Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skazany na wiklinę

Wojciech Malicki, Bartłomiej Pucko
Wiklinowy motocykl bez najmniejszego szwanku zniósł kilkadziesiąt zjazdów i wjazdów na górkę
Wiklinowy motocykl bez najmniejszego szwanku zniósł kilkadziesiąt zjazdów i wjazdów na górkę
Biorę tę robotę! - odpowiedział bez namysłu Kazimierz Zygmunt z Kopek koło Rudnika, kiedy dowiedział się, że trzeba wypleść motor z wikliny. Bo wiklina i motocykle to jego życiowe pasje.

Gdy jednak przeczytał umowę, lekko się przeraził. Osiem dni! Tylko tyle czasu miał na wykonanie zadania, z którym dotąd nie mierzył się żaden wikliniarz w Polsce.
Przyjaciele nazywają go "Profesorkiem". Nie dlatego, że jest wuefistą w podstawówce i gimnazjum. Kazimierz Zygmunt w rodzinnych Kopkach (pow. niżański) nauczył trudnego wikliniarskiego fachu co najmniej tylu ludzi, ilu w XIX wieku hrabia Hompesch, który w Rudniku założył pierwszą koszykarską szkołę w regionie.

- Niełatwo zostać dobrym wikliniarzem - ocenia Zygmunt. - Tych, którzy przychodzą i mówią: "muszę nauczyć się wyplatania, bo potrzebuję pieniędzy", odsyłam do domu. Zostają ci, którzy kochają wiklinę i mają dużo cierpliwości. Cierpliwość to w tym fachu cnota główna.

Skazany na wiklinę

Wikliniarzami byli jego rodzice, sąsiedzi, znajomi. Wybierał się nawet do technikum wikliniarskiego w Kwidzyniu, ale rodzice nie mieli pieniędzy by wysłać syna na drugi koniec Polski.

- Wyplatania nauczyłem się od rodziców - opowiada Zygmunt. - Pamiętam mój pierwszy raz. Miałem wtedy z 10 lat. Nocą zakradłem się do warsztatu i zacząłem wyplatać oprawkę na szklankę.

Z czasem dobrze poznał tajniki rzemiosła, ale nigdy nie interesowała go "masówka".

- Każdy mój wyrób nosi indywidualne piętno - podkreśla. - U mnie przed drzwiami nie wiszą koszyki. A to charakterystyczny widok w okolicy, bo hurtownicy jadą przez wieś i wypatrują, którzy z wikliniarzy ma już gotowe kosze. Nie produkuję szablonów. Szukam nowych wzorów, nowych form.

Najpierw był Waldemar

Spod jego palców wyszedł pierwszy Waldemar - wiklinowy smok stojący na rudnickim rynku. Niestety, chuligani zniszczyli kruchą rzeźbę. Zygmunt zaprojektował i wykonał stroje dla dziewcząt z miejscowego domu kultury prezentujących wiklinową modę. Stworzył słynne scenografie do imprez plenerowych "Grzyby" w Harasiukach i "Wakacjonalia" w Jeżowem.

- Wyplotłem też najmniejszy wiklinowy bucik na świecie. Ma 15 milimetrów światła - pokazuje reporterowi Nowin.

Niestety, nie udokumentował tego na filmie, dlatego nie może zgłosić bucika do księgi Guinessa. Próbował zrobić drugiego, ale na razie mu się nie udało, bo to trudna, zegarmistrzowska robota. Wyplecenie dwumetrowego buta, jaki wykonał na "Dni Rudnika", to przy tym maleństwie było fraszką.

Ta plecionka musi jeździć!

W czerwcu do Kazimierza zadzwonił człowiek z łódzkiej agencji reklamowej. Zapytał, czy zrobi z wikliny motocykl i jeszcze kilka gadżetów.

Zgodził się prawie bez zastanowienia, bo motory to jego druga pasja. W młodości miał ich kilka i gdyby nie odpowiedzialność za rodzinę (żona i dwie nastoletnie córki), znowu wsiadłby na jakąś maszynę. Najlepiej "czoperka", bo ścigaczy nie lubi.

- Ale kiedy poznałem szczegóły, włosy stanęły mi dęba - przyznaje wikliniarz. - Okazało się, że mam wypleść z wikliny motocykl z kręcącymi się kołami, aby mógł toczyć się z góry. Dodatkowo maszyna musiała być na tyle trwała, aby utrzymać dwie osoby. Na to wszystko miałem zaledwie osiem dni.

Wikliniarz zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zamiast zamówionej przez niego metalowej konstrukcji motocykla, pracownicy agencji przywieźli mu oryginalnego Urala wraz z przyczepką. W baku była nawet benzyna.

Droga przez mękę

Kazimierz rozebrał maszynę i wyrzucił silnik, bak, lampę. Zastąpił je wiklinowymi atrapami. Zostały: potężna rama, wahacze, kierownica, koła, masywne błotniki oraz przyczepa. To wszystko należało "tylko" opleść wikliną.

- Pomagało mi dwóch znajomych, inaczej chyba w ogóle bym nie spał - wspomina wikliniarz.

Zwłaszcza, że oprócz motoru musiał wykonać z wikliny: buty, kamizelki, gogle i rękawice, aparat do nurkowania, lornetkę i radio.

22 czerwca, dzień przed ostatecznym terminem motocykl i reszta gadżetów była gotowa. Wraz z pomocnikami pojechali na plan, gdzie powstawała najnowsza reklamówka sieci komórkowej "Heyah".

Zmienny jak reżyser

Reklamówkę kręcono 12 godzin, a Kazimierz na planie spędził ich aż 16. Ani chwili nie siedział bezczynnie. Już na samym początku reżyser zmienił koncepcję. Uznał, że motor pojedzie bez przyczepki. W praktyce oznaczało to, że wikliniarz musi "na już" dorobić solidne tylne siedzenie, które utrzyma modelkę.

- Gdy zalany potem skończyłem robotę, okazało się, że męczyłem się niepotrzebnie. Reżyser uznał jednak, że modelka pojedzie w przyczepie. Po chwili dostałem sygnał, że muszę przerobić aparat do nurkowania. Potem, że trzeba zrobić z wikliny pompkę do motoru i tak dalej. Mordercza praca! - mówi ze śmiechem Kazimierz. Wtedy nie było mu jednak do śmiechu.

Aktorzy nie mieli lekko; ubrani w twarde, wiklinowe stroje kąpielowe po trzydzieści razy powtarzali te same sceny. Najważniejsze jednak, że wiklinowy motocykl bez najmniejszego szwanku zniósł kilkadziesiąt zjazdów i wjazdów na górkę.

Tani nie jestem

Pleść to pleść

Agata Borowska, rzecznik sieci "Heyah"
- W tej reklamie wykorzystaliśmy kilka elementów: dwuznaczność słowa "pleść", wiklinę, która kojarzy się z latem oraz stylizowany na lata 60. klimat beztroskiego wypoczynku. Efekt okazał się znakomity. Reklama spotkała się z doskonałym odbiorem telewidzów.

Rozmawiamy w salonie pana Kazimierza. Nagle dzwoni telefon i gospodarz na chwilę nas opuszcza. Wraca zadowolony:

- Mam kolejne nietypowe zamówienie. Wiklinowe radio i lornetka. Oczywiście, zgodziłem się!

Czy z samej wikliny można się utrzymać?

- Ja mogę, bo robię nietypowe rzeczy i tani nie jestem. Z motocyklem do reklamy jednak trochę się wykolegowałem. Nastawiłem się na atrapę maszyny, a nie na oplecenie oryginalnego motoru i podałem cenę o połowę za niską - narzeka Zygmunt.

Najładniejszy koszyk świata

Przygoda z reklamą Heyah to historia. Teraz wikliniarz myśli o kolejnych plecionkach. Może to będzie olbrzymi Harley na zamówienie pewnego Holendra, albo najładniejszy koszyk na świecie.

- Zrobiłem ich tysiące, ale z żadnego nie byłem do końca zadowolony. Wierzę, że kiedyś taki zrobię.

Kazimierz Zygmunt: - Wyplotłem też najmniejszy wiklinowy bucik na świecie. Ma 15 milimetrów.

Oprócz motocykle w reklamie zagrało wiele innych gadżetów wykonanych przez Zygmunta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24