Rozgrywający RawlPlug Sokoła miał najlepszy sezon w pierwszej lidze. Nie wyklucza przedłużenia kontraktu

Podobała się panu feta na łańcuckim Rynku?
Nawet bardzo. Była cała drużyna, mnóstwo kibiców, pogoda dopisała. Ogólnie fajna sprawa, że mogliśmy dać mieszkańcom z Łańcuta ten pierwszy w historii klubu awans do ekstraklasy.

Wojciech Pisarczyk mówił, że po pierwszych przedsezonowych treningach pomyślał, że jeśli nie awansujecie do finału play off, uzna to za rozczarowanie.
Zgadza się, na papierze wyglądaliśmy mocno, ale to jest sport, a z doświadczenia wiem, że koszykówka płata różne figle. Oczywiście byłem dobrej myśli, bo gołym okiem było widać, że mamy konkretny potencjał, dość szeroki skład, i jeśli unikniemy nieprzewidzianych sytuacji, to powinno być dobrze.

Szybko straciliście Jacka Jareckiego, na początku sezonu pierwszego strzelca zespołu.
Duża strata, ale trener potrafił ukryć jego brak, postawić mocniej na innych zawodników. Może nie na sto procent, ale udało się jakoś załatać dziurę w składzie.

Sokół to rodzina, usłyszałem ostatnio. Potwierdza pan?
Jak najbardziej. Jest chemia w szatni, na boisku i poza nim. Spotykaliśmy się poza halą, nasze żony się przyjaźniły. Była fajna atmosfera między koszykarzami a trenerami, działaczami, nie wspominając o kibicach, którzy zawsze dawali nam wsparcie. To pomagało szczególnie w trudnych chwilach, jak na przykład seria z Dzikami Warszawa.

Staliście już pod ścianą, bo tak trzeba nazwać wynik jeden do dwóch.
Było naprawdę groźnie, ale nie pękliśmy. Pomogło doświadczenie, a ta trudna seria zahartowała nas, scementowała drużynę przed kolejnymi rundami play off, w których tylu nerwów na szczęście już nie było.

Jeszcze a propos klimatu w szatni. Kto jest duszą towarzystwa w zespole?Nie ma jednego wodzireja. Wielu kolegów lubi się pośmiać, pożartować.

Dziewięć, przecinek jeden to pańska średnia asyst. W meczu z GKS-em Tychy było ich siedemnaście. Jak to się robi?
Trzeba mieć najpierw komu podać, a w tym sezonie nie było z tym problemu. Dzieliliśmy się piłką, cała drużyna punktowała, mieliśmy dobre procenty i stąd taka statystyka.

To najlepszy sezon Marcina Nowakowskiego w karierze?
W pierwszej lidze na pewno tak. Cyfry są ważne, ale najważniejsze, że to wszystko przełożyło na efekt końcowy, że mogliśmy spełnić oczekiwania miejscowej społeczności, która przecież wyczekała się na ten awans.

Co dalej?
My swoją pracę wykonaliśmy, teraz wszystko w rękach działaczy, aby zbudować budżet i skład na ekstraklasę.

Tam jest inny basket?
Trochę tak. Zawodnicy są mocni fizycznie, taktyka jeszcze bardziej rozbudowana. Gra się szybciej, miejsca i czasu na oddanie rzutu jest mniej. Nic dziwnego, rywalizuje się z koszykarzami z USA, Bałkanów i tak dalej.

Kibice z Łańcuta zobaczą pana w zespole w nowym sezonie?
Kontrakt kończy mi się w czerwcu, ale klub z Łańcuta ma u mnie pierwszeństwo. Jeśli dojdziemy do porozumienia, to chętnie przedłużę umowę.

Są oferty z innych klubów?
Jest zainteresowanie, ale na decyzje przyjdzie czas. Na razie muszę odpocząć, zregenerować się.