Dwadzieścia lat sąsiedzkiego spokoju było w Węglówce. Do domu Brysiów dojeżdżało się bez problemu, a i Filipowie mieli dojazd do swojej prawie 100-arowej działki. Fakt, że droga „zwyczajowa” była, po terenie państwa J. biegła, ale ludzie korzystali z niej, nim jeszcze państwo J. kupili teren od poprzednich właścicieli.
Zresztą - zapewniają tu niektórzy - dawniej te prawie 200 metrów drogi miało swój numer na mapkach geodezyjnych. Nikt nie kwestionował, że chodzić i jeździć tędy wolno, choć nikt też nie kwestionuje, że po prywatnym terenie biegł ten szlak. I kiedy przed 20 laty państwo J. kupili działkę razem z domem i tą drogą, też nikomu nie bronili tędy jeździć.
Zresztą tłoku na drodze nie było, tylko Brysiowie regularnie jej używali, bo to jedyna droga dojazdowa do ich posesji. Filipowie korzystali z niej sporadycznie, kiedy trzeba było te 100 arów nieużytków wykosić. Nijakich sąsiedzkich sporów nie było. Przez płot zapraszali się wzajemnie na kawę, drobny sprzęt gospodarski sobie pożyczali. Aż do marca 2019 roku, kiedy to w poprzek drogi stanął szlaban. Solidny, stalowy, w barwy narodowe pomalowany. I zapinany, żeby nikt nie mógł go ruszyć. Szlaban nie tylko teren podzielił, sąsiadów też, a dotychczas poprawne relacje szlag trafił.
Na noszach przez las
Przekonana jest o tym Katarzyna Bryś - Ziemiańska, na stałe w Niemczech mieszkająca szwagierka Romana. On sam zresztą też.
- To było w lipcu, kolega przyjechał wykosić mi pole, bo po tamtej stronie szlabanu mamy kawałek pola. Musiał drogą przejechać, więc razem uchyliliśmy na chwilę szlaban. Przyleciał sąsiad, zaczął straszyć policją. Kolega tłumaczył, że zawsze się tędy jeździło, a on nie na złość, tylko musi. Po czym do mojej mamy przyleciała sąsiadka. Wpadła do domu, nakrzyczała na nią strasznie i poszła. Po tym mama zasłabła w pokoju. Wydawało się, że nie żyje, więc moja żona Karolina zaczęła ją reanimować, zadzwoniliśmy na pogotowie
- opowiada Roman Bryś.
Normalnie pogotowie przyjechałoby tą sporną drogą, wprost pod dom Brysiów, ale nie tym razem, bo na drodze stał szlaban. W takiej sytuacji karetka mogła dojechać z asfaltowej drogi tylko od drugiej strony domu. Zatrzymała się pod budynkiem szkoły, bo w tym miejscu kończył się asfalt i jakikolwiek szlak dla ruchu kołowego. Można było jeszcze tylko leśną drogą przez ok. 200 metrów dojść do Brysiów, więc obsługa karetki wzięła nosze i ruszyła ścieżką. Przez drewniany mostek, który Roman zbudował na szerokim potoku, bo inaczej Brysiowie w ogóle byliby odcięci od świata. Mamę Lucynę ułożono na noszach i znów - 200 metrów pieszo do karetki.
Rodzina: umarła przez zamknięty szlaban
Nie pomogło, mama Lucyna zmarła po dwóch dniach spędzonych w w szpitalnym OIOM-ie. Okazało się, że miała guza mózgu, który tamtego dnia pękł. Brysiowie uznali, że gdyby nie ta awantura z sąsiadką, może by nie pękł. A jeśliby nawet pękł, to gdyby karetka i medycy mogli dotrzeć do pani Lucyny wcześniej, może dałoby się to życie uratować?
Katarzyna Bryś - Ziemiańska napisała do Prokuratury Rejonowej w Krośnie doniesienie o podejrzeniu popełniania przestępstwa.
”Niniejszym zawiadamiam, iż Państwo J. poprzez awanturę przyczynili się do śmierci Lucyny Bryś i niedopuszczenie karetki pogotowia celem ratowania życia”.
Jest i o szlabanie, jest o czterech w ciągu miesiąca przypadkach „nasłania” przez państwo J. policji na Brysiów. Doniesienie o narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia złożyła też Karolina Bryś, żona Romana.
Policja odmówiła wszczęcia postępowania „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa”. Bo nie dało się znaleźć dowodu, że śmierć Pani Lucyny miała związek ze szlabanem i awanturą.
- Męża podczas tego zdarzenia nie było w domu, policja mnie wypytała o to zdarzenie. Krzyśka już nawet nie próbowano pytać, w takim był stanie - potwierdza Karolina.
Szlaban zatrzymał też samochód pogrzebowy
To był lipiec 2019 r. We wrześniu zmarł Krzysiek, brat Romana. Za tę śmierć trudno było obwiniać szlaban, bo Krzysiek powoli umierał na raka płuc. Jak mu się pogarszało, Roman wzywał pogotowie, żeby sztuka medyczna dała mu jeszcze trochę czasu po tej stronie życia. We wrześniu ub. roku odszedł ostatecznie, po ciało przyjechał wóz zakładu pogrzebowego. Do domu Brysiów nie dojechał, bo szlaban, wóz został przy drodze asfaltowej.
- Przyszli z noszami, ułożyliśmy ciało brata na noszach i polami do tego wozu. Jak kondukt pogrzebowy wyglądało
- opowiada Roman.
Już parę miesięcy wcześniej mieli przedsmak tego, co tym razem się wydarzyło. Krzysiek nagle zapadł się w sobie, padł na podwórku, wydawało się, że jest już na granicy, wezwali pogotowie. Pogotowie nie mogło dojechać, bo szlaban.
- Odpaliłem bziuka, taki traktorek z przyczepką - opowiada Roman. - Krzyśka na przyczepkę i powiozłem do karetki.
Policja, prokurator, mandaty i sąd
Zdarzyło się, że szlaban został uszkodzony, jego właściciele natychmiast wezwali policję. Nie pierwszy raz zresztą. Oskarżyli Romana, że to on dokonał dewastacji.
- Przyjechała policja, więc im tłumaczę, że jestem po dwóch udarach, nawet gdybym chciał, to nie mógłbym dźwignąć żelastwa Rzeczywiście skutki udarów po nim widać, ma trudności nawet z poruszaniem się, kiedy prowadzi na koniec swojej posesji, żeby pokazać ten biało-czerwony szlaban. I tylko na koniec posesji, ani kroku dalej, bo dalej to już teren sąsiada
- tłumaczy Roman Bryś.
- Po co mi kolejny kłopot - tłumaczy. - Pewnie znów siedzą przy oknie, tylko czekają na taką okazję, żeby wezwać policję.
Karolina dodaje, że policja bywa u nich: pies im się zerwał i pobiegł pod ogrodzenie sąsiadów, żeby poszczekać na „ichniejszego psa” - już zawiadomienie do prokuratury, że go specjalnie spuścili z uwięzi.
- Sto złotych mandatu za to zapłaciłem - przyznaje Roman. - A sąsiedzi zażądali, żeby to był tysiąc.
Przez ten szlaban swoją drogę krzyżową mają też Filipkowie. W domu już nikt nie mieszka, pani Janina wyniosła się, ale dom został, do niego można się dostać, ale nie do tych 100 arów za szlabanem, które trzeba kosić, żeby dostać dopłaty unijne. A żeby kosić, trzeba tam dojechać.
- Na wiosnę ubiegłego roku mam złożyła w sądzie pozew o ustanowienie drogi koniecznej przez zasiedzenie. Tej samej drogi, którą jeździło się od niepamiętnych czasów, a na której teraz stoi szlaban. Nawet jak ten dojazd potrzebny nam teraz raz w roku, to w przyszłości mógłby na tej działce stanąć dom. Do niego też potrzebny byłby dojazd, potrzebny, żeby ten dom w ogóle zbudować. Rozprawę w sądzie mamy mieć 12 listopada
- wyjaśnia pani Renata, córka Janiny.
Nie jest pewna, czy to ta rozprawa z ich inicjatywy, czy ta druga - z inicjatywy sąsiadów. Bo jak oni założyli swoją sprawę sądową, sąsiedzi kontratakowali swoją.
- O naruszenie ich własności i bezumowne użytkowanie - precyzuje pani Renata. - Że - jak jeszcze nie było szlabanu - jeździliśmy po tej drodze, żeby wykaszać działkę. Choć przez wszystkie te lata przecież wcale nam nie bronili.
Szlaban jak stał, tak stoi
Parę dni temu „na miejscu zbrodni” pojawiła się komisja sądowa. Pani Renata nie bardzo wie, w intencji której z tych spraw się pojawiła. Roman Bryś też nie wie, widzi za to efekty:
- Powbijali takie biało-czerwone słupki wzdłuż drogi - opisuje stan rzeczy. - Ale szlaban jak stał, tak stoi.
Współwładająca z mężem sporną drogą pani Danuta od pierwszej chwili jest coraz bardziej nieufna. Potwierdza jednak, że 12 listopada ma być sądowa rozprawa „o zasiedzenie”. I tyle. O istocie i przebiegu sporu nie chce rozmawiać. O tym, dlaczego z mężem zdecydowali się postawić szlaban, tym bardziej.
- Do „Nowin“ ma to iść? - chce się upewnić. - Kto to dał do redakcji takie coś? Pani Filipowa? To już szczyt wszystkiego. To my będziemy w sądzie rozmawiać.
Potwierdza jeszcze, że oni też Filipom założyli sprawę o bezumowne użytkowanie szlaku.
- Płacimy od tej drogi podatki, a od Filipów raz na rok ktoś nią przejeżdżał, chociaż wcale tam nie mieszkają - tłumaczy nieco chaotycznie. - A z panem nie będę na ten temat rozmawiać.
Na koniec rzuca obietnicę, że „osoba, która udostępniła redakcji jej prywatny numer telefonu, będzie za to odpowiadać”. ”I będzie miała problem”. Co zapowiada, że złych emocji między sąsiadami żaden wyrok żadnego sądu nie stłumi.
- Na przestrzeni ostatniego roku policjanci podjęli 5 interwencji, dotyczących sąsiedzkich nieporozumień w miejscowości Węglówka. Powodem zgłoszeń były awantury sąsiedzkie. Z uwagi na charakter sporu, organem kompetentnym do podejmowania rozstrzygnięć w sprawie jest sąd
- precyzuje asp.szt. Paweł Buczyński, rzecznik krośnieńskiej policji.
ZOBACZ TEŻ: Czy w G2A Arena w Jasionce powstanie szpital tymczasowy? Komentuje wojewoda Ewa Leniart
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Afterparty u Gąsowskiego ujawnione. Bąbelki w kieliszku i akademickie towarzystwo
- Nie uwierzycie, co Daniel Martyniuk wyczynia tuż po weselu! Wrócił do formy
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA
- Tak NAPRAWDĘ żyje matka dziecka Kevina, co z pieniędzmi od faceta Roksany?