeństwo Ziółkowskich marzy o dalszej karierze naukowej. Na razie Uniwersytet nie złożył im jeszcze propozycji.

Zdolne i już

Genowefa Ziółkowska wierzy, że dzieci sobie poradzą. Nie wysyłała Jadzi na prywatne lekcje, a córka i tak świetnie zna języki obce. - Kiedy byli mali, musiałam ich pilnować - przyznaje. - Nie było szwendania się po klatkach, a z zeszytu czasem poleciały kartki, kiedy sprawdzałam zadanie. Poświęcałam im sporo czasu. Ale myślę, że mają talent. Nie wiem, na ile w tym mojej zasługi, że go nie zmarnowały. Nie planuję im przyszłości. Jestem z nich dumna.

Każde dziecko ma jakiś talent

Rozmowa z Krystyną Waszkowską - Wójcik, dyrektorem Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 2 w Rzeszowie:

[obrazek7] Krystyna Waszkowska (fot. KRYSTYNA BARANOWSKA)- Podobno wszystkie dzieci są zdolne...
- Tak. Dziś zamiast pytać, dlaczego jakieś dziecko jest zdolne, pytamy, co sprawia, że inne dziecko nie rozwija swoich wrodzonych zdolności. Każde dziecko na jakiś talent.
- Jak nie przegapić tych wrodzonych zdolności?
- Dziecko trzeba uważnie obserwować i pozwalać mu na spontaniczne poszukiwanie i odkrywanie nowych rzeczy. Dziecko uczy się poprzez doświadczanie. Niech rozwiązuje problemy i zagadki. My jesteśmy po to, aby mu towarzyszyć i je wspierać. Nie należy dziecka wyręczać. Do 5 roku życia dziecko ma bardzo chłonny umysł i na rodzicach spoczywa odpowiedzialność wyrobienia w nim pewnych umiejętności. Jeśli damy mu bazę - ono ją później wykorzysta. definicja miłości, która mówi, że miłość to czas i uwaga. Jeśli kochamy dziecko, to musimy mu to dać. Podczas badań dzieci zdolnych okazało się, że są one bardzo pewne siebie, wierzą w swoje możliwości, w to, że coś odkryją, coś spełnią. Ich dom musiał być przyjazny. Rodzice dostarczali im dodatkowych bodźców, więc szybko uczyły się rozwiązywać problemy. Bardzo ważna jest też opinia rodziców o dziecku. Jeśli wierzą oni, że ich dziecko jest zdolne, potrafi pokonywać trudności, to ta wiara ma moc spełniającą.
- A co, jeśli rodzice wierzą za mocno?
- Do poradni trafiają rodzice, którzy chcą, aby ich dziecko szybciej realizowało szkolny program, zaliczało dwie klasy w jednym roku. Mają wysokie ambicje i duże oczekiwania wobec dziecka. Ale decyzja należy do nas, psychologów. Istnieje rozporządzenie ministra, które mówi, że dyrektor szkoły może przyjąć takie dziecko, ale dopiero po zasięgnięciu opinii poradni. Przyspieszenie edukacji dziecka jest ryzykowne. Wiele lat temu pewna matka zdołała nas przekonać, że jej córka jest naprawdę bardzo zdolna i ze wszystkim sobie poradzi. Ta dziewczynka w II klasie została na drugi rok, bo najprawdopodobniej nie wytrzymała emocjonalnej presji. Realizacja ambicji rodziców może czasem być zbyt kosztowna dla dziecka. Kiedy opinia poradni, co do przyspieszenia edukacji dziecka jest negatywna, często rodzicom bardzo trudno jest z tym pogodzić się. Ale czasem lepiej zastanowić się, czy lepiej spełnić swoje ambicje, czy pozwolić dziecku dorastać w dobrych i komfortowych warunkach oraz rozwijać w nim to, co najlepsze.
- Oprócz rodziców ogromną rolę do spełnienia ma też szkoła. Rodzeństwo, o którym piszę, zostało zauważone i "wyłapane" przez niepubliczną szkołę, która planuje ich udział w olimpiadach i proponuje rozwój kariery. Czy tak nie powinno być również w publicznych szkołach?
- Mówi pani o modelu podobnym do amerykańskiego. Ale jest też model japoński, gdzie pracuje się nad rozwijaniem i silną stymulacją wszystkich dzieci. Można dyskutować, który model jest lepszy.
- A jaki jest model polski?
- Nie mamy wypracowanego modelu zajmowania się dziećmi zdolnymi. Zaczyna się jednak coraz więcej mówić i robić dla takich dzieci. Wkrótce w regionie odbędzie się konferencja na ten temat. Póki co wspieramy te, które trafiają do nas.

Liczba dzieci uznanych za szczególnie zdolne w Rzeszowie - rok 2002/2003:

Dzieci, które wcześniej poszły do klasy pierwszej - 13
Dzieci, które zakwalifikowano do indywidualnych programów i toków nauczania - 8, w tym:
3 - szkoła podstawowa
1 - gimnazjum
4 - szkoła średnia
wg kwalifikacji przeprowadzonej przez Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną nr 2 w Rzeszowie

Czy byłem zdolnym dzieckiem?

Grzegorz Lato, senator i były piłkarz:

- O mnie mówili, że zdolny, ale leń. Rzeczywiście nie przykładałem się do nauki. A największy problem miałem z ortografią. Do dziś, kiedy zaczynam się zastanawiać nad pisownią jakiegoś wyrazu, bardzo często się mylę. Uważam, że nie należy być wymagającym do przesady wobec dzieci. Dziecko nie powinno być zestresowane nadmiernymi ambicjami ojca, czy matki. I niech wszyscy pamiętają o powiedzeniu: "Uczeń bez dwói, to jak żołnierz bez karabinu".

Barbara Chorzempa, właścicielka salonu kosmetycznego "Elbi":

- W szkole byłam grzeczna, a na lekcjach siedziałam wpatrzona w nauczycielkę. To, że dobrze się uczyłam, było zasługą rodziny. Pilnowano mnie w podstawówce na tyle dobrze, że w szkole średniej już sama wiedziałam, że trzeba się uczyć. Uważam, że czasem dzieci trzeba trzymać krótko.

Jerzy Dynia, muzyk i dziennikarz Telewizji Rzeszów:

- Nawet nie wiem, jak zdobywałem wiedzę, bo moi rodzice byli nauczycielami i jakoś tak przy nich trudno było się nie uczyć. Aby być muzykiem, trzeba mieć talent i ten widocznie mam. Ale sam talent nie wystarczy. Potrzebna jest jeszcze pracowitość, której często uczą nas rodzice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24