W przydomowych piecach ląduje wszystko, co nadaje się do spalenia: szmaty, plastikowe butelki, gumy, płyty wiórowe.
- Palimy odpadkami z oszczędności - mówi Józef Pawlik, prezes Podkarpackiego Zarządu Oddziału Korporacji Kominiarzy Polskich. Efekt? Zadymione podwórka i uszkodzone kominy.
Spalanie odpadów powoduje szybsze osadzanie się sadzy w kominie.
- Taka sadza jest bardzo lepka, może dojść do jej samozapalenia. Temperatura w kominie sięga wówczas blisko 700 stopni Celsjusza. Dochodzi wtedy do pęknięcia komina - wyjaśnia Pawlik. Z jego obserwacji wynika, że grudzień i styczeń to miesiące, w których zdarza się najwięcej takich uszkodzeń.
- Ludzie załamują ręce, ale na ogół nie przyznają się do tego, że palą tym, czym nie wolno - dodaje Pawlik.
Zapobiec temu może czyszczenie komina. Powinno odbywać się raz w roku ale właściciele domów rzadko przestrzegają nakazu. Zdyscyplinowane są jedynie spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Kominiarze ostrzegają, że zaniedbany, nieprawidłowo użytkowany komin albo uszkodzony może doprowadzić do tragedii.
- Zwłaszcza zimną, gdy szczelnie zamykamy pomieszczenia i nie wpuszczamy do nich powietrza z zewnątrz. Zdarzają się wtedy zatrucia, często śmiertelne - dodaje Pawlik .
To nie jedyny problem.
- Nie każdy sobie zdaje sprawę z tego, że podczas spalania plastikowych odpadów w domowych piecach wytwarzają się substancje rakotwórcze. Mogą dostać się do organizmu człowieka a tego nie da się już odwrócić. Szkodzimy więc i sobie i sąsiadom - mówi Jan Trzebiński, naczelnik wydziału Inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Rzeszowie.