Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzuciła pracę w Stomilu, zaczęła piec pierniki. I zmieniła swoje życie

Dorota Mękarska
Dorota Mękarska
Dekorowanie wypieków to dziś prawdziwa sztuka
Dekorowanie wypieków to dziś prawdziwa sztuka Archiwum Agnieszki Matyjasiak-Filipczak
Gdyby sanoczanka Agnieszka Matyjasiak-Filipczak nie odcięła sobie całkowicie kciuka, kto wie, czy do dzisiaj nie pracowałaby w Stomilu, zamiast zostać złotą medalistką targów „Expo Sweet” w Warszawie za „bieszczadzkie” słodkości

Od dzieciństwa Aga lubiła rysować. – Dla mnie najlepszymi zabawkami były ołówki, kredki i mazaki. Nie trzeba było mi już innych. Malowałam od zawsze. Nie rozstawałam się kredkami, nawet gdy byłam już żoną i matką. Gdy tylko miałam chwilę wolnego czasu, siadałam przy stole w kuchni, by sobie porysować – mówi o swojej pasji.

Kciuk się przyjął i nowa pasja została

Z zawodu jest piekarzem, a konkretnie ciastkarzem. Nigdy jednak nie pracowała w tym charakterze. Zanim zaczęła piec pierniki i dekorować je lukrem, była zatrudniona w sanockim Stomilu. Pech chciał, że miała poważny wypadek.

– Odcięłam sobie kciuka. I to całkiem. Na szczęście, lekarze mi go przyszyli. Musiałam jednak pójść na chorobowe. Coś trzeba było w domu robić. Z tej racji, że nie jestem „serialowa”, myślałam, że zwariuję. Przypadkowo wyświetliło mi się na laptopie, jak się lukruje pierniki, bo to był okres przedświąteczny. Nigdy wcześniej nie piekłam tych ciastek, musiałam więc poszukać przepisu. Pierwsze pierniki wyszły pofalowane, bo jeszcze nie miałam silikonowych mat do pieczenia. Trzeba je było prostować – śmieje się pani Agnieszka.

Nigdy nie robiła też lukru. Zaczęła więc eksperymentować ze słodką masą. – Na początku była tragedia. Albo lukier był za rzadki i wszystko spływało, albo za gęsty. Nie wysychał. Dopiero potem dowiedziałam się, że pierniki muszą być suszone w suszarce. Wtedy lukier nie zapada się, a powierzchni jest gładka i błyszcząca – zdradza tajniki złota medalistka.

Okres prób i błędów trwał około pół roku. Piekła pierniki partiami i lukrowała. To, co nie wyszło, rodzina z miejsca zjadała. Co lepsze okazy brała do pracy. Bardzo wszystkim smakowały. – Wtedy załapałam piernikowego bakcyla – śmieje się.

Gdy opanowała tajniki lukrowania, po półtora roku odważyła się na zakup aerografu cukierniczego. Zaczęła też posługiwać się pędzelkiem.

– Aerograf to była dla mnie czarna magia. Też zajęło mi pół roku, zanim nauczyłam się nim posługiwać. Czasami miałam go już szczerze dość. Myślałam, że się poddam, ale za każdym razem do niego wracałam i wreszcie los mi wynagrodził tę cierpliwość – wspomina trudne początki.

Cieniowane aerografem pierniki wykańczane są lukrem królewskim, który nanoszony jest za pomocą worka cukierniczego. Z niego pani Agnieszka wyczarowuje prawdziwe cuda, ale - jak sama podkreśla - tak naprawdę cały czas się jeszcze uczy. Czerpie inspiracje z sieci. Podpatruje różne techniki i metodą prób i błędów dąży do osiągnięcia jak najlepszego efektu.

Słodkie życie

W pewnym momencie pani Agnieszce zaświtało, że pierniki mogą stać się dla niej sposobem na życie. – Stało się to, gdy założyłam fanpage „Piernikowe malowanki Agi”. Coraz więcej ludzi zaczęło do mnie pisać i zamawiać pierniczki. To było trzy lata temu.

Próbowała jeszcze godzić nowe zajęcie z pracą w Stomilu, ale nie dała rady. Gdy wracała z fabryki, musiała jak każda kobieta ugotować obiad, zrobić zakupy i posprzątać. Żeby zrealizować zamówienia, siedziała do późna w nocy. W soboty i niedziele po trzyzmianowym systemie pracy potrzebowała porządnie wyspać się, bo we znaki dawało się jej skrajne zmęczenie.

– Poza tym przyszedł taki moment, że szkoda mi było zaprzepaścić to co zaczęłam. Szkoda mi było pracować w fabryce na trzy zmiany, jeśli otworzyły się przede mną nowe możliwości – przyznaje.

Postanowiła skoczyć na głęboką wodę i sama zwolniła się z pracy. – Bałam się panicznie. W nocy przez to nie spałam, bo to było bardzo ryzykowne – nie kryje swoich początkowych obaw.

Posypały się jednak zamówienia, a pierniki piecze przez okrągły rok. Ma zapisany kalendarz, który zaczyna od realizacji zamówień z okazji Dnia Babci i Dziadka. Potem są Walentynki i Dzień Kobiet, po którym następuje świąteczny szał, bo sypią się zamówienia na wielkanocne pierniczki. W maju są Pierwsze Komunie św., po których następuje zakończenie roku szkolnego. W lipcu i sierpniu jest trochę oddechu, ale wtedy pani Agnieszka wypieka pierniczki na wesela, bo jest na nie sezon.

Do tego dochodzą jeszcze toppery na torty okolicznościowe, czyli dekoracje na szpikulcu, które wbija się w wypiek. Są one szczególnie popularne na dziecięcych imprezach, dlatego pani Agnieszka musi być cały czas na bieżąco z dziecięcymi hitami i aktualnymi bohaterami. Na topie są postacie z Disneya i jednorożce. Był szał na bohaterów bajek „Kraina lodu” i „Psi patrol”. Było tego naprawdę dużo. – Już mi się te pieski śniły po nocach – śmieje się sanoczanka.

Inny jest repertuar dla dorosłych. Kobiety zamawiają dla swoich dorosłych chłopców quady, samochody i butelki ulubionych alkoholi. Dla pań są słodkie wzory wywodzące się z popkultury oraz związane z wykonywaniem konkretnego zawodu czy z hobby. Są też wzory związane z ważnymi etapami w życiu kobiety, czyli zamążpójściem i macierzyństwem.

Tutenchamon i pierniki

Choć piernikowy bakcyl pochłonął Agę bez reszty, nie brała pod uwagę startu w konkursach. – Wiedziałam, że są takie konkursy i festiwale, ale tylko je obserwowałam. Mąż namawiał mnie, byśmy na jakiś pojechali, ale nie chciałam – przyznaje.

Ale jak to często bywa, znowu w życiu pani Agnieszki zdarzył się przypadek. Postanowiła odwiedzić w Piasecznie brata, wybierając się przy okazji na wystawę skarbów egipskich w Warszawie. Chciała zobaczyć przedmioty znalezione w grobowcu Tutenchamona. – Uwielbiam wszystko, co wiąże się ze starożytnym Egiptem – tłumaczy.

Okazało się, że w tym samym czasie w stolicy odbywają się targi „Expo Sweet”. Bliscy zdopingowali więc panią Agnieszkę, by zapisała się do konkursu. Jednak przed znajomymi trzymała to w tajemnicy.

„Expo Sweet” to największe w Polsce targi branży cukierniczej i lodziarskiej.  W ich trakcie odbywają się liczne konkursy rangi mistrzowskiej, w tym Lodziarskie Mistrzostwa Polski, Mistrzostwa Polski w Przygotowaniu Deseru, Otwarty Konkurs Dekoracji Cukierniczych, Mistrzostwa Polski Uczniów Szkół Cukierniczych oraz wiele pokazów w wykonaniu mistrzów krajowych i zagranicznych.

Dwa tygodnie przed konkursem pani Agnieszka przestała przyjmować zamówienia, by mieć spokojną głowę i wzięła się do opracowania swojej koncepcji konkursowej. Musiała wystawić minimum 12 prac, całkowicie jadalnych. Tematycznie prace musiały być ze sobą powiązane.

Połoniny na piernikach

Natchnienie przyszło bardzo szybko. Sanoczanka postanowiła stworzyć w formie 3D kolekcję pierników pod tytułem „Bieszczady”. – Kocham Bieszczady – podkreśla. – Najchętniej bym tam jeździła co tydzień. Na szczęście mam ten luksus, że mieszkam blisko. Doszłam do wniosku, że muszę pokazać ludziom nasze góry.

Projekty rozrysowała na kartonie, przemyślała układ kolekcji, formy i kolory. Szybko upiekła pierniki i rozpoczęło się ich zdobienie. Pracowała od 6 do 10 godzin dziennie. Trwało to dwa tygodnie.

Sanoczanka podzieliła swoją kolekcję na dwie części. Na pierwszej uwieczniła ludzi, a także wytwory ludzkich rąk, wyobraźni i przykłady talentu. Możemy na piernikach rozpoznać np. Jędrka Połoninę i Majstra Biedę, Są również: stara Chatka Puchatka, połoniny, Siekierezada, a także piernik poświęcony zespołowi KSU. Znalazł się tu również Dusiołek, czyli bieszczadzki świątek. Pani Agnieszka stworzyła świątka nakładając kolejne warstwy lukru, a ostateczny kształt nadała mu za pomocą dłutek rzeźbiarskich.
Druga część kolekcji przedstawia świat zwierząt. Artystka uwieczniła na piernikach głównie gatunki objęte całkowitą lub czasową ochroną. Są tu niedźwiedź, ryś, salamandra, wilk i jeleń. Najwięcej problemów miała z rysiem, bo nie mogła wymyśleć, z czego wykonać lśniący śnieg. Wreszcie przypomniała sobie, że gdy dzieci były małe, podawała im kleik ryżowy, którego płatki błyszczą się w świetle jak płatki śniegu. To był strzał w dziesiątkę.

Choć na koniec pracy była zadowolona z ostatecznego efektu, gdy zaczęła oglądać zdjęcia z poprzednich edycji dopadło ją zwątpienie. – Powiedziałam do męża: chodź, zjemy te pierniki, mam zrobioną kawę, to będzie jak znalazł, ale mąż powiedział, że głupia jestem – śmieje się.

Reprymenda podziałała. Pani Aga znowu odzyskała pewność siebie, ale gdy w Warszawie rozłożyła pierniki na stoisku, znowu poczuła ucisk w żołądku. Przygniotły ją wszystkie cudowności, które zobaczyła. – Poziom był niesamowicie wysoki. Co jedna praca, to piękniejsza – ocenia.

W pamięć zapadł jej szczególnie chłopiec, który przyjechał na konkurs z ojcem, gdyż jest jeszcze nieletni. Zdobił pierniki za pomocą kropek, tworząc mandale. – To było perfekcyjne. Jak wyjeżdżałam, to go wyściskałam i powiedziałam, że jak będę chodzić o lasce, to on zostanie mistrzem świata – nie może nachwalić się konkurenta sanoczanka.

Na Bieszczady nie ma rady, musiało być złoto

Jury bardzo skrupulatnie oglądało wszystkie prace konkursowe. Gdy przyszło do ogłoszenia wyników, wszyscy czekali w napięciu. Gdy Aga zobaczyła, że jej kolekcja została nagrodzona złotym medalem w kategorii „ciasteczka, pierniki, babeczki”, zaczęła skakać z radości.

– Nie spodziewałam się takiego sukcesu. Pierwszy konkurs i od razu złoty medal. Nie mogłam z emocji odblokować telefonu, by zadzwonić do brata z tą informacją – wspomina.

Targi były dla pani Agnieszki także okazją do nauki. W Warszawie zobaczyła techniki, z którymi zetknęła się pierwszy raz. Były to pierniki w formie figur przestrzennych. Taką kolekcję stworzyła Bułgarka, która zdobyła Grand Prix.

Już dzisiaj wie, że wprowadzi masę cukrową z czekoladą plastyczną, co pozwoli jej tworzyć elementy 3D, które będzie przyklejać do pierników. Na razie nie czuje się na siłach, by tworzyć figurki, ale znając panią Agnieszkę, kto wie co będzie za pół roku?

Zajęcie dla gospodyń domowych stało się sztuką

Sztuka dekoracji wypieków była popularna niegdyś tylko w wielkich domach arystokratycznych, gdzie traktowana była z estymą. Powszechnie wypieki należały natomiast do świata kobiet, przez co traktowano je jako zwykle domowe wyroby. Dzisiaj nastąpiła demokratyzacja tej sztuki, ale i jej szersza nobilitacja. Wypieki i ich dekorowanie już nie są zajęciami typowymi dla gospodyń domowych.

– To podejście zaczęło się zmieniać, bo mamy do czynienia z nowościami technologicznymi i produktami cukierniczymi, dzięki którym na szerszą skalę można zdziałać cuda – zauważa pani Agnieszka. – Dekorowanie wypieków zaczęło się przeradzać w prawdziwą sztukę. Torty i dekoracje to dzisiaj rzeźby, tylko z tą różnicą, że materiał jest inny i można go zjeść.

Sukces skłonił sanoczankę do refleksji i popatrzenia na swoje życie i osobę z innej perspektywy. – Mam ponad 50 lat, całe życie spędziłam z kredką i ołówkiem w ręku. Dlaczego nie miałabym spróbować swoich sił i użyć talentu, bo wszyscy mówią, że go mam, by posłużył mi do życia? – pyta retorycznie. – Życie mamy tylko jedno. Grzechem by było zaprzepaścić talent, ale żeby coś osiągnąć, trzeba mieć odwagę.

Dekorowanie wypieków to dziś prawdziwa sztuka

Rzuciła pracę w Stomilu, zaczęła piec pierniki. I zmieniła swoje życie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24