Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef zaoferował nam 300 zł za miesiąc pracy

Wojciech Tatara
K.Łokaj
Rzeszowska firma call center „Shot10 Piotr Gorczyca” nie wypłaciła należnych pensji kilkunastu pracownikom. Cztery z nich poskarżyły się naszej redakcji.

Justyna, Katarzyna, Natalia i Sylwia, studentki z Rzeszowa, chciały zarobić na studia. Trafiły do rzeszowskiej firmy call center „Shot 10 Piotr Gorczyca”. Zadaniem pracownic było umawianie klientów na spotkania z przedstawicielem jednego z operatorów telefonicznych. W pierwszym miesiącu nie było problemów z wypłatą pensji. Pojawiły się za to w kolejnym.

- Szef wzywał nas na rozmowę i, powołując się na jeden z punktów umowy, proponował po 300 zł i podpisanie rezygnacji z kolejnych roszczeń - mówi Justyna Jureczko. Kiedy załoga się nie zgodziła na propozycję właściciela, ten wezwał ochronę i policję, oskarżając pracownice o zajęcie mu biura.

Kiedy studentki próbowały dochodzić swoich praw, okazało się, że nikt nie jest w stanie im pomóc, ponieważ były zatrudnione na umowę zlecenie. Piotr Gorczyca, właściciel firmy, poinformował nas, że już jej nie prowadzi, a na temat płatności odmówił rozmowy.

- W imieniu jednego z operatorów telefonicznych działających na rynku umawiałyśmy telefonicznie spotkania z przedstawicielami tej firmy. Ja miałam tak skonstruowaną umowę, że jeśli dziennie umówię co najmniej 15 takich spotkań, to za godzinę pracy otrzymam 12 zł brutto, jeśli mniej, to stawka spada do 10 zł - opowiada Justyna Jureczko, pracownica firmy.

Policja zamiast wypłaty

Zarówno ona, jak i trzy jej koleżanki pracowały w „Shot10 Piotr Gorczyca” od lipca do 25 września.

- Jesteśmy studentkami, chciałyśmy sobie zarobić na mieszkanie podczas roku akademickiego i na inne wydatki. Niestety, zamiast tego spotkały nas tylko problemy - dodaje pani Justyna.

Za pierwszy miesiąc pracy wszystkie otrzymały należne pensje. Problem pojawił się przy kolejnej wypłacie.

- 25 września szef wezwał nas po kolei i powiedział, że z umowy wynika, iż może nam zmienić stawki i zamiast 1248 zł, które powinnam otrzymać, co wynika z moich obliczeń, pan Piotr zaproponował nam 300 zł i podpis zrzeczenia się roszczenia - mówi Katarzyna Kuczmarz. Podobnie było z Sylwią Mól i Justyną Jureczko. Z kolei Natalia Mierzwiak, oprócz podstawowej pensji 1591 zł, bo miała najwięcej umówionych spotkań w sierpniu, oraz 105 zł zwrotu za badania, usłyszała, że należy się jej... 400 zł.

- Z grupy 18 pracowników tylko dwie osoby otrzymały pełne pensje. Większość się nie zgodziła na proponowane przez właściciela firmy warunki i zaczęliśmy się wykłócać o pieniądze - mówi Natalia Mierzwiak. Studentki łatwo nie rezygnowały i nie dały się wyrzucić z biura firmy. Właściciel wezwał najpierw ochronę, a następnie policję.

- Policjanci przekonali nas, że tym nic nie osiągniemy i że powinniśmy się domagać naszych praw w inny sposób. Niestety, w Polsce jest tak, że zatrudnionym na umowy śmieciowe nikt nie jest w stanie pomóc i są zostawieni sami sobie - mówi Justyna Jureczko.

Studentki cały kolejny dzień spędziły na odwiedzaniu instytucji, które mogłyby im pomóc w odzyskaniu pensji. Były w urzędzie skarbowym, ZUS, na policji oraz w Państwowej Inspekcji Pracy. Wszędzie zostały odprawione z kwitkiem.

- Pan w PIP, który nas przyjął i zobaczył, że mamy umowę śmieciową, tylko się uśmiechnął i potraktował nas jak śmieci, mówiąc, że same jesteśmy sobie winne, bo pracowałyśmy na takich warunkach. Przecież nikt studentowi na okres wakacji nie da normalnej umowy o pracę - mówi Justyna.

Pokojowe rozwiązanie

Zwróciliśmy się do właściciela firmy call center Piotra Gorczycy z pytaniem, dlaczego nie wypłacił zatrudnionym przez firmę studentkom pensji za sierpień i co z ich poborami za 3 tygodnie pracy we wrześniu.

- Już nie prowadzę tej firmy. Zatrudnione dostaną pisma urzędowe o sposobie załatwienia tej sprawy. Załatwimy to pokojowo, zresztą nie będę o tym rozmawiał - uciął rozmowę.

Mimo że twierdzi, iż firmy nie prowadzi, w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej nadal widnieją jego dane.

- To, że pracodawca przestał prowadzić firmę, nie oznacza, że jest zwolniony od zobowiązań - mówi mecenas Izabela Pączek z kancelarii adwokackiej Pączek, Lubas, Pawluś. - Trzeba skierować sprawę do sądu o zapłatę zaległego wynagrodzenia. Opłata wynosi 5 procent przedmiotu sporu. Jeśli panie przyjdą do naszej kancelarii, pomożemy im napisać pozew - zapewnia mecenas Pączek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24