Rzecznik MŚP Adam Abramowicz zwrócił się do szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego w imieniu grupy przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą przy przejściu granicznym w Bobrownikach. Przejściu, na którym 10 lutego ruch został nagle zawieszony.
Nadzwyczajna sytuacja nie powinna obciążać
- Zawieszenie ruchu na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Bobrownikach niewątpliwie wpłynie negatywnie na sytuację polskich przedsiębiorców prowadzących działalność związaną z funkcjonowaniem tego przejścia. Poszkodowani zwracają uwagę, że nagłe wprowadzenie w życie powyższego rozwiązania było dla nich dużym zaskoczeniem, co dodatkowo pogarsza trudną sytuację, w jakiej się znaleźli – mówi Adam Abramowicz.
Zdaniem rzecznika, ograniczenie wolności działalności gospodarczej przez organy władzy - nawet, jeśli uzasadniają je ważne przyczyny - powinno być powiązane ze podmiotów najbardziej poszkodowanych taką decyzją.
Czytaj również:
– Utrudnienia związane z wystąpieniem nadzwyczajnej sytuacji nie powinny obciążać w sposób nieproporcjonalny określonych grup, np. najmniejszych przedsiębiorców. Oni często nie mają środków, dzięki którym mogą sami sobie ze skutkami nagłej utraty źródła dochodów – dodaje Adam Adamowicz.
Inspiracja z okolic granicy
Jak się okazuje, pismo rzecznika MŚP jest efektem skarg przedsiębiorców, którzy prowadzą agencje celne i sklepy w okolicy przejścia w Bobrownikach.
- Swój list wysłaliśmy zaraz po decyzji MSWiA o zamknięciu przejścia, nie tylko do rzecznika, ale również do wojewody, marszałka, europosła Krzysztofa Jurgiela. Na razie ten ostatni obiecał, że zainteresuje sprawą odpowiednie resorty. Dzisiaj (24.02) rozmawialiśmy z wojewodą Bohdanem Paszkowskim, którego pytaliśmy czy jako przedstawiciel rządu i gospodarz województwa wstawił się za nami. Konkretnej odpowiedzi nie było, choć wojewoda zapewnił, że we wtorek jedzie do Warszawy, gdzie nasz problem poruszy, wiec liczymy na to – opowiada Ewelina Grygatowicz-Szumowska, szefowa Agencji Celnej Terminus, która ma oddział m.in. w Bobrownikach.
Nie ma przejścia, nie ma biznesu
Zapowiada też, że przedsiębiorcy z Bobrownik będą pisali listy o pomoc także do wiceministra Piątkowskiego i innych, a nawet do Ursuli von der Leyen.
– Może UE zgodzi się, by dołączyć nas do programu tarczy dla pogranicza, z której 21 mln zł pomocy ma branża turystyczna. My taką branżą nie jesteśmy, ale pracujemy na granicy, więc niejako wspieramy turystykę międzynarodową. Musimy nagłaśniać nasz problem, bo na razie państwo nam nie pomaga. Zrobiono ruch bez naszej wiedzy, a my musimy się martwić, jak ratować miejsca pracy – mówi Ewelina Grygatowicz-Szumowska.
Jak przyznaje, z oszczędności długo firmy nie utrzyma. Na razie 11 osób z Bobrownik jest na urlopach, a jedna już się zwolniła, bo znalazła inną pracę. Dwa sklepy przy przejściu do niedawna zatrudniały 12 osób, a teraz cztery.
- Sklepy mają towar łatwo psujący się i nie wiedzą, co z nim zrobić, bo przecież go nie zwrócą. Mówią, że jak dziennie zarobią 50 zł to jest sukces. To jak dbać o ludzi? To teren rolniczy, w okolicy jest urząd, kilka firm i to wszystko. Gdzie te kobiety znajdą pracę – pyta retorycznie nasza rozmówczyni.
Czytaj również:
Zamknięte przejście bije w Kawaleryjską
Bardzo źle, zamknięcie Bobrownik, odbija się też na bazarze przy Kawaleryjskiej. Gdy byliśmy tam przed południem klientów (których spotkaliśmy) można było policzyć na palcach jednej ręki, większość straganów była zamknięta, a ostatnie czynne właśnie zamykano.
- Nie mam tu po co siedzieć. Po zamknięciu granicy Białorusinów właściwie nie ma. Czasem rano przyjedzie autobus czy dwa. Szybko kupią jakąś spożywkę, chemię i koniec. Ja dzisiaj zarobiłem 12 zł – przyznaje mężczyzna, który właśnie zamyka stragan i dodaje, że normalnie pracował od godz. 6 do 14, a teraz nie ma 12. i koniec.
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że zamknięto granicę nie interesując się skutkami tej decyzji, więc jest dramat. Białorusini prawie nie przyjeżdżają, a Polacy przychodzą w weekendy: - Bardziej na spacer niż na zakupy. Jak do skansenu – skarżą się handlowcy.
Czytaj również:
- Białorusini teraz jeszcze muszą jechać przez Litwę, czyli dookoła, a to prawie 400 km dalej. Sam pan widzi, jak tu pusto, a ZUS, podatek, czynsz trzeba płacić. W pandemii miasto trochę nam zmniejszyło opłaty, teraz nie – dodaje kolejny z kupców, który kończy pracę.
- Ktoś mógłby pomyśleć o jakiejś tarczy dla nas, jak było w czasie pandemii, ale to pewnie tylko moje życzenie. Dziś nawet na przetrwanie trudno zarobić – kwituje ze smutkiem właścicielka straganu.
Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?