Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez pięć miesięcy matka z dziećmi koczowała w lesie

Paweł WIĘCEK/Echo Dnia
Fot. Dawid Łukasik
Za dom służył im mały namiot rozbity na kamieniach między drzewami, za materac - stare ubrania. - Radziłyśmy sobie jakoś, bo byłyśmy razem... - mówi Grażyna.

Możesz pomóc
Szukamy ludzi dobrej woli, którzy mogą w jakikolwiek sposób pomóc pani Grażynie i jej córkom. Dać pracę, żywność, ubrania, zafundować wyprawkę dla dzieci, by mogły wrócić do szkoły, pomóc znaleźć mieszkanie. Chętni mogą się kontaktować z autorem tego tekstu, Pawłem Więckiem, pod numerem telefonu 41-34-95-326 lub w siedzibie redakcji "Echa Dnia", ulica Targowa 18, VIII piętro. Wszystkie informacje i pomoc materialną przekażemy pani Grażynie.

Słowa więzną jej w gardle. Z oczu płyną łzy. Tłumaczy, że nie miała za co opłacić mieszkania. - Musiałyśmy odejść. Poszłyśmy do namiotu. Nie prosiłam urzędów o pomoc, dzieci nie puszczałam do szkoły. Bałam się, że mi je zabiorą jak kiedyś...

Bo się nimi nie zajmowała

Dramat Grażyny (35 lat) i jej córek: Natalii (6 lat), Katarzyny (12 lat) i Patrycji (14 lat) zaczął się kilka lat temu. W rodzinnym domu w Kielcach nie miała czego szukać. Samotna matka z dziećmi poszła na wieś. Wynajęła mieszkanie w gminie Sitkówka-Nowiny (woj świętokrzyskie). Żyła z alimentów, rodzinnego i skromnej pensji z pracy na kolei. Pewnego dnia, trzy lata temu, odebrano jej dzieci.

- Szkoła powiadomiła sąd, że nie zajmuję się nimi, więc mi je zabrali. Od tego czasu mam dozór kuratora - opowiada.

Wkrótce dzieci w komplecie wróciły do matki. Nie na długo. Najstarsza Natalia unikała szkoły, uciekała z domu. Trafiła do azylu w Kielcach. Stamtąd też dała nogę. W końcu umieszczono ją w Domu Dziecka w Rytrze (powiat nowosądecki).

Potem kolejny cios. Grażyna straciła pracę. W lutym Natalia uciekła z bidula do matki.
I następny policzek od życia: w kwietniu rodzina musiała opuścić wynajmowany dom.

- Nie miałam za co płacić - przyznaje kobieta. - Nie miałyśmy gdzie zamieszkać, więc poszłyśmy do namiotu. Mówiłam kuratorce, że mamy zadłużenie i możemy zostać wyrzucone z domu, ale nam nie pomogła...

Przestała posyłać dzieci do szkoły. Jak mówi, ze strachu. - Bałam się, że je znów zabiorą - tłumaczy.
W czerwcu policja odnalazła Natalię. Wróciła do domu dziecka. Dzień później ponownie "zwiała". Do matki, do sióstr, do namiotu w lesie…

Brat nie wpuścił nas do domu

Jak wyglądało ich życie przez te 5 miesięcy? - Radziłyśmy sobie, bo byłyśmy razem - tłumaczy Grażyna.
Powiedzieć, że warunki były skandaliczne, to za mało. Za dom służył im mały namiot typu igloo rozbity na kamieniach w niewielkim lasu tuż obok wsi Kowale, za materac - stare ubrania. Spały w odzieży, bez kołdry czy koca. Całymi dniami pani Grażyna z dziećmi włóczyła się po Kielcach.

- U koleżanki myłyśmy się i prałyśmy - wspomina. - W sierpniu pojechałam do siostry na wieś. Ale musiałyśmy wrócić, bo siostra wyjechała. Brat, który mieszka w Kielcach, nie chciał wpuścić nas do domu.

Dwa dni szukałam i znalazłam

Gdyby nie Krystyna Olejarczyk, mieszkanka Kowali i dawna znajoma Grażyny z kolei, koczowałyby w lesie dalej. Przy takiej pogodzie, kiedy temperatura nocą spada do kilu stopni, nie wiadomo jakby się to skończyło…

- Wróciłam z Niemiec i dowiedziałam się na wsi, że Grażyna jest w lesie z dziećmi - opowiada Krystyna.

- Uparłam się, że ją odnajdę. I odnalazłam w poniedziałek. Dwa dni jej szukałam. Każdy wiedział, ale nie reagował. "Po co się tym zajmujesz", mówili. Wie pan, jak to jest. Jak się stawia flaszkę pod sklepem, to jesteś przyjacielem, ale jak ci się jeść chce, nie ma nikogo.

Były wyziębione

Policja i pracownik socjalny z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowinach dotarli do Grażyny i jej córek we wtorek, po godzinie 4 rano. Policjanci opowiadali, że matka była trzeźwa, a dzieci miały śladów przemocy. Były za to strasznie wyziębione. Natalia miała 35,7 stopni temperatury ciała, a Katarzyna 35,3. Nakazem sądu obie trafiły do azylu, a najstarsza wróciła do Rytra. Grażyna przebywa w schronisku dla kobiet. Znów ograniczono jej prawa rodzicielskie.

Zrobiliśmy wszystko

Dramatyczna historia rodzi podstawowe pytanie: gdzie była szkoła, do której uczęszczały dzieci, gdzie była pomoc społeczna i wreszcie - gdzie był kurator, który w imieniu państwa sprawował pieczę nad rodziną?

Na pierwsze pytanie nie udało nam się uzyskać odpowiedzi. Małgorzata Markiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej w Kowali, była wczoraj nieuchwytna.

Ewa Kopolovets, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowinach, tłumaczy, podkreśla, że ośrodek zrobił wszystko, co było w jego mocy. - Pani Grażyna od 5 lat jest naszą podopieczną i korzystała z opieki - opowiada pani kierownik. - Nie ma problemu alkoholowego. Od kwietnia dzieci nie realizowały obowiązku szkolnego. 10 maja dostaliśmy o tym fakcie informację ze szkoły.

Zwróciliśmy się do sądu o zajęcie stanowiska. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Próbowaliśmy nawiązać kontakt. Pracownik socjalny wielokrotnie udawał się w środowisko. Bez skutku. Pani Grażyna wracała do domu na noc, nie otwierała drzwi. Zostawialiśmy informację, ale nie było odzewu. Widocznie bała się, żeby policja nie zabrała Patrycji. 16 czerwca policja jednak odnalazła ją w domu. Odwieziono ją do Rytra. Dzień później znów uciekła. Z naszych informacji wynika, że rodzina w namiocie przebywała góra dwa dni. We wtorek uzyskaliśmy postanowienie sądu, w środę po nocnych poszukiwaniach odnaleźliśmy je w lesie. Gdyby przyszła do nas, bez dwóch zdań umieścilibyśmy ją w ośrodku i szukali dla niej mieszkania. Chętnie jej teraz pomożemy. Gdyby tylko chciała.

Kurator wiedział

Sędzia Wanda Rzepecka, przewodnicząca Wydziału III Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Kielcach: - Kurator na bieżąco kontrolował rodzinę. Była pod szczególnym nadzorem. Kurator miał kontakt. Jak tylko dowiedział się, co się dzieje, zareagował. Pani na pewno od kwietnia nie mieszkała w namiocie. Niech nie konfabuluje. Nie wierzę, by kurator wiedział i nie zareagował wcześniej.

Piotr Żołądek, wicewojewoda świętokrzyski nie może uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. - Ta historia świadczy o tym, że służby działają nieprawidłowo - podkreśla. - To nie może przejść bez echa. W trybie natychmiastowym wysyłam kontrol, która sprawdzi pracę służb. Ze swojej strony obiecuję, że będziemy szukać rozwiązania, by znaleźć dla pani lokal, w którym będzie mogła normalnie funkcjonować. Nie wyobrażam sobie, by ktoś w dzisiejszych czasach mieszkał w namiocie w lesie. Nie potrafię tego ogarnąć rozumem.

Bardzo je kocham, a one mnie

W jaki sposób Grażyna może odzyskać dzieci? - Musi ustabilizować swoją sytuację. Mieć mieszkanie, może w tym zakresie gmina jej pomoże - odpowiada sędzia Rzepecka.
Grażyna deklaruje, że chce iść do pracy. - Żadnej pracy się nie boję - podkreśla. - Chcę mieć mieszkanie i odzyskać dzieci jak najszybciej, bo bardzo je kocham. A one mnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24