Starosta stalowowolski będzie trzymał kryzys pod lupą

Jednak jak stwierdził starosta Wiesław Siembida, to przede wszystkim od rządu oczekuje się pomocy.

- Zatoczyliśmy koło - powiedziała Zofia Zielińska-Nędzyńska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Stalowej Woli.

Stopa bezrobocia w roku 2007 była na poziomie 10 proc., w lipcu ubiegłego roku spadła do 9 procent i podskoczyła do 10 procent w grudniu. Choć i tak była jedną z najmniejszych na Podkarpaciu.

Jednak spada liczba ofert pracy. Przed rokiem było ich 200, w grudniu 60, w styczniu 29.

- To symptom, że coś się dzieje niedobrego. Jeśli przed rokiem jako bezrobotnych zarejestrowało się 660 osób, to w tym roku już 900. - Oficjalnie nie ma większych ruchów ze strony pracodawców, którzy by zgłaszali chęć zwolnień grupowych - zapewniła dyrektor Nędzyńska.

W ubiegłym roku na pomoc w walce z bezrobociem stalowowolski Urząd Pracy wydał 9,6 mln zł, na ten rok ma 8,4 mln, ale - jak zapewniła dyrektor - pieniędzy będzie więcej.

- Nadzieja musi trwać, nie opuszczajmy rąk, nie mówmy, że kryzys musi być wiecznie. Musimy dać szansę pracodawcom - ocenił starosta Wiesław Siembida.

Jednak obecny na spotkaniu poseł Antoni Błądek z PiS skorzystał z okazji do dołożenia rządowi. Stwierdził, że na skutek kryzysu "inwestorzy opuszczają nasz teren", a zapytany jakich inwestorów ma na myśli odpowiedział, że gorzycki Mogul, który ogłosił upadłość. Szukanie oszczędności przez rząd w sferze obronnej nazwał nieporozumieniem. I wystawił receptę, że tylko zwiększenie deficytu budżetowego o 10 mld zł uratuje gospodarkę.