Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sybiracy gościli w Lubeni w 70. rocznicę zsyłki. Do ojczyzny wrócił co trzeci

Marek Pękala
Najważniejsi goście spotkania w lubeńskim Gminnym Ośrodku Kultury, Sybiracy: Janina Adamkiewicz, Zofia Gorczyńska, Józef Golema, Jadwiga Romańczyk.
Najważniejsi goście spotkania w lubeńskim Gminnym Ośrodku Kultury, Sybiracy: Janina Adamkiewicz, Zofia Gorczyńska, Józef Golema, Jadwiga Romańczyk. KRYSTYNA BARANOWSKA
Tego cierpienia nie da się przekazać, tego trzeba by samemu doświadczyć - mówią zgodnie. Na szczęście, teraz już wolno - piszą coraz więcej wspomnień, na spotkaniach opowiadają o swojej Golgocie Wschodu.

DEPORTACJE (ZSYŁKI)

DEPORTACJE (ZSYŁKI)

Odbywały się na mocy uchwały Rady Komisarzy Ludowych Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich z 5 grudnia 1939 r. Podczas II wojny światowej były 4 fale deportacji: w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w czerwcu 1941 r.

Magadan, Kuranda, Biały Jar, Kamczatka, Workuta, Ałtaj, Kołyma, Omsk... - nazwy miejsc zesłania, rozrzucone na wojskowej siatce maskującej, spowijającej horyzont sceny, wśród skał brzozowe krzyże, płonące znicze. W takiej scenerii wspominali swoje dzieciństwo pozbawione dzieciństwa.
- Przez 50 lat, w czasach PRL, musieliście milczeć o swojej syberyjskiej gehennie. To musiało bardzo boleć - zagaja rozmowę Wiesława Piekarz z Gminnej Biblioteki Publicznej w Lubeni.

Tam zrozumiałem, że jestem Polakiem

Józef Golema z Rzeszowa: - Stało się to 10 lutego 1940 r. Mieszkaliśmy w osadzie Żylicze pod Grodnem. Miałem wtedy 9 lat. Mama miała jechać do Grodna, bo tam NKWD uwięziło tatę. Wszyscy jeszcze spaliśmy, a tu - łomot do drzwi, wrzaski, przekleństwa. Mama kazała mi odryglować, byłem w samej nocnej koszulinie. Otwieram, uderzyła we mnie fala mrozu, było jeszcze ciemno. Myślałem, że to przyszły jakieś złe duchy, za chwilę zobaczyłem karabiny, to pewnie banda rabusiów. Byli to sołdaci z NKWD. Bracia i siostry płaczą, mama płacze w łóżku, zrywają z niej pierzynę... Mamy się spakować w pół godziny. Mama wraca ze spiżarni z workiem pełnym jedzenia, sołdat szarpie za worek, wszystko się wysypuje, nie pozwolili zebrać. Dorośli idą na piechotę pod eskortą, a my - dzieci, na saniach. Do szkoły w Łubnie. A rano - na drugą stronę Niemna. Na granicy - przesiadka do wagonów towarowych na szerszych torach. Wiozą nas, wiozą, zimno, jeść nie dają.

Wreszcie, po paru dniach, pociąg staje. Dają kaszę i wodę z olejem - niby taką zupę. Wielu ma rozwolnienie, a jedyna ubikacja to dziura w podłodze. Pociąg nie może ruszyć. Ciągną go dwie lokomotywy, z przodu i z tyłu, szarpią w jedną i drugą stronę. Szarpnęło jeszcze mocniej, ludzie z prycz spadają, przewraca się piecyk z żarem, pełno dymu, nic nie widać, coś się zapaliło, płacz, jęki, krzyki: -

Jezu, umieram! Ratujcie!

Dowożą ich do Krasnego Uralu. Dorośli starsze dzieci pracują przy wyrębie tajgi. Po roku trafiają do pasiołka (osady), gdzie była szkoła. Jest 1 maja. Mama ubrała Józia w polski harcerski mundurek. Nauczycielka zrywa pagony: - No, teraz wyglądasz jak prawdziwy pionier. Wiec. Józio recytuje po rosyjsku wiersz o towarzyszu Stalinie, który na Kremlu czuwa nad losem sowieckich dzieci. - Spasiba, strana radnaja, za szczastliwoje dziectwo! - Zobaczyłem, że klaszczą tylko niektórzy, a wszyscy rodacy płaczą. Wtedy zrozumiałem, że jestem Polakiem.

Swoje wspomnienia zawarł w książce "Dopust boski", wydanej w ub. roku przez wydawnictwo Fosze.

Skórka z chleba jako opłatek

Zofia Garczyńska z Jarosławia: - Wywieźli nas z leśniczówki w Puszczy Białowieskiej do Ałtajskiego Kraju, do osady Zajcewo. Chcemy trochę odpocząć po miesiącu koszmarnej jazdy. Rozpalamy pod piecem, leżymy na pryczach, a z sufitu spadają nam na twarze pluskwy.

- Wy burżuje, gnębiliście swój naród! Zapomnijcie o Polsce, została wymazana z mapy, tu będziecie teraz zdychać! - słyszą od sowieckiej władzy.

Wigilia Bożego Narodzenia 1941. - Ja z bratem jestem w baraku. Wieczorem rodzice wracają z wyrębu. Mama płacze, nakrywa stół obrusikiem, kładzie na nim święty obrazek - nie pamiętam, co na nim było, klękamy, modlimy się. Mama stawia talerz, a na nim - skórki z resztkami chleba. To był nasz opłatek. Musiała odejmować ze swojej nędznej porcji, aby tyle uzbierać. Całujemy rodziców po rękach, ściskamy się, płaczemy i modlimy: - Matko Najświętsza, pomóż nam wrócić do ojczyzny!

Pani Garczyńska mówi, że podobnie jak większość polskich zesłańców, jej ojciec dostał we wrześniu 1941 r. kartę mobilizacyjną do armii Berlinga. Tylko niewielu zgłosiło się na ochotnika. Bo większość ochotników poszła do armii Andersa.

- A władze komunistyczne pozbawiły go nawet polskiego obywatelstwa. Dlatego tak kochają go Sybiracy - mówi i czyta swój wiersz poświęcony generałowi.

Wrócili bez taty

Janina Adamkiewicz, z domu Kocur, z Wietlina pod Jarosławiem: - Wreszcie mogliśmy w drugiej połowie 1941 r. opuścić Biały Jar. Tata zrobił duże sanki, zapakował nasz nędzny dobytek, mnie i siostrę Bolę posadził na sankach. Tata i mama ciągną nas, a starsi bracia, Stasio i Tadzio, idą z tyłu.
Jak inni polscy zesłańcy, chcą dotrzeć do Omska. Mają przed sobą... 600 km.

- Mijamy wioski tatarskie, kirgiskie, rosyjskie i Bóg wie jeszcze jakie - wspomina pani Janina. - Skazani jesteśmy na żebraninę. Prosimy o kąt do przenocowania, o kromkę chleba. Nikt nie odmawia. Bez tych dobrych ludzi na pewno byśmy nie przeżyli.

Wędrują dalej. - Zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy... - śpiewają do Serdecznej Matki. Trafiają do sowchozu w Abasku. Ojciec Ludwik idzie do roboty w lesie, bo tam lepiej płacą. Ale za to rodzina widuje go tylko dwa razy w miesiącu.

16 stycznia 1944 r. - Nie zapomnę tej daty nie dlatego, że urodziłam się akurat 16 stycznia - mówi pani Janina. Miała wtedy 9 lat. W chałupce przy stajni Bola i malutka Zosia płaczą z głodu na pryczy, a ona i Tadzio tłuką w stępce skradzione ziarna pszenicy, na placki. Z hukiem otwierają się drzwi, w izbie stają dwaj enkawudziści z karabinami. - Kuda atjec?! Przerażona Jasia, na bosaka po śniegu, w 30-stopniowym mrozie, biegnie po tatę do stolarni.

Ludwik Kocur i siedmiu innych Polaków zostali aresztowani na 8 miesięcy "za agitację antyradziecką". I słuch po nich zaginął.

Dopiero w 2000 r. pani Janina otrzymuje dokument poświadczający, że jej ojciec został skazany na 8 lat łagru, trafił do Republiki Komi. Zmarł tam 9 kwietnia 1948 r. Oficjalna przyczyna: gruźlica. Miał 42 lata. Miejsce pochówku - nieznane.

Wrócili do Polski po 6,5 roku tułaczki. Z matką chorą na malarię.

Tyfus, paraliż

Jadwiga Romańczyk z Rzeszowa: - Wywieźli nas z osady pod Nowym Miastem. Na Syberii wszyscy - rodzice, dwie siostry i ja, zachorowaliśmy na tyfus. Mama wróciła do Polski sparaliżowana.
Jej starsza siostra opublikowała "Zapiski syberyjskie".

Za każde wspomnienie liczna publiczność dziękowała gorącymi oklaskami.

W ROKU SYBIRAKA

W ROKU SYBIRAKA

Sejmik Województwa Podkarpackiego ustanowił rok 2010 "Rokiem Sybiraka" - poinformowała Alicja Warzybok, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Lubeni. Z tej okazji biblioteka zorganizowała w GOK-u, w sobotę, 20 lutego, spotkanie z podkarpackimi sybirakami. Była wystawa książek wspomnieniowych, projekcja filmu dokumentalnego "Losy zesłańców Sybiru", prelekcja Piotra Chmielowca z rzeszowskiego oddziału IPN, recytacje dzieci z miejscowej podstawówki. Przejmujące piosenki poświęcone bolesnemu tematowi spotkania zaśpiewały: Małgorzata Chruściel, Agnieszka Podubny i Katarzyna Sztaba z zespołu "Jedna Chwila", działającego przy Klubie Garnizonowym w Rzeszowie pod okiem instruktorki Ewy Jaworskiej-Pawełek.

Byli z tej gminy

Mieczysław Piekarz z Lubeni, syn i wnuk Sybiraków - Walentego i Franciszka, przypomniał sylwetki nieżyjących już zesłańców, którzy urodzili się w tej gminie. Byli to: Leokadia Jajuga-Cupryś, Alicja Jajuga-Cupryś, Marceli Kyc i Henryk Sokolnicki.

Zasługują na godne miejsce

- Nie chodzi o stworzenie w naszym kraju jakiegoś centrum wypędzonych, jak chcą tego Niemcy. Idzie nam o sprawiedliwe, godne miejsce dla naszych Sybiraków w historii Polski i zjednoczonej Europy - powiedział M. Piekarz. Obliczył, że z Polski w przedwojennych granicach na Syberię wywieziono rodaków w 80 tys. wagonów towarowych. - Jeden taki pociąg z tyloma wagonami miałby długość od Rzeszowa do Rzymu - dodał.

W sumie w ZSRS znalazło się ok. 1 mln 350 tys. Polaków. To dane Zarządu Głównego Związku Sybiraków. Natomiast IPN i Ośrodek "Karta" podają ok. 800 tys. udokumentowanych przypadków. W jednym wszyscy są zgodni - niemal co trzeci Polak znalazł tam śmierć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24