Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Są takie okna, które ratują życie

Beata Terczyńska, Ewa Kurzyńska
Życie to największy skarb. Nasz dom, a w nim Okno Życia, powstały, by je ratować - mówi siostra Dominika Jędrzejczyk. - Jeśli jakaś matka nie może oczekiwać na narodziny dziecka we własnym domu, to zapraszamy ją do nas. W spokoju i modlitewnej ciszy, oczekując potomka, będzie miała czas na przemyślenia. A jeżeli będzie potrzebowała rady, uzyska ją w specjalistycznej poradni rodzinnej, która działa w DSM. Wielu kobietom, które do nas trafiły, udało się odbudować nadszarpnięte więzi z rodziną.
Życie to największy skarb. Nasz dom, a w nim Okno Życia, powstały, by je ratować - mówi siostra Dominika Jędrzejczyk. - Jeśli jakaś matka nie może oczekiwać na narodziny dziecka we własnym domu, to zapraszamy ją do nas. W spokoju i modlitewnej ciszy, oczekując potomka, będzie miała czas na przemyślenia. A jeżeli będzie potrzebowała rady, uzyska ją w specjalistycznej poradni rodzinnej, która działa w DSM. Wielu kobietom, które do nas trafiły, udało się odbudować nadszarpnięte więzi z rodziną. s. Serafia Pajerska, sercanka
Dźwięk alarmu świdruje uszy, błyskają czerwone diody. Wtedy siostry już wiedzą: ktoś przyniósł dziecko!

Dom Samotnej Matki, ul. Dojazd Staroniwa 7 w Rzeszowie. To w tym ustronnym budynku znajduje się okno życia, w którym noworodki znaleziono już trzykrotnie.

- Naszym zadaniem jest ochrona życia od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci. Okno pięknie wpisuje się w tę ideę - wyjaśnia siostra Dominika Jędrzejczyk, która kieruje Domem.

Ostatni maluszek pojawił się tu tuż po Nowym Roku. 2 stycznia, o godz. 12.50. Sygnał alarmowy, który uruchamia się po otwarciu okna, postawił na nogi cały dom.

- Do dziś mam w pamięci, gdy rozległ się po raz pierwszy - wspomina z uśmiechem zakonnica. Był rok 2009. Maj. Minęły zaledwie dwa miesiące, od kiedy w dniu Świętości, 25 marca, okienko poświęcono.

Młode matki dziwiły się

- Gdy budowaliśmy okienko, mieszkały z nami trzy 15-letnie młode mamy. Zaskoczone pytały: Mało siostrze nas i naszych dzieci? Pierwszej odpowiedziałam żartem: skoro twoje dziecko ma już prawie pół roku, to przyniosę ci drugie. - Siostro, ja z jednym nie daję rady - usłyszałam.

Druga chciała wiedzieć, po co mi tyle dzieci? Odrzekłam, że wszystkie są moje. Trzecia atakowała ostrzej: To jakiś niewypał, to co, siostra robi! Tłumaczyłam z uśmiechem, że przecież nie ja, tylko robotnicy, którzy wstawiają okienko.

Dyskusje zakończyłam, mówiąc, że jeśli ktoś przyniesie nam chłopca, to zaniesiemy go do seminarium i ksiądz rektor wychowa kapłana. A jak dziewczynkę - to będziemy miały nową sercankę. I też będzie dobrze.

- Aha. Jak tak, to dobrze - dały spokój dziewczęta.

Chłopczyk z karteczką

Staś Dominik, takimi imionami ks. Stanisław Słowik, którego siostry natychmiast wezwały, ochrzcił z wody pierwszego chłopczyka. Stało się to w kaplicy domu, a w uroczystości brały udział wszystkie siostry.

- Imiona nie były przypadkowe. Dziecko je samo sobie przyniosło. Noworodek miał przy sobie ręcznie napisaną kartkę: "Urodzony 8 maja", czyli w dniu imienin Stanisława - wyjaśnia zakonnica.

Dziś Staś ma już ponad 4 lata. Od dawna jest w kochającej rodzinie adopcyjnej. Podobnie, jak drugi chłopiec, znaleziony w okienku rok później.

- Modlimy się, żeby taki sam los jak najszybciej spotkał Joasię Marię. Żeby nie tułała się z rąk do rąk. Żeby miała kogoś, kto nie tylko ją nakarmi i przewinie, ale i przytuli - mówi.

Okienko jest tak usytuowane, że matka, która zdecyduje się w nim złożyć dziecko, ma gwarancję, że nie zostanie zauważona. Od ulicy miejsce to dodatkowo osłaniają wysokie iglaki.

- Stasia dostaliśmy o godz. 15.40, kiedy z pobliskiego zakładu wychodził tłum ludzi po pracy. Kobieta spokojnie mogła się w niego wtopić. Kto wiedział, że szła właśnie do okna życia z zawiniątkiem? Nikt. Odeszła niezauważona. Podobnie, jak dwie pozostałe matki...

Ułatwia im to także system alarmowy, który uruchamia się dopiero po kilku sekundach od otwarcia i zamknięcia okienka. Czasu wystarczy, by spokojnie odejść.

Alarm stawia na nogi cały dom

Mamy szansę przekonać się na własne uszy, że świdrujących tonów nie da się nie usłyszeć. Dodatkowo błyskają czerwone diody. W ciągu dnia dzwonek rozlega się w całym domu, ale nocą tylko w jednym pokoju. Słyszy go dyżurująca siostra, która zawsze sprawdza, czy alarm nie jest fałszywy.

Wchodzimy do pokoju. Pod dużym oknem widzimy mniejsze. Jesteśmy zaskoczone, gdy okazuje się, że to właśnie... okienko życia. Pomiędzy dwiema solidnymi szybami leży wiklinowy kosz, a w nim becik i śpioszki dla maluszka.

- Bywa, że alarm jest fałszywy. Ludzie chyba sprawdzają, czy my faktycznie czuwamy - uśmiecha się s. Dominika - Czasem do środka zajrzy młodzież, po prostu z ciekawości. Raz podrzucono... kota!

Obok okienka leży regulamin, który precyzuje, jak postępować ze złożonym dzieckiem.

- Po usłyszeniu sygnału najpierw wyłączamy alarm. Następnie bierzemy koszyczek do środka. Patrzymy, czy dziecko trzeba przebrać, nakarmić. Mamy pod ręką wszystko, co potrzebne. Przecież jesteśmy w domu samotnej matki.

Siostry wzywają też karetkę. Taką specjalną, z inkubatorem na pokładzie.

- Nie wiadomo przecież, czy taka kilkudniowa kruszyna nie potrzebuje pilnej pomocy lekarzy.

Miała takie granatowe oczy

Asia wyglądała na okaz zdrowia. Urzekła sercanki swymi dużymi i granatowymi oczkami. Patrzyły tak, jakby chciały powiedzieć: proszę, zaopiekujcie się mną.

- Dziewczynka była czysto i ładnie ubrana, w kombinezonik. Sprawiała wrażenie zaskoczonej tym, gdzie się znajduje. Zaczęła ssać paluszek, więc spróbowałyśmy ją nakarmić, ale widać nie była głodna, bo niewiele zjadła. Dziecko nie miało przy sobie żadnej karteczki, ani listu.

Kilka dni noworodek ważący 3,5 kg spędził w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rzeszowie. Joasia przeszła badania. Lekarze typowali, że gdy do nich trafiła, mogła mieć ok. 4-7 dni.

- Dziewczynka to zdrowy maluch. Bardzo chętnie jadła i ładnie przybierała na wadze - mówi Anna Hartman-Ksycińska, z-ca dyr. rzeszowskiego "Szopena", która kieruje oddziałem dla noworodków.

Jest w domu dziecka

Niedawno dziewczynka została przekazana do domu dziecka "Mieszko" w Rzeszowie. Znajduje się w grupie liczącej 14 maluszków, które mają nie więcej niż rok. Zajmują się nimi dwie panie.

- Joasia podbiła serca wszystkich. Jest wyjątkowo pogodnym i spokojnym dzieckiem. Dużo śpi, mało płacze - mówi Urszula Polanowska, szefowa "Mieszka".

Co będzie dalej z Joanną Marią?

- Od razu wystąpiliśmy do sądu o uregulowanie jej sytuacji prawnej. Tak, by jak najszybciej trafiła do adopcji - dodaje dyrektor Polanowska.

Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, dziewczynka już za dwa miesiące znajdzie się w domu, w otoczeniu kochających rodziców. W całym regionie o adopcję ubiega się ponad 300 rodzin.

- Dzieci zdrowe i małe są przysposabiane bardzo szybko. Najtrudniej znaleźć dom dla starszych albo chorych szkrabów - nie ukrywa Polanowska.

W Rzeszowie są dwa okienka

Okno życia u sióstr sercanek, któremu patronuje Św. Józef Sebastian Pelczar, nie jest jedynym, jakie działa w Rzeszowie. Drugie jest wbudowane w ogrodzenie domu dziecka przy ul. Nizinnej.

Wygląda jak mały, drewniany domek. Jeśli jakaś kobieta zechce z niego korzystać, wystarczy, że przechodząc obok, podniesie klapę i w kołysce położy dziecko. Zainstalowane w środku czujniki sygnałem dźwiękowym powiadomią pracowników.

- U nas dotychczas żadnego dzieciątka nie zostawiono, ale to także miejsce symboliczne. Przypominające rodzicom, że nie ma sytuacji bez wyjścia. I jeśli stoją przed dramatem, jakim jest oddanie dziecka, to lepiej, jeśli położą je bezpiecznie, w okienku, niż byle gdzie - podkreśla Urszula Polanowska.

Oba okienka działają całą dobę, 7 dni w tygodniu. I choć idea się sprawdziła, ostatnio zrobiło się głośno, że Komitet Praw Dziecka ONZ chce, by okienka zlikwidować. Tłumaczy to tym, że porzucone anonimowo dzieci nie mają szans na poznanie biologicznych rodziców, do czego mają prawo.

- Nie zgadzam się z tym pomysłem. Przecież chociażby to pozostawione u sióstr dzieciątko jest najlepszym dowodem, że takie miejsca są potrzebne - nie ma wątpliwości ks. Stanisław Słowik. - Pewnie, że wszyscy byśmy woleli, aby dzieci rodziły się i wychowywały w biologicznych, kochających się rodzinach, ale życie bywa inne.

Ks. Słowik podejrzewa, że dla matki, która zostawiła swoje dziecko, był to dramat. Ale cieszy się, że zaufała siostrom i oddała je w dobre ręce, by mogło dalej żyć.

- To na pewno trauma na całe życie. Gdyby taka matka trafiła do mnie jeszcze w ciąży, to doradziłabym jej, by zamieszkała u nas, urodziła i zastanowiła się, czy na pewno chce rozstać się z dzieckiem. Ale kto wie, może mamy, które zostawiły dzieci w okienku, nie widziały, że mają taką możliwość? Że mogą liczyć na wsparcie - dodaje s. Dominika.

Na swojej drodze spotkała już niejedną kobietę, która była pewna, że odda dziecko. Jednak większość, gdy po porodzie położna kładła im noworodka na piersi, zmieniała zdanie.

Zakonnica przyznaje, że ma sentyment do każdego dziecka, które pojawiło się w domu.

- Gdyby tak policzyć wszystkie, to byłaby to naprawdę wielodzietna rodzina. Uzbierałoby się około dziewięćdziesiąt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24