Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeszów za in vitro nie zapłaci

Andrzej Plęs
123rf
W Rzeszowie toczy się ideologiczny spór radnych miejskich, czy in vitro to podstęp szatana, czy błogosławieństwo boże. Część radnych miejskich i .Nowoczesna wystąpiły z inicjatywą, by miasto sfinansowało swój miejski program wsparcia. Przeciwników pomysłu nie brakuje. Tymczasem Samorząd Województwa Podkarpackiego od trzech lat pomaga parom, które mają kłopoty z prokreacją. Wspiera finansowo, ale tylko metodą naprotechnologii. O wsparciu metodą in vitro z kasy urzędu marszałkowskiego raczej nie ma co liczyć.

Po Częstochowie tuptają „dzieci z probówki”, finansowanej przez władze miasta. By finansowo i organizacyjnie wspierać zapłodnienie pozaustrojowe swoich mieszkańców, rozważają teraz władze Łodzi, Poznania, Szczecina i Warszawy. Bo właśnie skończył się, wprowadzony przez poprzedni rząd, trzyletni „Program - Leczenie bezpłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego”. Obecny rząd zdecydował, że kontynuacji nie będzie. Także dla 17 tysięcy par w kraju, które dzięki temu programowi już rozpoczęły terapię.

Rzeszowianin „ze szkiełka”

Po Rzeszowie też tuptają „dzieci z probówki”, urodzone dzięki rządowemu programowi in vitro. Przez trzy lata ok. 300 rzeszowian zostało poddanych tej procedurze, ponad 100 dzieciaków już się urodziło, prawie 20 matek jest w ciąży. Żadna z nich nie chwali się, że urodziła lub spodziewa się dziecka w wyniku in vitro.

- Ludzie korzystający z tej metody nie przyznają się do tego, bo albo się wstydzą, albo boją - przyznaje radny Wiesław Buż, jeden z inicjatorów uchwały o finansowym wsparciu miasta dla tej metody zapłodnienia.

Radni miasta wyliczyli, że ten efekt demograficzny w Rzeszowie udało się osiągnąć kosztem ledwie 400 tys. zł z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, toteż uznali, że miasto pomysł winno kontynuować już z własnego budżetu, bo…

- Skoro państwo rezygnuje z tego obowiązku, to miasto powinno go na siebie przejąć - argumentuje radny Robert Homicki.

Projekt uchwały przewiduje, że w latach 2017 - 2019 budżet miejski przeznaczyłby na program po 600 tys. zł na rok przez trzy lata trwania programu, którym objętych byłoby 120 par. Pomysłodawcy wcale nie upierają się przy takich kwotach, także wyliczenie owych 120 par, to wyliczenie statystyczne, a nie rzeczywista skala zainteresowania rzeszowian. Bo statystyka mówi, że problem niepłodności dotyka w Polsce 10 - 12 proc. par, a jedynie 2 proc. z nich kwalifikuje się do zapłodnienia pozaustrojowego, więc zważywszy na liczbę mieszkańców - wychodzi właśnie ok. 120 par. „Ze względu na aktualną tragiczną sytuację demograficzną Polski wprowadzenie tego programu przyniesie wymierne korzyści nie tylko niepłodnym parom, ale również całemu społeczeństwu i naszemu miastu” - uzasadniają projekt uchwały.

Wprawdzie Rzeszów problemów demograficznych raczej nie ma, ale radny Buż zwraca uwagę, że taki program miałby ogromne znaczenie wizerunkowe: sugerował, że władzom Rzeszowa naprawdę i ponadstandardowo zależy na „podstawowej komórce społecznej”.

Nie wszyscy radni z taką argumentacją się identyfikują. Popiera ją wręcz mniejszość, co potwierdziło zgromadzenie Komisji Zdrowia, Rodziny i Pomocy Społecznej.

- Mamy do czynienia ze swoistą autocenzurą - dzieli się doświadczeniami ze spotkania Stanisław Gołąb, przewodniczący komisji. - Nikt nie jest w stanie samodzielnie myśleć, każdy spogląda na stanowisko szefa swojego ugrupowania. Przypuszczam, że większość radnych popiera tę inicjatywę, są natomiast krępowani przez wytyczne „z góry”. Radni PiS od razu powiedzieli, że są przeciw, bo to „zabijanie dzieci”.

Skoro radni PiS są zdecydowanie przeciw, to może kojarzeni z lewicą radni „Rozwoju Rzeszowa” będą za? Ich patron, prezydent Tadeusz Ferenc, od razu zdystansował się do pomysłu, mówiąc, że to powinno być zadanie państwa, a nie samorządu. Jego „drużyna” w radzie pękła. Część sprzyja inicjatywie, część nie zajmuje stanowiska, część jest przeciw. W ten sposób podczas wtorkowej sesji rady miasta projektu uchwały nawet nie włączono do porządku obrad.

Spór o in vitro ma zasięg ogólnonarodowy, nie rzeszowsko-miejski. Ten miejski jest w zasadzie echem narodowego.

- Pierwsze w Polsce dziecko urodziło się dzięki in vitro w 1987 roku - przypomina radny Homicki. - I przez lata in vitro nikomu nie przeszkadzało, nagle od 3 - 4 lat pewnym środowiskom, albo mówiąc konkretnie: polskiemu episkopatowi, zaczęło przeszkadzać.

W województwie - tylko naprotechnologia

Na pomysł wsparcia par, które mają problem z zajściem w ciążę, wcześniej wpadły władze samorządowe województwa. Zdominowany przez Prawo i Sprawiedliwość sejmik województwa zdecydował w 2014 roku o uruchomieniu trzyletniego „Programu wsparcia leczenia niepłodności mieszkańców Podkarpacia metodą naprotechnologii”. W marcu tego roku w interpelacji do ministra zdrowia radny wojewódzki Wojciech Buczak podkreślał: to jedyny taki pilotażowy program w kraju.

Budżet województwa wydał na naprotechnologiczne wsparcie podkarpacian 200 tys. zł w ciągu ostatnich trzech lat. Zainteresowanym udzielono w tym czasie ponad 620 porad medycznych, a dzięki programowi uzyskano w tym samym czasie 32 poczęcia, z których urodziło się 11 dzieci.

- Uwzględniając przedstawione dane, można ocenić metodę jako bardzo skuteczną, biorąc pod uwagę stosunkowo krótki czas trwania projektu oraz to, że niektóre pary dopiero niedawno rozpoczęły udział w programie - chwali pomysł radny Buczak w interpelacji. - Metody zapłodnienia in vitro oraz inseminacji nie spełniają kryteriów przyczynowego postępowania leczniczego - dodaje, jednoznacznie wskazując swój stosunek do zapłodnienia pozaustrojowego.

Urząd marszałkowski był także współorganizatorem dwóch konferencji naukowych na temat naprotechnologii. In vitro jest tu wyraźnie w niełasce: ani jednej konferencji, ani jednej złotówki przeznaczonej na realizację takiego programu. Wyjaśnienie tej niechęci do zapłodnienia pozaustrojowego tkwi po części w uzasadnieniu do uchwały sejmiku, przyznającej pieniądze na naprotechnologię: „Naprotechnologia daje wielu małżeństwom nadzieję na godziwe, skuteczne leczenie zaburzeń organicznych znajdujących się u podstaw ich bezpłodności, przy poszanowaniu dla ich intymności i prawdziwego języka miłości, oraz jest zgodna z doktryną Kościoła katolickiego”.

Sporo wyjaśnia także fragment interpelacji Wojciecha Buczaka do Ministerstwa Zdrowia. Poseł powołuje się na sukcesy „marszałkowskiego” programu, pyta ministra, czy udzieli wsparcia „w utworzeniu w Rzeszowie pierwszego w Polsce Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Niepłodności”, czy naprotechnologia będzie finansowana z budżetu NFZ i wyraża obawy, że ośrodki leczenia niepłodności w Polsce mogą pacjentów wprowadzać w błąd, bo „połączenie stosowania w jednym ośrodku metod leczenia konwencjonalnego oraz metod sztucznego rozrodu może prowadzić do patologii polegającej na pozorowaniu leczenia konwencjonalnego, a zamierzonym celem takiego ośrodka może być doprowadzenie do procedur in vitro”. Innymi słowy: pacjent może przyjść po naprotechnologię, a na miejscu serwuje mu się in vitro, co jest wyraźnym przejawem patologii.

Skoro urząd marszałkowski wspiera programy proprokreacyjne, to może pomysłodawcy finansowania in vitro z budżetu miasta Rzeszowa zapukaliby do bram urzędu marszałkowskiego?

- Przecież to zupełnie bezcelowe - kwituje krótko Mirosław Nowak, lider .Nowoczesnej na Podkarpaciu i jeden z inicjatorów akcji.

Widocznie nie tylko on tak uważa.

- Nie było wniosków kierowanych do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego w sprawie wsparcia finansowego metody in vitro - potwierdza Aleksandra Gorzelak-Nieduży z biura prasowego urzędu.

Trzy lata trwania naprotechnologicznego programu urzędu marszałkowskiego, którego beneficjentem zostało Centrum Medyczne „Medyk” w Rzeszowie, i oto efekty: od października 2014 do 20 czerwca 2016 r. uzyskano przy wsparciu tej metody 48 ciąż, z których urodziło się 16 dzieci. W czasie trwania programu przeszkolono 211 par - informuje biuro prasowe urzędu.

Tymczasem Rzeszów nie pójdzie drogą Częstochowy, Łodzi, Poznania i Szczecina, radni miejscy nie zdecydowali się forsować pomysłu, któremu niechybnie towarzyszyłby ferment społeczny. Pojawił się pomysł, że skoro nie da się go zrealizować rękami radnych, to może… przez budżet obywatelski. Wszak w Rzeszowie zapewne nie brakuje zwolenników in vitro. Radny Buż mówi, że pomysł może i dobry, ale nie mieści się w statusie budżetu obywatelskiego. Choć pomysłodawcy nie wykluczają, że gdyby taka inicjatywa obywatelska się pojawiła…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24