Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wkalkulowane ryzyko

AGNIESZKA HAŁAS 0 68 324 88 71 [email protected]
- Naszym największym atutem jest to, że każdy projekt traktujemy indywidualnie - mówi Piotr Reimann. - Takich przyczep nie produkują w fabryce.
- Naszym największym atutem jest to, że każdy projekt traktujemy indywidualnie - mówi Piotr Reimann. - Takich przyczep nie produkują w fabryce. fot. Krzysztof Tomicz
Piotr Reimann swoją pierwszą przyczepę skonstruował w garażu razem z żoną. Udało się ją sprzedać. Tak zrodził się pomysł na interes.

Dziś zatrudnia pięć osób, a jego przyczep używają ludzie na całym świecie. To dzięki stronie internetowej, którą założył ma zamówienia z Belgii, Holandii, a nawet Nowej Zelandii. W nawiązywaniu kontaktu z klientami pomaga mu znajomość języka niemieckiego, chociaż najczęściej zleceniodawcy przyjeżdżają do niego z tłumaczami.
Firma pana Piotra działa od 1994 roku. Zaczynał w Godziszewie, później przeniósł się do Nowego Kramska. Tu dysponował pomieszczeniem. Na siedzibę firmy zagospodarował dawny chlewik. Jest tu pomieszczenie biurowe i hala produkcyjna. Udało się również urządzić podwórko za budynkiem. Prezentuje tu modele przyczep, które robi firma. A jest ich sporo. Reimann i jego pracownicy specjalizują się w konstruowaniu przyczep, które są potrzebne w rolnictwie, pszczelarstwie, turystyce oraz takich, w których można przewozić zwierzęta. - Naszym największym atutem jest to, że robimy nietypowe przyczepy
- mówi Reimann. - Jesteśmy w stanie zrealizować różne dziwne zamówienia. To nie masówka. Do każdego projektu podchodzimy indywidualnie.

Wkalkulowane ryzyko

Największą przeszkodą Reimana są... polskie drogi. Nierówna nawierzchnia czy dziura w asfalcie może sprawić, że od przyczepy odpadnie koło. To może spowodować wypadek. Za serwis, remonty czy naprawy odpowiada wtedy sam producent. Reiman odpowiada również za zaniedbane przyczepy. Niektóre z nich mają nawet pięcioletnią gwarancję, ale właściciele nie zawsze dbają o ich stan techniczny. Największym problemem jest przeładowanie. Każda ma limit wagowy, którego nie można przekroczyć. Klientom zdarza się oddawać przyczepy do serwisu, ale żaden z nich nie przyznaje się, że przeładował pojazd.

Lepiej dzięki Unii

Po tym jak polska dołączyła do krajów Unii Europejskiej, firmie przybyło zamówień. Pieniądze unijne są przyznawane np. związkom pszczelarzy. Oni wydają je na skomplikowane specjalistyczne przyczepy potrzebne do przewozu pszczół. Firma realizowała również zamówienie rządowe. Musieli wtedy zatrudnić podwykonawców. Więcej zamówień oznacza więcej pracy. Pan Piotr w zakładzie spędza sześć dni w tygodniu. Zdarza mu się pracować 10 godzin dziennie. Sam projektuje każdą przyczepę i zajmuje się zaopatrzeniem. Na hali produkcyjnej pracują z nim jeszcze cztery osoby. Kolejna prowadzi księgowość. Dzięki doświadczeniu praca idzie szybciej. Pracownik z ponad dziesięcioletnią praktyką jest w stanie przejść przez cały proces powstawania przyczepy w trzy dni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska