Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skansen w Markowej - tak żyli nasi dziadkowie

Alina Bosak
Ten skansen to jedyne tego typu prywatne przedsięwzięcie zrealizowane z tak dużym rozmachem w Polsce.
Ten skansen to jedyne tego typu prywatne przedsięwzięcie zrealizowane z tak dużym rozmachem w Polsce. Krzysztof Kapica
1430 eksponatów dokumentujących dawne życie czeka na zwiedzających w Zagrodzie-Muzeum w Markowej. Jest nawet snopek żyta sprzed stu lat.

Za przewodników robią tu sami mieszkańcy Markowej. Jest ich ponad czterdziestka. Mają grafik niedzielnych dyżurów od początku kwietnia do końca listopada. Właśnie wtedy można zwiedzać skansen. Jak przypominają w Towarzystwie Przyjaciół Markowej - jedyne tego typu i zrealizowane z dużym rozmachem prywatne przedsięwzięcie w Polsce.

Przy zakręcie do zagrody widać już bryłę innego archiwum pamiątek - poświęconego pamięci Polaków ratujących Żydów na Podkarpaciu. To muzeum będzie nosić imię rodziny Ulmów z Markowej, która została zamordowana przez Niemców w czasie II wojny światowej.

Jak zrobiliśmy skansen

Stowarzyszenie powołano 35 lat temu. - Pod koniec 1978 roku w Markowej odbywał się zjazd Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici". Zjechali się wiciowcy z całej Polski i z zagranicy. Wielu z nich zobaczyło się po raz pierwszy od wielu lat. Chcieli spotykać się częściej, a zarazem nadać tym spotkaniom dodatkowy sens. Postanowili więc powołać stowarzyszenie - wspomina Kazimierz Wyczarski, prezes Towarzystwa Przyjaciół Markowej.

- Wybrano wtedy Tadeusza Ruta, markowianina i działacza ludowego, by zajął się organizacją całego przedsięwzięcia. Od tego się zaczęło - przypomina Józef Bąk, wiceprezes TPM. - Spotkało się nas w bibliotece 29 osób i postanowiliśmy, że naszą organizację nazwiemy Towarzystwem Przyjaciół Markowej.

Od początku założyli, że muszą uchronić od zniszczenia pamiątki dokumentujące dawne życie swoich dziadków i ojców. Józef Bąk: - W Markowej były niegdyś domy drewniane, przysłupowe. Najpierw stawiany był dach na słupach, a potem ściany. Nigdzie w regionie takich nie budowano. To ślady dawnych osadników niemieckich z Łużyc Wschodnich, którzy byli głównymi mieszkańcami wsi aż do najazdów tatarskich w 1624 roku. Tatarzy tak spustoszyli nasz region, że w Markowej z 1090 mieszkańców zostało tylko 17 par małżeńskich. Następny właściciel sprowadził tu potem osadników polskich. Tak skrzyżowały się dwie kultury.

Wędrując po zagrodzie, Józef Bąk co krok potrafi snuć niesamowite opowieści o znajdujących się tutaj eksponatach. - Chcieliśmy zachować dawne budownictwo drewniane, a władze gminy nam sprzyjały. Dostaliśmy ziemię pod nasze muzeum. Przenieśliśmy do niego pierwszą chałupę, a potem przybywało kolejnych obiektów i nasza zagroda się rozrosła.

- Chałupa kmieca, obora, stodoła, chałupa biedniacka, chlewik, bróg, sołek (czyli spichlerz), wiatrak, studnia z żurawiem, kierat, kuźnia, muzeum strażackie i olejarnia - wylicza Kazimierz Wyczarski. - No i szkoła ludowa, w której mieści się teraz biuro, organizowane są spotkania i szkolenia.

Budynek szkoły wybudowany został w latach 30. XIX wieku. Przeniesiono go do zagrody w całości. - Kupiliśmy tylko chałupę kmiecą, a pozostałe obiekty i eksponaty zostały podarowane przez mieszkańców Markowej - zaznacza Józef Bąk. - Do gromadzenia zabytkowych przedmiotów utworzono specjalną komisję, której szefował Stanisław Balawejder, podsołtys (w Markowej była funkcja drugiego sołtysa, ponieważ wieś jest bardzo rozległa i liczy ok. 4,2 tys. mieszkańców). To on jeździł traktorem i przewoził wszystkie przedmioty.

Kościelne zawiasy

- Dziś mamy ok. 1430 eksponatów - dodaje prezes towarzystwa. - Wśród nich takie okazy jak snopek żyta sprzed stu lat i równie stary sztandar, który "Wici" kupiły jeszcze od lwowskich Drużyn Bartoszowych. Mamy też zawiasy z drzwi wejściowych drewnianego kościoła w Markowej. Liczą około 400 lat. W czasie wojny niemiecka etnografka opisała je szczegółowo, by dowieść wpływu kultury najeźdźców na polskich ziemiach.

- Zanim je dostaliśmy, podtrzymywały drzwi stodoły, trochę nadgryzione zębem czasu, ale wciąż widać misterną robotę rzemieślnika - kiwają głową pasjonaci z Markowej, którym udało się także zgromadzić całą masę dawnych dokumentów i fotografii.

Bogate archiwum fotograficzne pomógł przygotować dyrektor niegdysiejszej Centralnej Agencji Fotograficznej i zarazem były markowianin - Antoni Tejchma. Dzięki niemu udało się powiększyć i uczynić bardziej czytelnymi wiele starych markowskich fotografii. Można je dziś obejrzeć w jednej z izb skansenu. Na wystawie "Markowa - czas i ludzie" mieszkańcy rozpoznają swoich przodków i dawnych sąsiadów. Czasem także siebie.

- Poznaje pani? - uśmiecha się Józef Bąk. Na zdjęciu jest dużo młodszy, ale w oczach widać tę samą pasję co dziś. Fotografia jest z czasów, kiedy występował w amatorskim teatrze. Ten teatr to osobna historia. Liczy już ponad 100 lat i nawet wojna nie przerwała jego działalności.

- Założył go w 1903 roku Władysław Płoskoń, kierownik szkoły ludowej - opowiada Józef Bąk. - Tu, na zdjęciu, jest przedstawienie "Swaty" z 1920 roku. Fotografię zrobił Józef Ulma - ten zamordowany przez Niemców - aparatem, który sam w domu zmontował. A tu już rok 1937, kiedy wystawiono sztukę "Kordian i cham" Leona Kruczkowskiego. O tu, między aktorami, siedzi sam Kruczkowski, bo akurat wtedy ukrywał się przed władzami sanacyjnymi właśnie w naszej Markowej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24