Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratunku, zabłądziliśmy w górach!

Krzysztof Potaczała
Goprowcy zwożą z lasu turystów, którzy zabłądzili w pobliżu polsko-słowackiej granicy.
Goprowcy zwożą z lasu turystów, którzy zabłądzili w pobliżu polsko-słowackiej granicy. Leszek Prokop
Zimowa wędrówka w góry to wyzwanie. Warto dosięgnąć szczytu, lecz żeby dojść i wrócić, trzeba mieć na karku głowę. Zbyt wielu traci ją już na starcie.

Zanim wyjdziesz na szlak

Zanim wyjdziesz na szlak

- Przed wyjściem na szlak zjedz obfite śniadanie
- Poinformuj GOPR o planie wędrówki
- Spakuj do plecaka termos z gorącą herbatą, jedzenie oraz odzież na zmianę
- Nie zapomnij o telefonie komórkowym i latarce
- Weź mapę terenu i kompas
- Zabierz podstawowe leki i środki opatrunkowe

On - lat 20, ona - 19. Mieszkają w Warszawie, ale kochają góry. Początkiem lutego przyjeżdżają w Bieszczady. Jest mroźno, śnieżnie, połoniny kuszą. Po dobrze przespanej nocy pakują sprzęt i wychodzą. Owiewa ich rześkie powietrze, zza nielicznych chmur wychodzi słońce. Będzie super - myślą.

3 lutego. Kierunek - Wielka Rawka

Mają plecaki z jedzeniem i zapasowymi ubraniami. Wzięli rakiety śnieżne i narty. Pełny ekwipunek. Maszerują z Ustrzyk Górnych, najdłuższym i najbardziej monotonnym szlakiem, ale nie zgłaszają wyjścia w miejscowej placówce GOPR. Nie muszą, choć - dla bezpieczeństwa - powinni.

Pogoda wciąż dopisuje, dziewczyna i chłopak pną się z wolna w górę, ku Wielkiej Rawce (1307 m). Śnieg utrudnia im marsz, ale przecież nie przyjechali ze stolicy na spacer, lecz po przygodę. Czują się świetnie, chwilami przystają, podziwiają widoki, wrzucają "coś na ząb".

Wczesnym popołudniem zaczyna powiewać wiaterek, na niebie pojawia się coraz więcej chmur. Turyści nie zamierzają jednak się wycofać - chcą osiągnąć szczyt i wkrótce im się udaje. Robią zdjęcia, są z siebie dumni. Ale kilkugodzinny marsz z ciężkimi plecakami i nartami mocno nadszarpuje siły wędrowców.

Moja dziewczyna traci przytomność!

Zaczyna sypać śnieg, wzmaga się wiatr. Jeszcze dość dobrze widać, lecz z każdą kolejną minutą jest gorzej. Para turystów schodzi w dół, jednak szlak jest coraz bardziej zawiany. Z wolna tracą orientację, do tego dziewczyna uskarża się na zimno. Kilkaset metrów niżej nogi 19-latki odmawiają posłuszeństwa.

O godzinie 18 w dyżurce GOPR dzwoni telefon. W słuchawce przerażony głos: -Ratujcie nas! Schodzimy z Wielkiej Rawki, ale chyba zgubiliśmy szlak. Moja dziewczyna nie może iść, traci przytomność…

Na pomoc wyrusza 21 goprowców i 5 przeszkolonych ratowników Straży Granicznej. Mają śnieżne skutery i terenowe auta. Spieszą się - zamieć jest coraz większa, spada temperatura, wieje już w granicach 90-120 metrów na sekundę. Akcję utrudnia fakt, iż nie wiadomo dokładnie, w którym miejscu znajdują się turyści.

Mija godzina za godziną, ratownicy ciężko dyszą brnąc w zaspach, skutery mają miejscami kłopoty z przedarciem się przez nawiany śnieg. Zaczyna się nerwówka: chłopak krzyczy przez telefon, że jego dziewczyna przestaje reagować, pyta, co ma robić. Ratownicy udzielają mu wskazówek, a w głowach plącze się pytanie: czy zdążą?

Po sześciu godzinach zziajani goprowcy i pogranicznicy docierają do pary turystów. 20-latek jest w niezłej kondycji, ale 19-latka balansuje na granicy życia i śmierci. Ratownicy błyskawicznie udzielają jej pierwszej pomocy, układają na noszach i -odpowiednio zabezpieczoną - zwożą w dół.

Cały czas do niej mówią, lecz nastolatka milczy. U podnóża połonin czeka już karetka pogotowia. Około trzeciej nad ranem turystka trafia do szpitala w Ustrzykach Dolnych.

Hubert Marek, zastępca naczelnika GOPR: - Ci turyści popełnili kilka błędów. Poszli zimą najdłuższym szlakiem. Widząc nadciągającą zamieć, powinni zawrócić. Kiedy było jeszcze jasno, mogli ubrać narty i przynajmniej część trasy w dół pokonać na nich. Nie straciliby tylu sił.

Zapamiętaj te numery

[obrazek2] 19-latka już w rękach ratowników GOPR. Zdążyli na Wielką Rawkę w ostatniej chwili. (fot. Stefan Kopka)

Zapamiętaj te numery

Oto dwa numery telefonów ratunkowych w górach:
601 100 30
985

10 lutego. Pod słowacką granicą

Góry zimą są ciekawsze niż latem. Wielu chce się sprawdzić. Dziewczyna i chłopak wychodzą niebieskim szlakiem z Radoszyc. Chcą dotrzeć do Nowego Łupkowa przez gęsto zalesiony masyw. Raczej nie wiedzą, że szlak jest słabo oznakowany.

Brną w wysokim śniegu, ale dzień jest pogodny, więc można przystanąć, złapać oddech. Tuż obok przebiega spłoszona sarna, potem druga i kolejne… Przed parą młodych piechurów nie przeszedł tędy ostatnio żaden człowiek.

Nie sypie od paru dni, więc ślady byłyby widoczne. Las na polsko-słowackiej granicy jest piękny, lecz łatwo stracić orientację. Dlatego trzeba się pilnować i nie zbaczać nawet na kilka metrów.

Po południu chłopak dostrzega, że coś jest nie tak - już powinni schodzić do Łupkowa, tymczasem kręcą się jakby w miejscu. Jeszcze nie panikują, jednak między drzewami coraz mniej światła…

Mają telefony komórkowe, ale zwlekają z wezwaniem pomocy. W końcu nie są w górach nowicjuszami, odnajdą właściwą ścieżkę.

Zmrok zapada szybciej niż się spodziewają. Nieco jasności daje tylko śnieg. Nadchodzi zmęczenie, góry ścina mróz, ciało przeszywają dreszcze. Osacza ich strach: gdzie są, jak daleko od celu?

O 21 ratownik dyżurny GOPR w Sanoku podnosi słuchawkę telefonu. Turyści nie potrafią określić swojego położenia. Mówią tylko, skąd wyszli i dokąd zmierzają. Na ratunek wyruszają ekipy z Cisnej i Sanoka. Mija godzina, dwie, trzy…

Wreszcie odnajdują zaginionych. Dziewczyna i chłopak siedzą na śniegu przemoknięci, dygoczą z zimna, ale są już bezpieczni. Jest druga nad ranem, kiedy skutery z pechowymi turystami zjeżdżają do głównej drogi w kierunku Nowego Łupkowa. Godzinę później para kładzie się do ciepłych łóżek w schronisku.

Kamil Krechlik, ratownik GOPR: - Wybieranie się zimą na zalesiony i słabo oznakowany szlak nie jest roztropne. Taka wycieczka wymaga nie tylko dobrego przygotowania kondycyjnego, ale też znajomości topografii terenu. I jeszcze coś: nawet jeśli oficjalny komunikat mówi o tym, że w Bieszczadach panują dobre warunki pogodowe, to należy pamiętać, że one w każdej chwili mogą się zmienić.

11 lutego. Między Jaworzcem a Falową

W rejonie Wetliny goprowcy pomagają strażnikom granicznym odnaleźć dwóch nielegalnych imigrantów, którzy przekroczyli ukraińsko-polską granicę.

Natrafiają na nich w lesie, 9 kilometrów od wioski. Kiedy udzielają pomocy wychłodzonym Osetyjczykom, odbierają kolejne wezwanie. W rejonie Jaworzca i Falowej zgubił się 33-letni mężczyzna. Wyszedł na rzadko uczęszczany szlak zbyt późno i nie zdążył za dnia zejść na kwaterę.

Jest godzina 19, do akcji ponownie wyruszają ratownicy z Cisnej i Sanoka. Skutery przedzierają się przez kopny śnieg, część ratowników pokonuje przeszkody pieszo.

Są potwornie zmęczeni. Idą i myślą: Po jaką cholerę ktoś decyduje się na wycieczkę taką porą w zupełną dzicz, w dodatku samotnie? Chce coś udowodnić (sobie, komuś) czy niemiłe mu życie?

Ekipa jest już przy turyście. Ten, przemarznięty do szpiku kości, dziękuje za pomoc, ale nie "spowiada się" ze swojej nieroztropności. Ma szczęście - tym razem góry mu odpuściły.

Hubert Marek, zastępca naczelnika GOPR: - Przeraża mnie nieodpowiedzialność turystów. Nasze ostrzeżenia to jak rzucanie grochem o ścianę. Więc jeszcze raz powtarzam: Bieszczady nie są łatwe; nie ma łatwych gór.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24