Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

4-letni Bartus z Nowej Dęby nie żyje. Zmarł w sobotę rano w szpitalu w Tarnobrzegu

Marcin RADZIMOWSKI
W sobotę rano w tarnobrzeskim szpitalu zmarł 4-letni Bartuś z Nowej Dęby, którego - jak ustaliła prokuratura - próbowała zabić jego matka dusząc rękami i kablem elektrycznym. Chłopiec był w stanie krytycznym, walczył o życie przez trzy tygodnie. Przegrał.

Zanik jakichkolwiek funkcji życiowych a tym samym zgon chłopca lekarze stwierdzili o godzinie 7.55.
- Aparatura podtrzymująca życie, do której dziecko było podłączone od kilkunastu dni została odłączona dopiero po stwierdzeniu zgonu - mówi prokurator Adam Cierpiatka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Śmierć Bartusia oznacza, że jego 41-letnia matka przebywająca w "szpitalnym" tymczasowym areszcie, w miejsce zarzutu usiłowania zabójstwa syna usłyszy nowy zarzut - zabójstwo syna.

- Sekcja zwłok chłopca zostanie przeprowadzona w najbliższych dniach - dodaje prokurator Cierpiatka.
Przypomnijmy, że pierwotnie rozważano zwołanie konsylium lekarskiego, w celu podjęcia decyzji o ewentualnym zaprzestaniu uporczywej terapii - odłączeniu aparatury podtrzymującej życie chłopca. Do nieodwracalnych uszkodzeń mózgu chłopca doszło już bowiem feralnego dnia, wskutek długotrwałego niedotlenienia. Już wtedy lekarze mimo szczerych chęci, nie dawali 4-latkowi praktycznie żądnych szans przeżycia. Brano także pod uwagę pobranie niektórych narządów dziecka do przeszczepu. Ostatecznie postanowiono poczekać, aż w dziecku zgaśnie ostatnia iskra życia. To stało się w sobotę rano.
Tragedia, którą żyła nie tylko Nowa Dęba, rozegrała się 23 września. Rano w domu jednorodzinnym przebywała 41-letnia kobieta wraz ze swoim czteroletnim synkiem. Jej mąż przebywał wówczas w pracy (nie był biologicznym ojcem Bartusia), natomiast jej teściowa i szwagier pojechali na zakupy.

Jak ustaliła prokuratura (kobieta przyznała się i opowiedziała, co się wydarzyło). 41-latka chwyciła swojego synka z zamiarem zamordowania go. Najpierw dusiła go, zasłaniając dłońmi jego usta i nos a następnie zacisnęła na szyi dziecka kabel elektryczny. Bartuś nie miał szans walczyć. Chłopiec przestał oddychać, jego serduszko przestało bić.

Nie wiadomo dokładnie, po jakim czasie od tego momentu wrócili domownicy (nie było ich około 30-40 minut). Szwagier kobiety odwiązał kabel i ukrył go (w związku z tym usłyszał w prokuraturze zarzut) a następnie wezwał pogotowie. Ratownicy zdołali przywrócić akcję serca, ale chłopiec nie odzyskał przytomności.

Jeśli biegli psychiatrzy uznają, że 41-latka nie jest chora psychicznie ani upośledzona umysłowo i w chwili popełnienia czynu była poczytalna, za zabójstwo grozi jej kara od 8 do 15 lat pozbawienia wolności, 25 lat lub dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie