Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra Anastazja o rodzinnym domu w Dylągowej, świętach i gotowaniu

Beata Terczyńska
Siostra Anastazja jest autorką kilkunastu książek kulinarnych, które sprzedały się w ponad 4 milionach egzemplarzy. - Codziennie modlę się, żeby te przepisy się udawały - mówi.
Siostra Anastazja jest autorką kilkunastu książek kulinarnych, które sprzedały się w ponad 4 milionach egzemplarzy. - Codziennie modlę się, żeby te przepisy się udawały - mówi. Polskapress
Na wigilijnym stole w domu rodzinnym siostry Anastazji była zupa grzybowa, kapusta z grochem, gołąbki, pierogi, kluski kokotki z makiem i kompot z suszu. - Nie jadało się u nas ryb. Spożywaliśmy to, co było darem pola, ogrodu i lasu - wspomina pochodząca z Dylągowej na Podkarpaciu siostra ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości.

Te wspomnienia zebrał w książce „Siostra Anastazja. Życie pełne smaku. Historia przeplatana przepisami” Sławomir Rusin, autor także związany z naszym regionem, a konkretnie Rzeszowem, który przez lata zaskarbił sobie sympatię i zaufanie zakonnicy.

- Pierwsze nasze spotkanie? Wtedy dopiero zaczynałem pracę w wydawnictwie WAM i przygotowywaliśmy książkę „Kuchnia tradycyjna siostry Anastazji”. Dostałem polecenie od sekretarza redakcji: może byś tak zrobił z siostrą wywiad, rozmowę o potrawach z jej dzieciństwa. Przyznam, że siostra nie miała opinii osoby zbyt przystępnej. Choć tak naprawdę jest niezwykle ciepłą, przesympatyczną, na początku można odnieść inne wrażenie. Ale kiedy przyznałem się, że też jestem z Podkarpacia, było znacznie lepiej - opowiadał autor podczas Świątecznych Targów Książki w Millenium Hall w Rzeszowie. - Dotychczas powstawały książki o przepisach, ale mało w nich było samej siostry. W ostatniej chcieliśmy pokazać, że naprawdę istnieje.

POLECAMY: Proziaki, szczyrwo, rosolisy. Co wiesz o podkarpackiej gastronomii? [QUIZ]

Zakonnica ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, okrzyknięta „Pierwszą Kucharką Rzeczpospolitej”, wspomina w wywiadzie z tej publikacji, że gdy była dzieckiem i nastolatką, panował taki przesąd, aby w Wigilię przed południem kobiety nie wychodziły z domu i nie odwiedzały sąsiadów, bo to mogło zwiastować nieszczęście, niepowodzenie. Z życzeniami od domu do domu wędrowali gospodarze i chłopcy.

- Zanim zaczęła się kolacja, wychodziliśmy z bratem do ogrodu. On zabierał siekierę, a ja miskę kokotek, czyli taki rodzaj klusek, w innych wsiach, na przykład w sąsiednim Nozdrzcu, nazywanych również kukutkami. Podchodziliśmy razem do drzew owocowych. Przy każdym z nich brat robił zamach siekierą, a ja w imieniu drzewa prosiłam, żeby nie uderzał w pień, bo w przyszłym roku da ono tak dorodne owoce, jak te kokotki - opowiada autorka kilkunastu książek, które sprzedały się w ponad 4 milionach egzemplarzy. - Pamiętam też, że dziewczyny przed Wigilią zamiatały izbę. Wyrzucały na pole to, co zmiotły i wsłuchiwały się, z której strony najpierw zaszczeka pies, bo stamtąd miał w przyszłości nadejść narzeczony.

FLESZ: Dobrze planujesz, nie marnujesz. Nie tylko w święta

Kostki cukru zawijane w złotko

W domu rodzinnym siostry Anastazji strojono choinkę. Ale były to zupełnie inne ozdoby, niż te znane współcześnie. Zawieszano na drzewku jabłka, orzechy, a także ozdoby ze słomy i bibuły. W kolorowe papierki owijało się pestki z dyni.

- Raczej nie było słodyczy, nie licząc kilku opakowanych w złotka kostek cukru
-opowiada siostra Anastazja.

Z dzieciństwa siostra najbardziej zapamiętała lata beztroski, czyli gdy jeszcze żyła mama. Mówiła o tym na spotkaniu autorskim, które prowadziła Maria Kornaga z Polskiego Radia Rzeszów. - To były takie moje najszczęśliwsze lata.

Choć obowiązków nie brakowało, jak na przykład wypasanie krów przed lekcjami, czy praca w polu.

- Mama gotowała najlepiej na świecie - podkreślała.

Gdy umarła, 17-letnia wówczas s. Anastazja była zmuszona sama nauczyć się kucharzyć. Pierwsze danie - ziemniaki z kwaśnym mlekiem. Najgorzej było z pieczeniem chleba. Można było co prawda kupić pieczywo w Dynowie, ale był to kawałek drogi. - Jak się raniutko zaszło, to się kupiło, ale później już nie było. Trzeba więc było nauczyć się piec.

Pierwszy wypiek? Gdy otworzyli z bratem (starsze rodzeństwo już miało swoje rodziny) piec z wsadzonym ciastem, dym buchnął na cały dom. Chleb się spalił. Z czasem było coraz lepiej.

- Chleb piekło się raz na tydzień i przez cały ten czas był dobry. A dziś jak się kupi, to bywa, że już na następny dzień jest niezbyt smaczny.

Pierwsze skojarzenie siostry ze świętami wcale nie dotyczy kuchni czy świątecznej oprawy, tylko przygotowania duchowego. Jako dziecko biegała z rodzeństwem na roraty. 3 kilometry w jedną stronę, a zimy bywały mroźne i śnieżne.

Kolacja wigilijna w domu Anastazji zaczynała się najwcześniej, bo był najbardziej oddalony od centrum wsi. - Przychodzili do nas krewni. Po pierwszej kolacji ruszaliśmy do innych domów na kolejne posiłki, cały czas zbliżając się do kościoła, by o północy pojawić się na pasterce.

Jak wyglądał stół wigilijny?

- Na środku zawsze leżało siano. I było go całkiem sporo. Kładziono na nim opłatki, które zostały po dzieleniu, a na nich miskę z potrawami. Jedliśmy z jednego naczynia. Każdy miał swoją łyżkę, którą po kolacji wkładał pod siano. Sztućce myło się dopiero następnego dnia

- odpowiada autorowi książki.

Jedli zupę grzybową, kapustę z grochem, pierogi ruskie i z kapustą, kokotki z makiem, gołąbki z ziemniaków i kompot z suszu. - Nie jadało się u nas natomiast ryb. Spożywaliśmy to, co było darem pola, ogrodu i lasu.

Pamięta też, że na święta maku było pod dostatkiem, można było zrobić zawijane drożdżowe. Oprócz tego sernik, według niej ciasto ponadczasowe. I właśnie o sernik było najwięcej pytań uczestników spotkania autorskiego. Jaka jest tajemnica? - Bardzo dużo zależy od sera - uważa siostra. - Nie wszystkie sery się nadają. Sernik nie może być ani przegrzany, ani za słabo ogrzany - radzi dodając, że i jaja są ważne.

Nagrody Poland 100 Best Restaurants rozdane! Wśród wyróżnionych znalazło się 6 restauracji z Podkarpacia.

Restauracje z Podkarpacia wśród stu najlepszych w Polsce. Ro...

Różowy opłatek dla zwierząt

W zgromadzeniu siostry same robią sery. Masło też.

- W Dylągowej bratowa wyrabia jeszcze masło w maselniczce. Ciężka robota. Ja już nie mam takiej siły - przyznaje siostra Anastazja.

W rodzinnym domu w Boże Narodzenie mama nie gotowała obiadu, ponieważ zjadano jeszcze to, co pozostało po kolacji wigilijnej. - To był dzień przeznaczony na świętowanie w gronie najbliższej rodziny. Nikogo nie odwiedzaliśmy. Tego dnia dawaliśmy odczuć i zwierzętom, że są święta. Zanosiliśmy im siano ze stołu wraz ze specjalnym opłatkiem w różowym kolorze. Drugi dzień świąt to był czas odwiedzania bliskich.

W klasztorze święta koncentrują się głównie na modlitwie, bo - jak mówi siostra - świat jej potrzebuje. Oczywiście przygotowują razem posiłki, jadalnię, ubierają choinkę. Odmawiają nieszpory, czytają Pismo Święte, składają życzenia, jedzą kolędują i chodzą na pasterkę.

Jak siostra Anastazja trafiła do zakonu?

- Nie powiem, żebym od dziecka była taka pobożna. Ksiądz mnie nie chciał puścić do pierwszej komunii świętej, bo nie chciałam się modlić - szczerze opowiadała w Rzeszowie, czym rozbawiła publiczność. - Mama powiedziała mi, że wstyd jej przynoszę.

Potem, gdy zabrakło mamy, miała o to żal do Boga.

- W Czechosłowacji (gdzie wyjechała do pracy w hucie szkła - red.) z początku też nie chodziłam do kościoła, ale później zaczęłam. Siostra współlokatorki z pokoju była już w naszym zgromadzeniu, w nowicjacie. Przysyłała listy. Koleżanka czytała je na głos. Tak mi się one spodobały.

W końcu przyszła decyzja o wstąpieniu do zakonu. Z rozbawieniem wspomina, że gdy w poniedziałek miała wyjechać do nowicjatu, jeszcze w niedzielę była na zabawie. Na pytanie matki przełożonej, co chciałaby robić w zakonie, odparła, że gotować. Kiedy w 1999 r. zaczęła pracę w kuchni jezuitów, zmieniła ich życie.

Jeśli jesteś mieszkańcem Podkarpacia, te potrawy musisz znać. To absolutne top 10 jeśli chodzi o podkarpacką kuchnię!

Sprawdź co dobrego można zjeść na Podkarpaciu. Lista najbard...

Kulinarne show? O nie!

Czy siostra Anastazja zastanawiała się kiedykolwiek, dlaczego jej kuchnia zrobiła taką furorę?

- Codziennie rano i wieczorem modlę się za tych wszystkich, którzy korzystają z moich książek. Żeby te przepisy się udały. Staram się podawać takie przepisy, by produkty można było kupić wszędzie. Jak u nas w sklepie Dylągowej, bo przecież ludzie nie będą jeździć do Rzeszowa do dużych marketów.

Jak dźwiga popularność?

- Przybyło pracy, ale lubię się spotykać z ludźmi, rozmawiać.

Na pytanie czytelnika, czy zgodziłaby się wystąpić w telewizyjnym programie kulinarnym, stanowczo odpowiedziała, że nie. Choć propozycje są.

- O nie, ja się nie nadaję. Tam trzeba mieć obroty, a ja mam nogi przed endoprotezą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24