Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Shlomo Wolkowicz: przeżyłem własną śmierć

Jaromir Kwiatkowski
FOT. TADEUSZ POŹNIAK
Żeby przeżyć, trzeba było mieć dużo szczęścia i jeszcze więcej odwagi - wspomina czasy II wojny światowej Shlomo Wolkowicz z Izraela.

Cudownie ocalony świadek zagłady Żydów, przez pół wieku milczał o tej tragedii.

- Chciałem odizolować się od tego, zapomnieć, prowadzić normalne życie - tłumaczy. "

Odblokował" się dopiero po trzyletnim pobycie w Niemczech przed kilkunastu laty.

- Przekonałem się, że to są już inne Niemcy - wspomina. Mimo 84 lat, mówi przez kilkadziesiąt minut na stojąco, ze swadą i mnóstwem szczegółów. A przy tym świetną polszczyzną.

Do późnego wieczora wyciągałem trupy

Gdy wybuchała II wojna, chodził do szkoły we Lwowie. Po napaści Hitlera na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r., z kilkoma szkolnymi kolegami zdecydowali się uciekać na wschód. Był wtedy niemal pełnoletni. Dotarł do Złoczowa, gdzie mieszkał jego wujek.

Po wkroczeniu Niemców do miasta, wezwano Żydów do stawienia się na placu przed magistratem. Oficjalnie do pracy. W wyznaczonym terminie przyszło ich sporo. Rodzina Shlomo uznała, że to pułapka i nie poszła na plac.

- Wtedy pierwszy raz podczas wojny czułem, co to jest nieograniczony strach - opowiada Wolkowicz. Z domu wygarnęła ich "trójka" w składzie: jeden esesman i dwóch Ukraińców.

Spotkania ze Shlomo Wolkowiczem

Spotkania ze Shlomo Wolkowiczem

27 stycznia - udział w Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holocaustu;
28 stycznia (środa): godz. 10 - Rzeszów, Społeczne LO;
29 stycznia (czwartek): godz. 8.55 - Rzeszów, I LO;
30 stycznia (piątek): godz. 10 - Rzeszów, II LO.

Trafili do złoczowskiego zamku, zamienionego przez Rosjan na więzienie dla politycznych. Tam zobaczyli wykopaną wielką jamę, w której leżało mnóstwo trupów. Jak się okazało, zadaniem Żydów miało być ich wyciągnięcie z jamy. Stamtąd trupy były zabierane w kierunku szosy, wzdłuż której stał długi rząd wozów konnych. Trupy ładowano na wozy.

- Wskoczyłem do jamy, zrobiłem kilka kroków i zacząłem ciągnąć trupa. Tak jak inni - opowiada Wolkowicz. - Tak się rozpoczął najdłuższy dzień w moim życiu. Do późnego wieczora wyciągałem trupy.

Zapytał starszego Żyda, co to za ludzie. Ten powiedział, że to więźniowie polityczni z zamku. Funkcjonariusze NKWD, uciekający przed Niemcami, najprawdopodobniej nie mieli czasu zabrać ich ze sobą do Rosji, a zwolnić nie chcieli. Przygotowali więc taką jamę i rozstrzelali wszystkich.

Żydówki stłoczono przy zamku. Nie wchodziły do jamy i nie wyciągały trupów.

Takiej brutalności nie widziałem do końca wojny

Wyciągających trupy Żydów obserwowało kilku esesmanów. Co kilkanaście minut jeden z nich, za każdym razem inny, zbliżał się do krawędzi jamy, wyszukiwał wzrokiem jakiegoś Żyda, pokazywał go palcem i krzyczał: "Du! Raus!". "Wybraniec", zanim został zastrzelony, cierpiał w bólach i męczarniach.

- Przez następne tysiąc dni widziałem jeszcze mnóstwo okrucieństw - wspomina Wolkowicz. - Ale takiej brutalności jak tam nie napotkałem więcej do końca wojny.
Wielu starszych Żydów uspokajało, że po opróżnieniu jamy zostaną zwolnieni.

Holocaust

Holocaust

Prześladowania przez władze III Rzeszy i ich sojuszników oraz zagłada milionów Żydów w okresie II wojny światowej.

Shlomo uważał, że już stamtąd nie wyjdą. Myślał, by uciec, ale czuł tak wielki strach, że został.

Wieczorem esesmani rozstawili karabiny maszynowe na nóżkach i zaczęli rozstrzeliwać Żydów.

- Złożyłem się wpół, a głowę dałem na dół, ile tylko mogłem. Nie wiem dlaczego. Może bałem się patrzeć, co się dzieje wokół mnie - opowiada.

Po pewnym czasie rozległ się rozkaz i esesmani przestali strzelać. Shlomo rozejrzał się i zobaczył oficera, którego wcześniej tam nie widział. Wydał on rozkaz, by zwolnić kobiety. Shlomo zaczął pełzać w kierunku miejsca, gdzie stała ciotka i Dora, koleżanka z sąsiedztwa. Przyszło mu do głowy, że może uda mu się wyjść razem z kobietami. Dora zachęcała:

- Chodź z nami, co masz do stracenia? Lecz ciotka nie miała wątpliwości: - Jesteś dziecko, jeżeli myślisz, że oni pozwolą ci wyjść razem z nami.

Poczuł strach. Został. A Niemcy szczegółowo kontrolowali wychodzące kobiety…
Ciotka, gdy wychodziła, odwróciła się w jego kierunku. Shlomo wyciągnął rękę do góry tak wysoko, jak tylko mógł.

- To było nasze pożegnanie - wspomina.

Przez otwór między trupami lizałem krople deszczu

Rozstrzeliwanie rozpoczęło się na nowo.

- Znowu krzyki, modlitwy. Tak jak za pierwszym razem, zacząłem pchać głowę w dół. Poczułem gorąco. Byłem pewien, że to krew. Ktoś, kto stał koło mnie, padł na mnie i ciężarem swego ciała zaczął pchać mnie na lewo. Po kilku sekundach poczułem, że leży na mnie - opowiada Wolkowicz.

Leżał pod trupami. Z całej siły próbował się podnieść. Stracił przytomność. Nie wie, ile to trwało. Kiedy się ocknął, rozstrzeliwanie trwało nadal. Znów próbował się podnieść. Znów stracił przytomność. Był pewien, że umiera.

Kiedy ocknął się drugi raz, usłyszał grzmoty. Zaczął padać deszcz. Rozstrzeliwanie ustało, nadeszła noc. Było mu gorąco, trudno było oddychać. Prawą ręką próbował zrobić otwór pomiędzy trupami. Poczuł na ręce deszcz.

- Bardzo ostrożnie i powoli wciągnąłem rękę z powrotem, zbliżyłem ją do ust i lizałem krople deszczu. Byłem pewien, że to mnie ratuje. Zrobiłem to jeszcze raz. I jeszcze raz…

Przeleżał tak kilka godzin. W końcu postanowił uciekać. Kiedy wysunął głowę nad stertę trupów, zobaczył księżyc oświetlający ciała. Stanął na krańcu jamy, ześlizgnął się po trawie na dół i uciekł.

Obozowa rzeczywistość była nieraz łatwiejsza

Kilka dni spędził w domu ciotki. Następne na wsi. Postanowił pojechać do Lwowa. Gdy tam dotarł, była już godzina milicyjna. Zatrzymała go ukraińska milicja. Wydawało się, że skończy się tylko na karze pieniężnej. Ale - jako Żyda - zadenuncjował go kolega szkolny. Milicjanci skatowali go i wrzucili do piwnicy. W miejscu zaczepu kłódki wyciął scyzorykiem kawałek drzwi i znów uciekł.
Trafił do obozu pracy, skąd nietrudno było uciec. Tylko dokąd?

Opowiada, jak kiedyś błąkał się po lesie. W pierwszym wiejskim gospodarstwie skoczył na niego wilczur. Na szczęście był na łańcuchu. Z domu wyszła kobieta. Shlomo poprosił o kromkę chleba. Odparła, żeby natychmiast zniknął, bo inaczej spuści psa.

Obozowa rzeczywistość jawiła się nieraz jako łatwiejsza.

Wiedza ze źródła, a nie z podręczników

Odbył wiele spotkań z niemiecką młodzieżą. Kiedyś zaproszono go na spotkanie wieczorem. Myślał, że nikt nie przyjdzie. Aula była pełna. Podszedł do pierwszych ławek i zaczął pytać, dlaczego nie zostali w domu. Odpowiedzieli, że chcą czerpać wiedzę nie tylko z podręczników, ale z samego źródła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24