Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice umarli im na raka. Teraz dzieci odzyskują siły na kolonii w Ustrzykach

Krzysztof Potaczała
Na górskiej wycieczce. Nogi trochę bolały, ale każdy doszedł do celu.
Na górskiej wycieczce. Nogi trochę bolały, ale każdy doszedł do celu. FOT. ARCHIWUM
Dobiega końca trzeci turnus kolonijny dla dzieci, które straciły jedno bądź oboje rodziców. Niektóre dopiero tutaj zaczęły normalnie jeść i się uśmiechać.

Wszystko dzięki garstce wolontariuszy z Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu i jego duszpasterzowi ks. Markowi Kujawskiemu (SAC). Od sześciu lat organizuje on w Bieszczadach letni wypoczynek dla dzieci, których rodzice zmarli na raka. Jest pewien, że góry mają dobroczynny wpływ na gojenie psychicznych ran.
- Z mojego doświadczenia jako opiekuna takich kolonii wynika, że sieroty i półsieroty łagodniej znoszą ból po stracie najbliższych przebywając wśród rówieśników podobnie doświadczonych przez los - mówi ks. Marek. - One mają potrzebę wspominania matki czy ojca we własnym gronie. Lecz zarówno ja, jak i wolontariusze także z nimi rozmawiamy. Staramy się im uświadomić ich sytuację i pomóc przejść przez trudny okres.

Na trzecim, dobiegającym właśnie końca, turnusie przebywa 21 dzieci. To taka kolonia, w której nie może być ani chwili miejsca na nudę. Dlatego od rana do wieczora są zajęcia.

- Byliśmy w skansenie w Sanoku, w zoo w Myczkowcach, na pieszych wycieczkach; we wtorek wyjechaliśmy kolejką linową na szczyt Laworty, a czeka nas jeszcze rejs statkiem po Jeziorze Solińskim i przejażdżka bieszczadzką wąskotorówką - wyliczają jednym tchem koloniści.
Ks. Kujawski dodaje: - Każdego dnia wszyscy uczestniczą także w mszy świętej. Modlimy się za zmarłych z ich rodzin, za krewnych i przyjaciół. Ponadto kieruję do dzieci kilka zdań w ramach kazania.
Trauma dziecka po stracie rodzica jest nie do zmierzenia - uważają psychologowie. Są dzieci, które nie mogą jeść albo spać, które reagują agresywnie, przestają się uczyć, popadają w apatię.

- W naszym mieście z pomocą takim dziewczynkom i chłopcom przychodzi Radomska Rodzina Hospicyjna - opowiada duchowny.

Spotykają się wspólnie w domach, w siedzibie Hospicjum (trzy razy w miesiącu) oraz w domach podopiecznych. Dużo rozmawiają, nawzajem siebie wspierają. I to przynosi efekty, świadczy o tym, że człowiek jest w stanie dać drugiemu człowiekowi ogromnie dużo dobrego. Czasami wystarczy z nim zwyczajnie być.

Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu jest jednym z zaledwie kilkunastu działających w Polsce na zasadach czysto ideowych, czyli bez wystarczającej pomocy państwa czy zatrudniania pracowników etatowych.

- Opieramy się na wolontariacie i jak dotąd nie zawiedliśmy się - podkreśla duszpasterz. - Chorymi opiekują się bezinteresownie na przykład lekarze i pielęgniarki, czasem po kilkanaście godzin dziennie. To w Polsce naprawdę rzadka rzecz.
W piątek dzieci wrócą do domów. Wszystkie bardziej uśmiechnięte, wzmocnione psychicznie. Za rok do Ustrzyk przyjedzie następna grupa. Będą wśród nich tacy, którzy już nieco oswoili się ze stratą rodzica lub rodziców, ale i tacy, którzy dopiero ten proces zaczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24