Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice żądają 400 tysięcy za śmierć dziecka. Ginekolog i położna na ławie oskarżonych

Marcin Radzimowski
- Wynik, jaki pokazała mi położna, zazwyczaj wskazuje na sen dziecka. Aby się w tym upewnić, zleciłem wykonanie badania za pół godziny - wyjaśniał przed sądem Ryszard Sz., ginekolog z tarnobrzeskiego szpitala.
- Wynik, jaki pokazała mi położna, zazwyczaj wskazuje na sen dziecka. Aby się w tym upewnić, zleciłem wykonanie badania za pół godziny - wyjaśniał przed sądem Ryszard Sz., ginekolog z tarnobrzeskiego szpitala. Fot. Marcin Radzimowski
- Gdy mnie usypiali do cesarskiego cięcia, jeszcze krzyczałam, żeby uratowali moje dziecko. Gdy się obudziłam, już nie żyło - ze łzami w oczach przed sądem w Tarnobrzegu 25-letnia Izabela wspominała wczoraj dramatyczne wydarzenia z 2006 roku.

Ginekolog położnik Ryszard Sz. i położna Alina S. ze szpitala w Tarnobrzegu, stanęli przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu z zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci.

Feralnego dnia 14 grudnia 2006 roku około godziny 21, położna Alina S. zakończyła u pani Izabeli rutynowe badanie KTG (monitorowanie czynności serca płodu z jednoczesnym zapisem czynności skurczowej macicy - przyp. red). Zgodnie z wytycznymi ordynatora i panującymi zwyczajami, położna położyła wydruk badania na blacie obok dyżurki. Później lekarz przeglądał wyniki i w razie potrzeby zlecał dodatkowe badania lub zabiegi.

Położna: zrobiłam, co kazał

- Z wydruku wynikało, że tętno płodu jest w granicach normy, oscylacja słaba, ale była. Mnie uczono, że to świadczy o śnie dziecka, natomiast niepokojąca jest oscylacja milcząca - mówiła wczoraj w sądzie Alina S. - O godzinie 22.10 spotkałam lekarza. Patrzył na wydruk KTG. Powiedział, żeby za pół godziny powtórzyć badanie. Byłam przekonana, że widział wyniki zaraz po godzinie 21 i uznał, że nie ma zagrożenia płodu.

- Czegoś tu nie rozumiem. Wyniki badania były co najmniej niepokojące, ale nie trafiły od razu do lekarza. Ponowne badanie wykonuje się dopiero pół godziny po konsultacji? - pytał oskarżonego sędzia Grzegorz Wolak. - Przecież to chodziło o życie dziecka, a nie o gotowanie wody!?

- Wynik, jaki pokazała mi położna, zazwyczaj wskazuje na sen dziecka. Aby się w tym upewnić, zleciłem wykonanie badania za pół godziny - wyjaśniał Ryszard Sz.

Lekarz: to położna wstępnie ocenia wyniki

Dlaczego zobaczył wydruk dopiero po godzinie 22? Ryszard Sz. twierdził wczoraj, że tego wieczoru był zajęty (między innymi wykonywał cesarskie cięcie o godz. 20.45, potem brał prysznic). Jego zdaniem, to położna dokonuje wstępnej oceny wyników i w razie czego alarmuje lekarza. Ryszard Sz. rozmawiając z Aliną S. (godz. 22.10), nie zwrócił uwagi na godzinę zapisaną na wydruku, na dodatek usłyszał od niej "Przed chwilą zrobiłam badanie".

- Nic takiego nie mówiłam. Zresztą to by było przeczenie samemu sobie, bo na wydruku jest godzina badania, czyli 21 - odpierała zarzuty Alina S. - Lekarz kazał za pół godziny, więc tak zrobiłam. To lekarz ocenia wynik badania, położna nie może podważać jego zaleceń.

Tętno było, ale nie dziecka

Zmienione procedury

Po śmierci dziecka pani Izabeli, w tarnobrzeskim szpitalu zmieniono procedury postępowania. Obecnie położna natychmiast po wykonaniu badania KTG, telefonicznie informuje lekarza dyżurnego. Ten niezwłocznie analizuje wynik badania.

Pani Izabela w tym czasie już nie czuła ruchów dziecka w swoim łonie. Była przekonana, że lekarz widział wynik i skoro nie interweniuje, wszystko jest w porządku. O godzinie 22.40, zgodnie ze wskazaniem lekarza, położna przystawiła do brzucha czujnik aparatu KTG.

- Kiedy zobaczyła wykres, zaczęły się jej trząść ręce. Próbowała dzwonić do lekarza, telefon był popsuty. Chwyciła mnie za rękę i biegłyśmy do sali, gdzie jest aparat USG - mówiła wczoraj pani Izabela. - Zaraz pojawił się Ryszard Sz. Krzyczałam, bo wiedziałam, że coś jest nie tak. Lekarz na mnie naskoczył, że niepotrzebnie panikuję, a jest noc i inni chcą spać.

Kobieta stwierdziła, że ginekolog przyłożył do jej brzucha czujnik aparatu USG i po chwili powiedział: "Proszę się uspokoić, przecież jest tętno".

- Wtedy jedna z pielęgniarek stwierdziła: "Przecież to jest jej tętno, nie dziecka" - zeznawała pokrzywdzona. - Później szybko pobiegliśmy na salę porodową. Kiedy się obudziłam, dowiedziałam się, że dziecko nie żyje. Przyczyną była ostra wewnątrzmaciczna zamartwica płodu.

W ocenie biegłych, gdyby lekarz wcześniej zareagował (cesarskie cięcie), istniałaby duża szansa uratowania dziecka.

Obecnie pani Izabela jest szczęśliwą mamą dwuletniego Huberta, spodziewa się też drugiego dziecka. Wspólnie z mężem domagają się zasądzenia na ich rzecz od oskarżonych 400 tysięcy złotych, tytułem częściowego naprawienia szkody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24