To komentarz do gorzkiej lekcji demokracji, którą przechodzą mieszkańcy gminy.
- To nie jest proces - zastrzega Stanisława Starzychowicz, przewodnicząca trzyosobowego składu sędziowskiego, który rozstrzygnie, czy "zachodzą uzasadnione powody do stwierdzenia nieważności wyboru Bogusława Jaworskiego na burmistrza miasta i gminy Zagórz".
Nie ma więc ani oskarżonych ani prokuratora, nie ma powoda i pozwanych. Jest wnioskodawca: przegrany burmistrz Jacek Zając. Są uczestnicy postępowania: kontrkandydat Zająca - Bogusław Jaworski, Zbigniew Śnigórski - komisarz wyborczy w Krośnie oraz przewodniczący trzech komisji obwodowych w gminie: nr 1 w Zagórzu, nr 4 w Tarnawie Górnej i nr 6 w Porażu: Adam Kiszka, Lucyna Skóbel i Zdzisław Urban. To przeciwko nim Zając skierował swój protest wyborczy. Jak twierdzi, nie dlatego, że trudno mu się pogodzić z przegraną.
- Skorzystałem tylko z prawa do zgłoszenia swoich wątpliwości.
To jedyny komentarz Zająca, który 26 listopada 2006 roku przegrał fotel burmistrza jednym głosem. Do zakończenia postępowania nie zamierza się wypowiadać. Wynajął prawnika, który reprezentuje go przed sądem. Tak samo jak jego przeciwnik, Bogusław Jaworski.
Specjalnie obejrzałam Wesołowską
Na korytarzu przed salą rozpraw - tłok. Sędzia na pierwszy dzień wezwała ponad dwudziestu świadków. - Pierwszy raz jestem w sądzie - denerwuje się Bożena S., która w wyborach była w komisji w Porażu. - Nie wiem jak się zachować. Specjalnie nawet "Annę Marię Wesołowską" obejrzałam na TVN-nie.
Pierwszych ośmiu świadków staje za barierkami. Po południu: kolejnych czternastu. Rutynowe pytania: imię, nazwisko, wiek, adres zamieszkania, zawód. Cezary Wulf, pełnomocnik Bogusława Jaworskiego już na samym początku pokazuje, jak poważnie traktuje sprawę. Żąda złożenia przez świadków pełnej treści przyrzeczenia - to rzadkość nawet w procesach karnych.
Ryszard W., prywatnie szwagier byłego burmistrza, był jego mężem zaufania w komisji nr 1 w Starym Zagórzu. Zanim zacznie zeznawać, wyjmuje notes. Mówi, który z członków komisji i o której wychodził z lokalu. Że o godz. 8.45 zwrócił uwagę przewodniczącemu komisji, że nie powinien wydawać kart do głosowania bez okazania dokumentu tożsamości.
Że o godz. 9.10 przewodniczący zawiózł własnym samochodem do domu panią, która nie miała dowodu. - Przynajmniej cztery takie przypadki były, że głosowały osoby bez dokumentów - utrzymuje. To wszystko Ryszard W. opisał w oświadczeniu, dołączonym do protokołu wyborczego.
Nerwowa atmosfera
Anna K.-D. (członek komisji w Porażu) też napisała oświadczenie, bo jej zdaniem źle liczono głosy nieważne. Ale dopiero we wtorek, gdy okazało się, że Zającowi zabrakło jednego głosu. Wcześniej do protokołu z wynikami nie wniosła żadnych zastrzeżeń.
- Mam do siebie pretensję, że nie zrobiłam tego od razu. Nie pierwszy raz pracowałam w komisji, ale tak nerwowej atmosfery przy liczeniu nigdy nie było.
Anna K.-D. zeznaje: liczbę głosów ważnych i nieważnych zmienialiśmy ze trzy razy. Takie skakanie było. Przy Jaworskim zeszliśmy do 18 z 38. Przy Zającu - z 42 do 24.
Grzegorz M. z Poraża pracę komisji zapamiętał tak:
- Oglądaliśmy komisyjnie każdy wątpliwy głos, każdą kratkę przy nazwisku kandydata. Potem głosowaliśmy czy głos przyjąć czy odrzucić.
Bożena S.: - Ja nawet od własnego ojca dowodu osobistego zażądałam - zarzeka się.
Barbara K. (studentka) była wiceszefową komisji nr 1 w Zagórzu. Przyznaje, że na kilka godzin opuściła lokal. Przed południem poszła do kościoła, potem na obiad. - Jeśli chodzi o wydawanie kart do głosowania, moim zdaniem nie było żadnych nieprawidłowości.
Liczcie jeszcze raz!
Aneta P., członkini tej samej komisji: - W nocy wpadł do naszego lokalu mąż zaufania pana Zająca. Mówi: - Liczymy od nowa! Oświadczyliśmy, że nie mamy zamiaru tego robić, bo już wszystko przeliczone, podpisane, zapakowane. A on: Tu chodzi o jeden głos!
Marzena K. (komisja w Porażu). Pan O., mąż zaufania Jaworskiego, wtrącał się do nas przy liczeniu głosów. Przewodniczący dwa razy go upominał.
Justyna K. (komisja w Tarnawie) ma dwadzieścia parę lat i w komisji znalazła się po raz pierwszy. - I ostatni - zapowiada wybiegając z sądu, bo spieszy się na zajęcia na uczelnię w Krakowie. Dziewczyna przyznaje otwarcie: - Za dużo wyszło nam tych głosów nieważnych. Chcieliśmy, żeby było mniej. Długo się spieraliśmy. Nawet potem, gdy karty były już w kopertach, ktoś zadzwonił, żeby liczyć jeszcze raz. Ale przegłosowaliśmy, żeby już kopert nie otwierać.
Dziewczyna pamięta, że pani K. upierała się przy jednym głosie na Zająca. Chodziło o linie krzyżyka w kratce. - On nie był taki ewidentnie zły, ale został odrzucony. Pani K. się irytowała, że wcześniej taki sam głos na pana Jaworskiego przeszedł.
Zeznania członków komisji powodują konsternację sądu. - Jak liczyliśmy głosy? Dzieliło się na kupki: te na Jaworskiego, te na Zająca. Na osobną kupkę trafiały głosy wątpliwe: kiedy dwie linie przecinały się poza kratką, albo pojawiała się jakaś trzecia linia. Potem się je jeszcze raz oceniało i przyjęte dokładało na stosik danego kandydata.
Sędzia Stanisława Starzychowicz dziwi się: - Najpierw należy podzielić głosy na ważne i nieważne, dopiero potem dzielić według nazwisk.
Głosował z Hiszpanii?
Sensację wywołują zeznania Mariusza K (komisja nr 1 w Zagórzu). Mariusz K. najpierw opowiada, że był świadkiem kilku przypadków, gdy przewodniczący, który siedział obok niego przy stoliku, wydawał karty osobom, które nie miały dowodów tożsamości. - W jednym z tych przypadków na sali byłem tylko ja i przewodniczący, inni gdzieś wyszli - mówi. Na te słowa reaguje Zbigniew Śnigórski, komisarz wyborczy. - Jeśli tak, to kieruję sprawę do prokuratury! (w lokalu powinno być co najmniej 3 członków komisji).
Mariusz K. wie, że na liście wyborców z 26 listopada widnieje podpis Dariusza S. - To mój sąsiad, od lat jest w Hiszpanii. Nie było go wtedy w Zagórzu. Sędziowie oglądają dokumenty. Rzeczywiście, podpis jest. Kiedy świadek się o tym dowiedział? - dopytuje sąd. Mariusz K. przyznaje, że dopiero parę dni po wyborach.
Jak? Kiedy oglądał dokumenty. Jak to możliwe, skoro powinny być zapieczętowane i zamknięte w urzędzie gminy? Mariusz K. przyznaje, że dokumenty udostępnił mu jeden z pracowników. Jacek Zając wtedy jeszcze urzędował na stanowisku burmistrza, a Mariusz K. był jego podwładnym. - Poprosił mnie, żeby przejrzał spis i sprawdził, czy jest podpis w rubryce przy nazwisku Dariusza S.
Zbigniew Szczepan, pełnomocnik Jacka Zająca: - Akurat ten jeden głos może sprawę rozstrzygnąć.
Były burmistrz Zagorzał, Jacek Zając, który przegrał jednym głosem ze swoim kontrkandydatem Boguslawem Jaworskim, zakwestionował przebieg wyborów. Złożył protest i doprowadził do tego, że sprawa trafiła na sądową wokandę. Zając twierdzi, że podczas II tury doszło do nieprawidłowości, które mogły mieć wpływ na wynik wyborczy. Zgłosił zastrzeżenia do pracy trzech ( z ośmiu) komisji obwodowych w gminie: nr 1 w Zagórzu, nr 4 w Tarnawie Górnej i nr 6 w Porażu. Chce ponownego liczenia uznanych za nieważne głosów w Tarnawie i Porażu a także powtórzenie wyborów w Zagórzu.
We wtorek (22 bm.) sąd rozpoczął postępowanie procesowe. Kilka godzin zajęły przesłuchania świadków, odsłaniające kulisy pracy komisji.
Ryszard W. był mężem zaufania Jacka Zająca w komisji w Zagórzu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Jesteśmy na Google News. Śledź Portal i.pl codziennie. Zaobserwuj nas!
- Tak wygląda teraz Katherine Kelly Lang, czyli Brooke z serialu "Moda na sukces"
- Te długi się nie przedawniają. Oto lista długów, które się nie przeterminują
- Tak w młodości wyglądała Magda Gessler. Była prawdziwą pięknością [zdjęcia]