Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PSZCZOŁY to moje dobre przyjaciółki

Jakub Hap
Zdzisław Czeluśniak z Gorzyc jest właścicielem dwóch pasiek - w Tokach oraz Pielgrzymce. Pszczelarstwo to w jego przypadku nie tylko pasja, której z wielkim sercem oddaje się odponad trzydziestu lat, ale też kultywowanie tradycji rodzinnych. Pszczoły zna i kocha jak mało kto - a one odwzajemniają tę miłość...

Nasz bohater podkreśla, że profesja, którą się zajmuje, nie jest dla każdego. Trzeba kochać naturę, być pracowitym (jak... pszczółka), cierpliwym, odpornym na długotrwałe oddziaływanie promieni słonecznych i jad pszczeli, do tego skrywać w sobie umiejętności przyrodnika, meteorologa, konstruktora a nawet... genetyka. Ale nade wszystko musi się ten fach po prostu lubić.

Ruszyło od dziadkaDla pana Zdzisława świat pszczół, uli, miodu i wszystkiego, co związane jest z pszczelarstwem, to jednak o wiele więcej niż sprawiające radość hobby. To kawał życia, wszak mieszkaniec Gorzyc poświęca się temu od dobrych kilku dziesięcioleci. Wielka pasja prawdopodobnie nigdy by się w nim nie rozpaliła, gdyby nie pewne skłonności rodzinne, które w naturalny sposób przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Wszystko zaczęło się od dziadka pana Zdzisława. Jan Czeluśniak pochodził z Zarzecza.

- Po tym, jak w czasie wojny utracił dom, postanowił osiedlić się w miejscowości Grab, gdzie założył pierwszą w tej wsi pasiekę. Miód pozyskiwał przez kilka lat - raczej na własne potrzeby. Będąc dzieckiem, a pierwsze lata dzieciństwa spędziłem właśnie w Grabiu, lubiłem chodzić po lesie oraz przebywać z dziadkiem, podglądać to, co robi przy pszczołach... I tak też stopniowo, dość spontanicznie, i ja zbliżyłem się do nich. Od początku jakoś się nie bałem, jak któraś mnie użądliła, specjalnie nie zawodziłem. To musi być we krwi - śmieje się Z. Czeluśniak.

Zanim nadeszła pora, by pan Zdzisław przeszedł wszystkie etapy pszczelarskiego wtajemniczenia, pierwszym kontynuatorem rodzinnej misji stał się jego ojciec Stefan. Pasiekę, niedużej wielkości, prowadził w Tokach, gdzie kilka lat po założeniu rodziny kupił gospodarstwo. Pan Zdzisław, wtedy już bardzo mocno zafascynowany pszczołami, chętnie i często tacie przy nich pomagał. Niestety, wskutek niespodziewanej epidemii warrozy (groźna choroba pszczół wywołana przez roztocz Varroa destructor - przyp. red.) rodzinna pasieka upadła, przez co pszczelarska przyszłość Czeluśniaków stanęła pod dużym znakiem zapytania.

Życie z dala od najbardziej pożytecznych owadów na świecie nie było im jednak pisane. Rozbrat rodziny z magią pasieki nastąpił, ale tylko na chwilę.

- Na początku lat 80., po tym, jak się ożeniłem, osiedliliśmy się z żoną na terenie Gorzyc. Pewnego dnia, sadząc ziemniaki, zagadałem do pewnego mężczyzny: patrz pan, jak tu pszczółka chodzi za kwiatkiem... A on na to: to pan lubi pszczółki? Gdy skinąłem głową, wyznał, że jest pszczelarzem i jeśli chciałbym „popszczelarzować” chętnie da mi dwa ule - na próbę. Przypomniałem sobie tę pogawędkę, gdy ojciec złapał rójkę, ale stwierdził, że przecież nie ma ula. Zgłosiłem się więc do poznanego pszczelarza i wziąłem dwa ule, które zaoferował. Szybko uzupełniłem je od kilka kolejnych. A potem było więcej i więcej, złapałem bakcyla - mówi Z. Czeluśniak.

Balsam dla duszyPszczelarska pasja pochłonęła mieszkańca Gorzyc na dobre. Trzeba jednak podkreślić, że przez niespełna trzydzieści lat była dla niego jedynie przyjemną odskocznię od zajęć zawodowych - a pan Zdzisław pracował w jasielskim zakładzie karnym. Po godzinach nic nie relaksowało go tak, jak właśnie pszczoły... Od ponad dekady może poświęcać się im już na sto procent - emerytura daje ten komfort. Dwie pasieki o nazwie „Pszczółka”, w Tokach oraz Pielgrzymce, są całym jego światem.

Pan Zdzisław podkreśla, że praca pszczelarza, choć fizycznie potrafi dać w kość, stanowi balsam dla jego psychiki. - Ja to po prostu lubię i nic nie jest w stanie mnie od tego odciągnąć. Choć dziś nie jest łatwo prowadzić pasiekę... Pszczołom zagraża chemia stosowana na polach uprawnych, rośliny genetycznie modyfikowane. Bakterie, przynoszone przez pszczołę wraz z nektarem, potrafią zatruwać całe pszczele rodziny. W Beskidzie Niskim skala tego problemu na szczęście nie jest aż taka duża jak w innych regionach - tłumaczy pszczelarz. I szybko dodaje, że „zabawa” w pszczelarstwo nie jest bułką z masłem. Żeby jej owoce były urodzajne, trzeba poświęcić sporo czasu i nakładu sił. Ważna jest również dyscyplina.

- Głównym zadaniem pszczelarza jest poznanie i zrozumienie życia, ale również cech, nastrojów oraz zachowania pszczół, by jak najlepiej pomóc im w produkcji miodu. Dobre wywiązanie się z tego zadania wymaga szeregu działań, które nie można wykonywać tylko wtedy, gdy ma się na to ochotę - dla pszczelarza są obowiązkiem. Wszelkie błędy czy zaniedbania mogą mieć opłakane skutki, dlatego pszczelarstwem, jeśli traktuje się je na poważnie, żyje się cały czas. Zdecydowanie najwięcej pracy jest jednak z reguły w maju i czerwcu, kiedy następują tzw. nastroje rojowe, ucieczki rojów oraz przed zimą, kiedy trzeba pszczoły dobrze zazimować oraz nakarmić. Muszę przy tym zaznaczyć, że aby kolejny sezon nie był rozczarowaniem, trzeba o nim myśleć już w lipcu, bo to właśnie wtedy rozpoczyna się rok pszczelarski. Z drugiej strony urodzaj nie zawsze jest zależny od człowieka, czynniki atmosferyczne potrafią czasem spłatać pszczelarzowi figla - podkreśla pan Zdzisław.

Miód przyciąga, daniele teżNa ten moment w dwóch swoich pasiekach pszczelarz z Gorzyc ma łącznie 65 uli. - 36 w Tokach, które są nastawione na produkcję miodu mniszkowego, lipowego i wielokwiatowego, oraz 29 w Pielgrzymce, gdzie hoduję pszczoły zbierające miód spadziowy. Akurat ten rodzaj miodu, określany m.in. z uwagi na właściwości lecznicze, zapobiegające przeziębieniom, mianem najcenniejszego, w odróżnieniu od wymienionych wcześniej może powstawać przez cały sezon - opowiada pszczelarz.

Pan Zdzisław to prawdziwy pasjonat. O pszczołach czy procesie powstawania miodu mógłby mówić godzinami. Szczyci się tym, że z wyciąganej z ula ramki pszczelej jest w stanie odczytać wszystko, co się tam dzieje. Żaden ul nie może kryć w sobie sekretów, o których by nie wiedział.

- W jednym ulu zamieszkuje jedna pszczela rodzina, składająca się z królowej matki i pszczół robotnic. W lecie jest ich zwykle 70 tysięcy, w zimie ok. 20 tysięcy tworzy tzw. kłąb. Choć wielu ludziom wydaje się, że w ulu panuje spory chaos, są w błędzie. Tak naprawdę jest to wzorowo funkcjonująca fabryka, w której każdy pracownik wie co ma robić i czyni to najlepiej jak potrafi. Długość życia pszczół jest różna, najdłużej żyje królowa matka - nawet do sześciu lat. Rodzina produkuje większą ilość miodu od tej, którą potrzebuje, aby przetrwać. Nadwyżki, pozostawionej na czarną godzinę pszczelarze zbierają rocznie 15-25 kg - tłumaczy Z. Czeluśniak. Miodobranie przeprowadza zwykle trzy razy do roku, ostatnie w sierpniu.

Na co dzień pszczelarz Zdzisław jest szczęśliwym mężem i ojcem dwóch dorosłych córek. Czasem pomagają tacie przy miodzie, jedna z wosku pszczelego zrobiła wiele pięknych figurek. Mieszkaniec Gorzyc lubi przyuczać młodych fanów pszczelarstwa, dzielić się pszczołami matkami. Bierze udział w szkoleniach i pokazach. Odniósł wiele sukcesów - m.in. III miejsce w konkursie nanajlepszą pasiekę Podkarpacia w 2011 r. Jego miody wciąż cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. - Cieszę się, że coraz więcej ludzi docenia naturalne wyroby i odchodzi od miodów z supermarketu. Klienci do mnie wracają, przy okazji lubią zerknąć na daniele, które hoduję od siedmiu lat. To moi wierni kompani! - kończy Z. Czeluśniak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24