W mieszkaniu w Antwerpii ma mnóstwo piłkarskich pamiątek. - Piłka to moje życie - podkreśla. (fot. Gabriel Waliszko)Elegancki, komfortowy segment na przedmieściach Antwerpii. W środku mnóstwo piłkarskich pamiątek. - Piłka to moje życie. Nie zapomnę tego, co dzięki niej przeżyłem - przyznaje były bramkarz Aleksander Kłak. Ma 41 lat, zawodową karierę skończył sześć lat temu. Od 15 lat żyje w Belgii. O futbolu może rozmawiać godzinami. Najlepiej na swojej kanapie.
Złote tylko polonezy
Na Zachód wyjechał w połowie lat 90., będąc znanym piłkarzem.
- Miałem wyrobione nazwisko. Sukces na igrzyskach zrobił swoje - opowiada nasz bohater, włączając płytę z nagraniem olimpijskiego finału w 1992 roku.
- Mecz z Hiszpanią pamiętam do dziś. Szkoda, że straciliśmy tę bramkę w ostatniej minucie. Złoto było na wyciągnięcie ręki - wzrusza ramionami. Oglądając fragmenty olimpijskiego finału (Polska przegrała 2:3), z łezką w oku wspomina tamten czas.
- Za wicemistrzostwo olimpijskie dostaliśmy stypendia i te słynne złote polonezy. Byliśmy bohaterami - mówi z uśmiechem.
Zachmurza się, pytany o osławioną aferę dopingową, w której miał być główną postacią.
- Nie brałem żadnego dopingu. Przed igrzyskami byłem poza drużyną, nikt niczego mi nie podawał. Mam czyste sumienie - podkreśla.
Kontrakt z Marsylią wciąż na strychu
Między salonem a kuchnią można dojrzeć kilka pamiątkowych zdjęć. Są plakaty z belgijskich klubów, no i fotografia z meczu reprezentacji.
- To 97 rok. Powołał mnie Janusz Wójcik, który został wtedy selekcjonerem kadry. To było pięć lat po wspólnym sukcesie w Barcelonie. Niestety, tamtego medalu nie przekuliśmy w sukces w seniorskiej reprezentacji - przypomina Kłak.
Jako wicemistrz olimpijski miał otwarte drzwi do wielkiej kariery, ale nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem.
- Niedługo po igrzyskach byłem na testach w wielkim Olimpique Marsylia. Kontrakt był już przygotowany, jednak w ostatniej chwili sprawy się skomplikowały i nic z tego nie wyszło. Do dziś dokumenty leżą na strychu.
Żona z Dębicy, synowie z Rzeszowa
Przygodę z piłką rozpoczynał w Nowym Sączu. Jednak najbardziej wypromował się grając w Dębicy. W jego domu wśród piłkarskich pamiątek rzuca się w oczy ozdabiający sportowe fotografie dyplom z wygrawerowanym podziękowaniem: "dla Aleksandra Kłaka za rozsławienie imienia miasta, regionu i sportu dębickiego na świecie".
- W Igloopolu spędziłem jakieś siedem lat. Na początku lat 90. graliśmy w ekstraklasie. Pamiętam prezesa Edwarda Brzostowskiego, który zapewniał nam świetne warunki do treningu i gry. Mieliśmy naprawdę niezłą pakę - opowiada Alek.
Jego związki z Podkarpaciem wciąż są bardzo mocne. - Moja żona pochodzi z Dębicy, a synowie rodzili się w Rzeszowie. Przynajmniej raz w roku odwiedzamy Podkarpacie. To piękny region.
Ojciec chrzestny kibiców
Po występach w Igloopolu i medalu olimpijskim, Kłak grał w Olimpii Poznań, Górniku Zabrze i kilku zachodnich klubach.
- W drugiej połowie lat 90. trafiłem do Royalu Antwerp. Byliśmy w czołówce ligi belgijskiej, graliśmy w europejskich pucharach. Niestety, po dobrym początku przyszły gorsze czasy. Pod koniec tamtej dekady popadłem w konflikt z trenerem, zaczęły się problemy zdrowotne. Nie wróciłem już do dawnej dyspozycji i ostatnie lata kariery były nieszczególne - przyznaje.
Mimo różnych kolei losu w Antwerpii, miejscowi kibice bardzo cenią Polaka. W salonie, na honorowym miejscu stoi statuetka, którą Alek dostał od fanów w dowód sympatii. - Byłem ulubieńcem kibiców, takim trochę ojcem chrzestnym. Tutaj każda grupa fanów ma swojego patrona. I jestem z tego bardzo dumny. Tego nikt mi nie odbierze.
W uniformie do zajezdni
Od sześciu lat Kłak już nie stoi na bramce, ale ciągle ma bezpośredni kontakt z futbolem. Pracuje jako trener bramkarzy Royalu. - Czasy się zmieniły. Teraz to klub drugoligowy. Nie płacą najlepiej, więc trzeba sobie jakoś radzić - wyznaje.
Jak sobie radzi? Po dłuższej pogawędce na moich oczach zmienia prywatny strój na formalny uniform. - Muszę go założyć, bo wymagają go w pracy. Pośpieszmy się, żeby zdążyć na czas do zajezdni. Przecież autobus nie może się spóźnić - mruga okiem i otwiera drzwi.
Pasażerowie nie narzekają
Okazuje się, że zatłoczone centrum 500-tysięcznej Antwerpii to prawdziwy raj dla wicemistrza olimpijskiego.
- Przeważnie jeżdżę "1", choć lubię urozmaicenie i często zmieniam linie - mówi wskazując na numer swojego pojazdu.
Oto Kłak zamienił piłkarskie boisko na…miejski autobus! Skąd taki pomysł?
- Była okazja nieźle zarobić, a że od małego lubiłem jeździć autobusami, to wziąłem te robotę. Bardzo dobrze czuję się za kierownicą. Pasażerowie chyba też nie narzekają. Wielu z nich to moi kibice, którzy pamiętają czasy, gdy stałem w bramce Antwerpii - opowiada, kręcąc zamaszyście kierownicą. - W Belgii jeżdżą spokojnie. Nie ma szalonych kierowców, więc nie ma też wielu wypadków. I całe szczęście.
Najlepszy piłkarz wśród kierowców
Na zarobki nie narzeka.
- Wychodzi jakieś 2 tysiące euro miesięcznie na rękę. A to przecież tylko jedno ze źródeł utrzymania - podkreśla.
Jego koledzy wiedzą, z kim pracują.
- Kiedyś mieliśmy drużynę, w której ja grałem oczywiście na bramce. Kumple rwali się do strzelania karnych, bo koniecznie chcieli pokonać wicemistrza olimpijskiego. Ale nie szło im najlepiej - śmieje się. - Fakt, chyba jestem najlepszym piłkarzem wśród kierowców. I to nie tylko w Belgii, ale i w całej Europie. Swojej pracy się nie wstydzę. Ja po prostu lubię tę robotę - kończy rozmowę zamykają drzwi autobusu.
Przed nim jeszcze kilka godzin pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kim jest córka Kowalewskiego? Gabriela idzie w ślady rodziców. Będzie wielką gwiazdą?
- Nowe wieści o tajemniczym ojcu dziecka Tomaszewskiej. Wygadała się bliska osoba
- Wszyscy patrzyli na wyeksponowane krągłości Romanowskiej. Projektant gwiazd ocenia
- Wspólny występ Roksany Węgiel i Kevina Mgleja w cieniu tragedii. Znamy szczegóły