Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach przed wędrującą ziemią

Andrzej Plęs
- Jednej nocy skarpa spłynęła w dół i nasze zabudowania stanęły nad przepaścią - martwi się Ryszard Drozd.
- Jednej nocy skarpa spłynęła w dół i nasze zabudowania stanęły nad przepaścią - martwi się Ryszard Drozd. Krystyna Baranowska
W Chmielniku piękne pejzaże, drogie działki. Choć gdzieniegdzie ziemia się obsuwa, to teren bardzo atrakcyjny. Także dla firmy poszukującej gazu.

Wbrew stanowczym protestom wleźli Ryszardowi Piątkowi na działkę i postawili czujniki. I będą trząść. Choć przed dwoma miesiącami publicznie obiecywali mieszkańcom Chmielnika pod Rzeszowem, że bez ich zgody trząść nie będą.

Bo w Chmielniku od czasu do czasu tu i tam ziemia wędruje, zagraża domostwom. Ryszard Piątek przeganiał więc ekipy Geofizyki Kraków, która szuka dóbr podziemnych.

I dlatego, że przed kilku laty mieszkańcy gminy zgodzili się firmie na wejście na swoje działki, ta rozjeździła je ciężkim sprzętem, a wielu z nich nie usłyszało podziękowań, ani przeprosin. Tym razem to nie przejdzie, pomyślał Ryszard Piątek i Geofizyki nie wpuścił.

- Wyraźnie ostrzegałem, że nie daję zgody wejścia na mój teren - precyzuje. I pokazuje na swoim polu kable i wbite w jego glebę czujniki wstrząsu. Prowadzi na kolejne pole i tam sytuacja podobna.

Przeganiał, a ekipy Geofizyki wracały. Znajomy stróż prawa zasugerował mu prywatnie, że skoro pociągnęli pomarańczowe kable bez zgody właściciela, to niech te kable potraktuje siekierą.

A z poczucia obowiązku służbowego poradził, żeby zgłosił sprawę na policji. To Piątek poszedł na policję i chciał zawiadomić organ o naruszeniu art. 21 Konstytucji RP: "Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia".

W komisariacie usłyszał, że w ramach konstytucji to oni nic zrobić nie mogą, bo to nie ich działka, ale że w tej sytuacji przyjmą zgłoszenie o naruszeniu miru domowego, bo kodeks karny to ich żywioł. I w ten sposób Ryszard Piątek rękami policji ściga państwową spółkę.

I zapewnia, że ścigać będzie do skutku. Żeby zaczęto szanować w tym kraju i konstytucję, i własność prywatną, do czego państwowa spółka Geofizyka jest szczególnie zobowiązana.

- Nie łudzę się, że swoim działaniem uratuję Chmielnik przed dewastacją, ale mam nadzieję, że ograniczę skutki tej dewastacji. Bo wiem, jaki tu jest teren - mówi Piątek.

I pokazuje murowany dom nieopodal swojego. Ściana nad gankiem pionowo pęknięta, Piątek zapewnia, że w środku ściany porozłaziły się i widać szczeliny na 5 centymetrów szerokie. A jak zaczną trząść w poszukiwaniu podziemnych złóż gazu?

A zaczną. 50 metrów od pękniętego domu Geofizyka Kraków ustanowiła punkt wstrząsowy. Wbrew temu, co obiecywała po zebraniu z protestującymi mieszkańcami - że na terenie Chmielnika "punktów wzbudzania" nie będzie. Czym na chwilę wzbudziła zaufanie mieszkańców gminy, którzy wcześniej zbiorowo oburzali się, że państwowa firma włazi im na prywatne pola i działki, nie pytając o pozwolenie.

Większość dała zgodę

Dziś Chmielnik usiany jest palikami z żółtymi wstążeczkami i czerwonymi. Żółte, to miejsca usytuowania czujników, czerwone - punkty wzbudzania. Czyli w miejscu czerwonych staną specjalistyczne wozy i będą trząść okolicą.

- Ale nie tymi ciężkimi maszynami, będą znacznie słabsze wzbudzania - obiecuje spotkany na drodze pracownik Geofizyki Kraków.

Wójt Krzysztof Grad pamięta przebieg tamtego spotkania sprzed dwóch miesięcy, ale zastrzega, że tym razem Geofizyka uzyskała zgody na wejście w teren od większości prywatnych właścicieli działek.

A także od Lasów Państwowych, właściciela znacznych obszarów na terenie gminy. I od rzeszowskiego starostwa powiatowego, właściciela niektórych dróg na terenie gminy.

- Niemniej jednak pewne rejony gminy, te szczególnie narażone na osuwanie się mas ziemnych, zostały wyłączone z prowadzenia tych badań - precyzuje.

Przyznaje, że w niektórych miejscach na mapie gminy mieszkańcy bardzo intensywnie protestowali przeciwko badaniom falą sejsmiczną.

Skutecznie, bo tzw. punktów wzbudzania tu nie będzie, będą za to punkty pomiarowe. Co nie do końca wyeliminowało obawy części chmielniczan.

Bo podziemna fala sejsmiczna nie uznaje granic własności prywatnej, więc jeśli zatrzęsie sąsiadem, który Geofizyce dał zezwolenie, to i zatrzęsie ziemią sąsiada, który - wiedziony obawami - zezwolenia nie dał.

- Telefonowali do mnie niektórzy mieszkańcy z prośbą o radę - czy zgadzać się na badania, czy też nie - przyznaje wójt. - Nie jestem w stanie doradzać w takich sytuacjach. W odpowiedzi słyszałem, że wobec tego właściciel nieruchomości zorientuje się, co zdecydowali sąsiedzi. Bo żaden z nich nie chciał być w okolicy jedynym, który się zgadza, albo jedynym, który się nie zgadza.

Jeden nas nie chce, idziemy do drugiego

Jeden z pracowników Geofizyki w terenie tłumaczy, że tak naprawdę, to mapę punktów wstrząsów Geofizyka dostaje od Polskiego Przedsiębiorstwa Górnictwa i Gazownictwa, jako właściciela koncesji poszukiwawczej.

A Geofizyka - na zlecenie PGNiG - tylko tę otrzymaną mapę przykłada do mapy terenu i wbija słupki żółte i czerwone. A potem trzęsie i czujnikami nasłuchuje echa - czy pod ziemią jest gaz, albo ropa.

Ryszard Piątek nie jest jedynym, który - wbrew wyraźnemu protestowi - znalazł na swoje działce kable i czujniki Geofizyki.

- Otrzymałem zgłoszenie od innego mieszkańca gminy o podobnej sytuacji, ale interweniował w Geofizyce i kable z jego posesji zostały ściągnięte - informuje wójt Grad. I dodaje, że nikt nie jest w stanie "upilnować" firmy - czy wchodzi na prywatny teren za zgodą czy bez zgody właściciela. Na pewno nie jest w stanie urząd gminy.

- Bo Geofizyka nie informuje nas o tym, czy dysponuje taką zgodą na piśmie - tłumaczy wójt. - I nie ma obowiązku urzędu informować.

Wiesław Matysik, szef robót Geofizyki Kraków potwierdza, że były pojedyncze przypadki, kiedy właściciele terenu nie życzyli sobie ich obecności. - Wówczas zmuszeni byliśmy szukać miejsc alternatywnych. Znajdowaliśmy takich, którzy podchodzą do naszych badań z większym zrozumieniem - przyznaje.

Dom nad przepaścią

Tymczasem niektórzy mieszkańcy Chmielnika z niepokojem obserwują pogodę. Jeśli jest zbyt mokro - rośnie ryzyko, że ciężki od wody grunt pod ich stopami i domami zacznie się przemieszczać. Razem z domami.

Ojciec Ryszarda Drozda rankiem przed trzema laty wyszedł za próg domu i omal nie zsunął się w dół. Nocą poprzedniego dnia powstała skarpa, której wieczorem jeszcze nie było.

Kawał wzniesienia, na którym stoi dom i pomieszczenie gospodarcze, odpłynęło w pobliską dolinkę. A kilka lat wstecz i dolinki tu nie było, ot ziemia zapadła się na kilka metrów w głąb.

Tej nocy, przed trzema laty, gruba na metr lipa sunęła dostojnie kilkanaście metrów, niżej i niżej, ku dnu nowiutkiej dolinki pod domem Drozda, wciąż zwrócona koroną do nieba. Za nią półmetrowej grubości grusza. W końcu obie pochyliły się ku ziemi.

Od skraju przepaści murowaną stodołę Drozda dzieliło niewiele ponad metr, choć kilkanaście tygodni wcześniej mógł tędy jeździć ciągnikiem. Zaczął na tę skarpę wozić gruz i ziemię, żeby postępujące osuwisko nie zabrało mu obory, a potem domu.

Zaczął wozić, choć w urzędzie gminy zabraniali. Że to dodatkowo obciąży i tak niestabilny teren, i wtedy ziemia szybciej będzie "chodzić".

- Z tysiąc wywrotek już zwiozłem przez ostatnie trzy lata - liczy Drozd. - Biorę kredyt, kupuję ziemię i gruz, zwożę, jak spłacę kredyt, biorę następny, wożę ziemię i gruz…

Po sąsiedzku stoi nowiutki dom, prawie ukończony. Nikt w nim nie mieszka. Trochę strach, że pewnej nocy dom spłynie w dolinkę, której kilkanaście lat temu w ogólne nie było, a strop spłynie na głowy śpiących domowników.

Złoża obiecujące...

Inny mieszkaniec Chmielnika opowiada, jak to rok w rok na swoje pole wozi ciężarówkami ziemię, żeby zasypać lej, jak po bombie atomowej. Kiedy pole kupował przed laty, leja nie było, było równiutko. A teraz jakieś piekło pod spodem wsysa mu działkę.

A z lasem? Drozd pamięta, jak pewnej nocy kilkadziesiąt arów pobliskiego lasu po prostu zapadło się, a trzask padających, starych buków brzmiał, jak długa seria z automatu.

Tu prosty odcinek ogrodzenia może w kilkanaście minut przesunąć się wraz z podłożem o kilka - kilkanaście metrów.

- Po tej potwornie mokrej wiośnie i lecie 2010 roku uaktywniło się wiele osuwisk - opowiada wójt Grad. - Owszem, dostaliśmy pomoc z rezerw budżetowych państwa, niektórzy z mieszkańców gminy - pomoc finansową na remont uszkodzonych domów, ale zagrożenie wciąż istnieje.

Rozumie obawy chmielniczan związane z pracami Geofizyki. Rozumie, bo tu nawet wykopanie głębszego rowu może mieć dla topografii terenu nieobliczalne skutki, a co dopiero powtarzające się wstrząsy głębszych warstw ziemi.

Wiesław Matysik przypuszcza, że jeśli pogoda dopisze, Geofizyka zakończy prace przed Bożym Ciałem. O wstępnych wynikach badań nie wypada mu mówić, bo to wiedza zastrzeżona dla PGNiG, ale sugeruje, że złoża gazu w okolicach Chmielnika - i to gazu dobrej jakości - są obiecujące.

Tak obiecujące, że nie wyklucza się odwiertów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24