Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Ulatowski: W Brazylii poznałem Louisa van Gaala

Tomasz Ryzner
Rafał Ulatowski jeździ po Polsce, popularyzuje piłkę nożna i czeka na powrót do wielkiej piłki.
Rafał Ulatowski jeździ po Polsce, popularyzuje piłkę nożna i czeka na powrót do wielkiej piłki. Bartosz Frydrych
Rozmowa z Rafałem Ulatowskim, asystentem Leo Beenhakkera z czasów jego pracy z reprezentacją Polski, były trenerem Zagłębia Lubin, Lechii Gdańsk, GKS-u Bełchatów, Cracovii i Miedzi Legnica

Ktoś kiedyś nazwał pana złotym chłopcem. Po dobrych wynikach w Zagłębiu Lubin i pracy w reprezentacji u boku Leo Beenhakkera przestało jednak panu iść. Dziś Rafał Ulatowski to trochę zapomniany trener.
Ludzie szybko zapominają. Nie poszło mi w Cracovii, czy ostatnio w Miedzi Legnica, ale nikt nie pamięta, że na przykład z GKS-em Bełchatów zanotowałem siedem wygranych z rzędu, sześć bez straconej bramki.

Leo Beenhakker to rzeczywiście taki mag futbolu?
Zmienił moje życie, światopogląd, otworzył oczy na wiele spraw. To trzykrotny z rzędu mistrz Hiszpanii z Realem Madryt. Wie wszystko o piłce, ma charyzmę, która przydaje się w kryzysowych momentach. To, czego się od niego nauczyłem, nie dałaby mi żadna książka, żadne szkolenie.

Holender rozstał się z reprezentacją w niemiłych okolicznościach.
Obie strony były sobą zmęczone. Leo był zatrudniany przez prezesa Listkiewicza. Jak każdy Holender, chciał mieć pełnię władzy, pełną swobodę w pracy i ją dostał. Za prezesa Laty realia się zmieniły, pojawiły się naciski ze strony wydziału szkolenia, ze strony trenera Piechniczka i doszło do rozstania. Forma tego rozstania pozostawiała wiele do życzenia. Inna rzecz, że układ się wypalił, także jeśli chodzi o samą pracę Leo z kadrą. Te same bodźce, na tych samych piłkarzy chyba przestały działać.

Pan też przestał być w pewnym momencie skuteczny.
Jak każdy popełniałem błędy. Ale jeśli jednak byłem w klubie, w którym i przede mną, i po mnie nie było wyników, to nie znaczy, że klub zatrudniał samych złych trenerów, ale że z zarządzaniem coś jest nie tak.

W jakim klubie się panu najlepiej pracowało?
W Zagłębiu Lubin. Klubem rządzi spółka skarbu państwa. Od czasu do czasu odbywało się zebranie rady nadzorczej, ale gereralnie prezes nie wtrącał się do mojej pracy. W prywatnym klubie szef, skoro daje pieniądze, sądzi, że może oddziaływać na trenera. Nikt mi nigdy nie dytował składu, ale były sugestie, pytania, dlaczego zagrał tem, a nie tamten. Wtedy zaczynasz się stresować, myśleć politycznie (śmiech). Nie narzekam, szanuję tych, którzy wykładają swoje pieniądze na sport. Jednak dziś inaczej bym zareagował na pewne sprawy.

Czym się pan obecnie zajmuje?
Pracuję jako trener edukator, popularyzujący piłkę. Przyjeżdżam w określone miejsca i dzielę się wiedzą. Z zaproszenia do SMS-u Resovia chętnie skorzystałem. Tym bardziej, że jestem wychowankiem ŁKS-u Łodź, a jak wiadomo, kibice Resovii i ŁKS-u raczej się lubią (śmiech).

Ma pan jakieś związki z Podkarpaciem?
Nie żyje tu nikt z mojej rodziny, w Bieszczady też na urlop nie jeździłem. Raczej bywam w Karkonoszach. W zeszłym roku byłem jednak na fajnej konferencji w Krośnie. Ale to chyba tyle moich wizyt na Podkarpaciu.

A gdy pan jechał na Ukrainę komentować mecze na Euro przez Przemyśl pan nie przejeżdżał?
Leciałem samolotem, dlatego mogę opowiedzieć o lotnisku w Doniecku, którego już nie ma.

Czyli w Rzeszowie jest pan po raz pierwszy?
Tak. Pewnie dlatego, że ten większy futbol dopiero tu będzie. Poprowadzę trening z juniorami, poopowiadam im, co widziałem w Brazylii na mundialu. Przeprowadzę też kurs dla trenerów.

Co pan powie piłkarzom?
Że warto się poświęcić piłce. Widzę tu w SMS-ie koszulkę Mateusza Cetnarskiego, wychowanka Kolbuszowianki. Pracowałem z nim. Jego przykład pokazuje, że z tego regionu też można dotrzeć do ekstraklasy.

Jak było w Brazylii?
Przygoda życia. Długo by opowiadać. Miałem okazję oddychać wielkim futbolem, bywać na treningach wielkich drużyn. To, że moim kolegą jest Frank Hoek, który był trenerem bramkarzy u Leo, pozwoliło mi na przykład spotkać się i wypić kawkę z Louisem van Gaalem. Mówią, że jest arogancki, ale akurat wygrał, więc był do rany przyłóż (śmiech). Oglądałem niezapomniane mecze, na słynnych stadionach. Świetnie też przy komentowaniu meczów współpracowało mi się z Jackiem Laskowskim. To profesjonalista i miły gość. Przez 50 dni nie doszło między nami do żadnych napięć.

Najbardziej pamiętny mecz?
Chyba to 1-7 Brazylii z Niemcami. Obrońcy warci dziesiątki milionów euro dostali paraliżu. Okazało się, że to też ludzie, których pod presją wydarzeń może zawieść psychika.

Pan też się pogubił w czasie meczu jako trener?
Każdy czasem strzela kulą w plot. Kiedy drużyna straci parę goli pojawia się myśl. Atakować, czy bronić się i ratować twarz. Miałem taki mecz z Cracovią przeciw Lechowi pod wodzą trenera Smudy. Przegrywaliśmy 0-1, ale graliśmy nieźle, a rywal był parę dni po ciężkim meczu pucharowym. Pomyślałem tak, wprowadzę dwóch ofensywnych piłkarzy i mamy ich. Przegraliśmy 0-5.

Jeszcze a propos Brazylii. Nie okradli tam pana, nie napadli?
To stereotypy. Takie gadanie w stylu, że w Polsce białe niedźwiedzie biegają po ulicach. Nic złego mi się nie zdarzyło. Oczywiście przekonałem się, na jak krańcowo różnym poziomie się tam żyje. Widziałem fawele, ludzi leżących na ulicach. Ciężko się z tym pogodzić. U nas skala problemu jest mniejsza, są domy Alberta, przytułki, a tam ludzie leżą przykryci kartonem. Tyle dobrego, że jest ciepło.

Dobre opinie o urodzie Brazylijek to też stereotypy?
Nie, jeśli tylko ktoś lubi kobiety o szerokich biodrach. O gustach nie ma jednak co dyskutować.

Brazylia jest egzotyczna, ale o Islandii wiemy pewnie jeszcze mniej. Pan tam grał, trenował, poznał żonę.
Bardzo mile wspominam ten pobyt. Wiele się nauczyłem, ale po 5 latach wróciłem. Męczyła mnie pogoda, wiatr, zimno, ciemność w zimie. 250 dni pochmurnych, wietrznych, z deszczem to ciężka sprawa. Tam żyją moje dzieci. Odwiedzam je, pojechałem na święta. Było sympatycznie, ale do stałego zamieszkiwania nie jest to łatwy kraj.

Rzeczywiście potrafi tam tak wiać, że piłka po wybiciu z piątki wraca z powrotem pod bramkę.
Grałem w meczu, w którym po przerwie ani razu nie przeszliśmy przez połowę. Bramkarz wiedział, że nie może wybijać na środek, tylko do boku. Piłka wracała na rzut rożny. Wtedy dopiero powstawał system szkolenia, który wywindował ich o wiele wyżej od nas. Pojawiło się w związku paru młodych ludzi z pomysłem, energią. Postawiono na szkolenie trenerów, zbudowano hale ze sztucznymi boiskami. Tam sezon trwa przecież tylko od maja do września. No i okazało się, że nie trzeba milionów mieszkańców, aby znaleźć kilkunastu solidnych piłkarzy, którzy na przykład są w stanie wyeliminować w pucharach Lecha Poznań. A dodajmy do tego wszystkiego, że to półamatorzy, którzy trenują po pracy.

Czego brakło, aby został pan piłkarzem przed duże p.
Mocnych cech charakteru, agresji. Piłka się zmieniała. Byłem zawodnikiem technicznym. Poszedłem na studia do Gdańska, chciałem jeszcze zagrać na wyższym poziomie, ale w końcu uznałem, że kariery nie zrobię i postawiłem na trenerkę. Myślę, że za wcześnie odpuściłem granie, ale niczego nie żałuję.

Tęskni pan za pracą z seniorami, za ekstraklasą?
Bardzo.

Ale tam nie ma spokoju, trener zawsze siedzi na walizkach.
Ja lubię spokój polegający na tym, że nikt mi się nie wtrąca do pracy. Jednak brak mi meczowej adrenaliny. Lubiłem codzienną krzątaninę w klubie. Tęsknię za szatnią, za piłkarzami, za zmęczeniem po nieprzespanej nocy. Dziś mogę długo pospać, sam sobie układam plan dnia. Ale wcześniej przez 10 lat byłem zaangażowany w pracę dzień w dzień, od rana do wieczora. I tej harówki mi brakuje.

Zainteresowania mediów też?
Nie. Ten etap mam za sobą. Jestem zaskoczony, że w Rzeszowie ktoś z dziennikarzy na mnie czekał.

.

No to kiedy zobaczymy pana znowu w ekstraklasie?
Żeby znaleźć tam zatrudnienie, trzeba znaleźć partnera po drugiej stronie, prezesa, nawiązać z nim porozumienie. Mam nadzieję, że na takiego trafię. A może taki układ jest już niemożliwy w dzisiejszych czasach. Tak czy owak, mam 42 lata, zapał do pracy i wierzę, że jeszcze wrócę do wielkiej gry.

Można na koniec jakąś piłkarską anegdotę z pana kariery.
Wesoło zabrzmi to teraz, ale wtedy byłem wściekły. Przegrałem z Cracovią na Legii. Sędzia w doliczonym czasie, w 95 minucie podyktował rzut wolny pośredni, bo bramkarz podobno za długo trzymał piłkę. Myślałem, że mnie krew zaleje. Rano oglądałem Janosika i na konferencji powiedziałem, że jak zobaczę tego sędziego w Krakowie, to go powieszę na wieży Kościoła Mariackiego. Uważam się za normalnego, ale meczowa adrenalina zmienia człowieka (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24