Stal Sandeco musi wygrywać w deszczu

Stal w ostatnich 5 meczach zaksięgowała 11 punktów. Nie przekłada się to jednak specjalnie na większą liczbę widzów na stadionie przy Hetmańskiej. Winna (po części) jest aura. Pogodnych dni w kwietniu i maju nie brakowało, ale gdy nadchodził dzień meczu Stali, na niebie gromadziły się chmury. Wyłączając derby Rzeszowa, wiosną Stal u siebie nie grała w słońcu.
W miniony weekend rzeszowianie po raz pierwszy mierzyli się z rywalem w niedzielę. Nic to nie dało. W sobotę było słonecznie, dzień później siąpił deszcz.

- Do pogody mamy niesamowitego pecha - przyznaje Jacek Szczepaniak, prezes sekcji pn Stali. - To odstrasza sporo ludzi. Doping jest mniejszy, a i wpływy do kasy skromniejsze.

W niedzielę nie tylko deszcz pogarszał komfort obserwowania meczu. Kończył się on po godzinie 19, a ciemne chmury sprawiły, że w II połowie włączenie jupiterów byłoby na miejscu.
- To nie takie proste, sprawę trzeba wcześniej uzgodnić z Zakładem Energetycznym. Nie przypuszczaliśmy, że pogoda znów będzie pod psem. Dwa dni wcześniej można było grać choćby o ósmej. Mecz odbył się późnym popołudniem także dlatego, że wcześniej w budynku klubowym odbywały się komunie, miał ją też w rodzinie trener Andrzej Szymański.

Kibice zmokli, ale wyszli ze stadionu zadowoleni. Obejrzeli piękne gole, a Stal trzeci raz z rzędu zdobyła 3 punkty u siebie.

- Od początku rundy nie gramy źle, ale wreszcie przekłada się to na wynik - mówi Szczepaniak. - Wygrana z Puszczą cieszy bardzo, bo ona ma teraz skład na czub tabeli.

Stal pnie się powoli w górę. Jest dziewiąta. Do końca sezonu zostało 5 kolejek. W weekend biało-niebiescy jadą do Łowicza na mecz z Pelikanem.