Rzeszów utonie w długach? Prawica bije na alarm, prezydent uspokaja

Tegoroczny budżet Rzeszowa to ponad 1,1 mld zł. Tylu pieniędzy w miejskiej kasie nie było jeszcze nigdy. W stolicy regionu nigdy nie prowadzono także tylu potężnych inwestycji jednocześnie. Sam program transportowy zakładający przebudowę dróg i zakup autobusów to ponad 415 mln zł, a zakończona w maju budowa dojazdu do autostrady - ponad 80 mln zł. Lada dzień urzędnicy podpiszą umowę na wartą 170 mln zł budowę drogi i mostu między ulicami Rzecha i Lubelską.

Chociaż inwestycje potrzebne, prawicowa opozycja w polityce prezydenta Tadeusza Ferenca dopatruje się chaosu i ostrzega przed lekkomyślnym jej zdaniem wydawaniem miejskich pieniędzy. Zwraca uwagę na wieloletnią prognozę finansową miasta, według której zadłużenie Rzeszowa w 2020 roku ma wynieść aż 755 mln zł, czyli prawie dwa razy więcej niż w tym roku. Tymczasem planowany budżet jest mniejszy o ok. 100 mln zł. - To zatrważające informacje. Wiele razy zwracaliśmy na to uwagę, ale władze miasta nie reagują na nasze ostrzeżenia. Jeśli prezydent będzie dalej zadłużać miasto tak szybko, jego następcy zamiast inwestować, przyjdzie tylko spłacać pożyczki - ostrzega Jerzy Cypryś, szef klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszowa.

Raport na temat zadłużenia największych 18 polskich miast opublikował właśnie samorządowy miesięcznik "Wspólnota". Z długiem na poziomie 46,67 procent Rzeszów został w nim sklasyfikowany na 13 pozycji. Dla porównania w Toruniu, który zajął pierwsze miejsce zadłużenie wynosi aż 84,29 proc. Więcej zobowiązań mają także zbliżone do Rzeszowa wielkością Kielce i nieco większe Białystok oraz Bydgoszcz. Poza Toruniem także Bydgoszcz, Poznań, Łódź i Wrocław przekroczyły już maksymalny, 60-procentowy próg zadłużenia dopuszczony w ustawie o finansach publicznych, za co grozi wprowadzenie do miasta zarządu komisarycznego. Prezydent Tadeusz Ferenc przekonuje, że w Rzeszowie nie ma takiej groźby. - Nie jestem przeciwny zadłużaniu się, ale trzeba to robić w przemyślany sposób. Pieniądze z pożyczek, czy kredytów trzeba przeznaczać na inwestycje. Od kilku lat korzystamy z olbrzymich dotacji unijnych, co roku prowadzimy setki inwestycji, dzięki którym Rzeszów się rozwija. Jesteśmy też coraz bogatszym miastem, o czym świadczy chociażby tegoroczny budżet na poziomie 1,2 mld zł - uspokaja prezydent Ferenc.

- Wiele inwestycji Unia Europejska dofinansowuje nawet na poziomie 85 procent. Z każdej wydanej przez nas złotówki do miasta wraca wówczas 85 groszy. To wielka szansa, z której trzeba skorzystać, dlatego nie należy się dziwić, że bierzemy kredyty na wkład własny w takie inwestycje - dodaje Janina Filipek, skarbnik miasta Rzeszowa.

Ale radnych opozycji to nie uspokaja. - Zgadzam się, że pieniądze trzeba pożyczać na finansowanie wkładu w unijne inwestycje. Szkopuł w tym, że trzeba je mądrze wydać. Tymczasem Tadeusz Ferenc stawia na niepotrzebne gadżety, na czele z okrągłą kładką czy tańczącą fontanną. A jedyne nowe miejsca pracy to rosnące jak grzyby po deszczu galerie handlowe. Nie tędy droga - uważa Jerzy Cypryś.

Zdaniem Janiny Filipek finanse Rzeszowa są w dobrej kondycji, co ma potwierdzić rozpoczynający się w przyszłym tygodniu audyt. Przeprowadzą go analitycy międzynarodowej firmy FitchRaitings, których opinia jest ceniona na całym świecie. - W ubiegłym roku dostaliśmy wysokie noty, liczę, że w tym powinny być jeszcze lepsze - mówi J. Filipek. Czy nie przeszkodzi w tym prognozowane, potężne zadłużenie na przyszłe lata? - Nie. Oszacowaliśmy je na takim poziomie, bo nie wiemy, ile pieniędzy uda się pozyskać z Unii Europejskiej. Będziemy walczyć o dofinansowanie wielu inwestycji i o równowartość tych dopłat dług będzie odpowiednio mniejszy - tłumaczy skarbnik Rzeszowa.