Jeśli wierzyć w dane prezentowane na stronie internetowej NFZ, do wielu specjalistów na Podkarpaciu można dostać się "od ręki". Pacjenci, co dzień, przekonują się na własnej skórze, że jest zupełnie inaczej.
- Na USG czekałem trzy miesiące, do urologa dwa - wylicza Stanisław Wisz z Jasionki k. Rzeszowa. Spotkaliśmy go wczoraj pod jedną z rzeszowskich przychodni.
Miał pomagać
Rejestr oczekujących ma pomagać pacjentom w zorientowaniu się gdzie i jak długo trzeba czekać na wizytę. W wielu przypadkach informacje te do niczego się nie przydadzą, bo.... pochodzą sprzed wielu miesięcy, a nawet sprzed roku! Co na to fundusz?
- Rejestr powstaje na podstawie informacji, które przekazują nam szefowie lecznic. Powinni to robić co miesiąc. Jednak czasem dostajemy dane z opóźnieniem - tłumaczy Marek Jakubowicz, rzecznik NFZ w Rzeszowie.
Na tym nie koniec niejasności. W styczniu pisaliśmy o problemach z dostaniem się na USG stawów biodrowych niemowląt. Z powodu kolejek dzieci tygodniami czekają na to ważne badanie. Z rejestru wynika, że do poradni preluksacyjnych kolejek nie ma! Jak się okazuje, nikt nie sprawdza prawdziwości danych, które trafiają do rejestru.
- Odbywa się to tylko w niejasnych sytuacjach, przy okazji rutynowych kontroli. Na przykład, gdy do jakiegoś lekarza czekało dużo osób, a miesiąc później już nikt - dodaje Jakubowicz.
Trzeba lepszego systemu
Co pozostaje pacjentom, którzy chcą sprawdzić jak długo ralnie muszą czekać na wizytę? Chodzenie od przychodni do przychodni lub wydzwanianie do lecznic.
- Żeby taki rejestr miał sens, potrzeba lepszego systemu informatycznego. Takiego, który pozwoli lekarzom na bieżąco aktualizować dane na temat kolejek. Teraz jest to niemożliwe - uważa Mariusz Małecki, prezes Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia z Rzeszowa.