Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szybcy i wściekli - nielegalne wyścigi na ulicach Rzeszowa

Anna Ryznar
Najpierw ustalane jest miejsce i kto z kim ma się ścigać. Potem dwa auta ustawiają się równolegle obok siebie i czekają na sygnał... Start!
Najpierw ustalane jest miejsce i kto z kim ma się ścigać. Potem dwa auta ustawiają się równolegle obok siebie i czekają na sygnał... Start! Krzysztof Kapica
Kręci ich prędkość i adrenalina. Wskakują w swoje wypasione bryki i zjeżdżają się w umówione miejsca. Spotykają się nocą. Wtedy ulice miasta są puste i można docisnąć gaz do dechy. Jacy są naprawdę szybcy i wściekli z Podkarpacia?

Ścigający się nie są bezkarni

Ścigający się nie są bezkarni

Paweł Międlar, rzecznik prasowy Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie:- Jeśli ktoś łamie prawo i myśli, że może to robić bezkarnie, jest w błędzie. Ścigającym się po ulicach wydaje się, że policja tylko podjeżdża i nic nie robi, dlatego mogą spokojnie przekraczać prędkość i łamać przepisy. Tymczasem funkcjonariusze sprawdzają dokumenty kierowców, obserwują i odnotowują osoby, co do których zachodzi podejrzenie łamania prawa. Często na komisariat wzywani są świadkowie, którzy mają pomóc w ustaleniu tożsamości osób łamiących prawo. Takie wyścigi odbywają się nie tylko na terenie Rzeszowa. Sygnały mamy z całego województwa. Mieszkańcy okolicznych domów, gdy tylko usłyszą pisk opon, wzywają policję, bo się boją. Młodzi czerpią wzorce z filmów i gier, a później wypróbowują możliwości swoje i swoich aut na drogach. Nie myślą o konsekwencjach, a przecież takie wyścigi mogą zakończyć się tragicznie nie tylko dla samego kierowcy, ale i dla innych uczestników ruchu drogowego.

Wydawałoby się, że moda na streetracing, czyli nielegalne wyścigi, jeszcze do nas nie dotarła. A jednak znalezienie maniaków ulicznego ścigania nie jest takie trudne. Założyli stronę internetową, mają forum, na którym ustalają godziny i miejsca spotkań.

Zbiórka przed Lidlem

Piątek, tuż po godz. 21. Wraz z fotoreporterem Krzyśkiem ruszamy w kierunku Lidla przy ul. Krakowskiej. Tam mają zebrać się miłośnicy samochodów, prędkości i adrenaliny. Tuż przed Nowym Światem wyprzedza nas kilka aut.

- Ciekawe, czy to oni - zastanawiamy się. Dwa obserwowane przez nas auta wjeżdżają na parking przy Tesco. My za nimi. Tamci parkują na środku placu, my znajdujemy nieoświetlone miejsce niedaleko głównego wejścia do hipermarketu i obserwujemy sytuację zza szyb. Nadjeżdżają kolejne auta, ale nadal nie jesteśmy pewni, czy dotarliśmy we właściwe miejsce.

Przyjaźni streetracingowcy

Pół godziny później słychać mocny odgłos silników i na parking wtaczają się trzy "beemki". Za nimi kolejne - całkiem zwykłe i te "podrasowane" samochody.

Jednak, trafiliśmy w dziesiątkę! Gdy zauważamy ciekawskie spojrzenia kierowane w naszą stronę, decydujemy się wysiąść. Dopada nas trójka szeroko uśmiechających się mężczyzn.

- Cześć, jestem Robert - wysoki, zakapturzony chłopak przyjaźnie podaje rękę.

- Hej, żółwik. Jestem Przemek - podajemy ręce kolejnym osobom i nie możemy się nadziwić, że są tak otwarci na nieznajomych.

Chłopak w czapce z daszkiem, który przedstawia się jako Maciek, pyta, czy chcemy się ścigać. Kręcimy przecząco głowami. - Boję się prędkości, więc tylko popatrzę - zaznaczam skromnie. Chłopcy się śmieją.

- Takich osób jest więcej - mówi Maciek. - Są ciekawi, chcą w jakiś sposób dostać się do ekipy, nie chcą się ścigać, a boją się nawet wysiąść i porozmawiać. Tylko obserwują i odjeżdżają.

Nocą na rzeszowskich ulicach

Na parkingu robi tłoczno. Przyjeżdżają kolejne auta, ludzie gromadzą się w podgrupach, rozmawiają, najczęściej, oczywiście - o samochodach. Większość, to mężczyźni w wieku od 20 - 30 lat.

Niektórzy przywieźli swoje dziewczyny, ale - jak się dowiadujemy - ścigających się pań jest niewiele. Większość amatorów nocnego ścigania motoryzacją zajmuje się na co dzień. Poza tym są właściciele własnych firm, początkujący biznesmeni, a także studenci.

- No to gdzie wyruszamy? - pada wreszcie pytanie. Grupki naradzają się i zapada decyzja. - Jedziemy na Sikorskiego.

Na puste ulice miasta wyjeżdża sznur kilkudziesięciu samochodów. Choć nie jestem zwolenniczką wyścigów, prędkości, ani łamania prawa, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest w tym coś ekscytującego.

Im bardziej nielegalne, tym bardziej pociągające

Im bardziej nielegalne, tym bardziej pociągające

Paweł Górniak, psycholog z Rzeszowa:- Ludzie ścigają się dla adrenaliny, a od niej bardzo szybko można się uzależnić. Im bardziej wyścigi są nielegalne, tym bardziej są pociągające. Myślę, że takie ściganie się może być pewnego rodzaju próbą udowodnienia własnej wartości i podniesienia samooceny. Angażowanie się w coś niebezpiecznego sprawia, że czujemy się lepsi i odważniejsi. Takiemu uczestnikowi wyścigów wydaje się, że należy do elity, do zamkniętego kręgu, do którego nie każdy ma dostęp. To działa na zasadzie "Ja wiem coś, czego ty nie wiesz i potrafię coś, czego ty nie potrafisz". To sprawia, że ścigający się mają psychologiczną przewagę i w konsekwencji otoczenie zaczyna ich podziwiać.

Policja zawsze obecna

Dopiero gdy dojeżdżamy na miejsce i parkujemy w uliczce schowanej za ekranami akustycznymi, możemy stwierdzić, ile tak naprawdę ludzi bierze udział w streetracingu.

- Dużo? Dziś jest ze trzydzieści aut. To wyjątkowo mało - śmieje się Robert, słysząc moje uwagi. - Zwykle przyjeżdża dwa razy tyle i jest dwa razy więcej ludzi. Informacje zamieszczane są na forum, więc przyjeżdża kto chce. Gdyby zjechali się wszyscy, byłoby nas ze 200 osób i 80 samochodów.

- Nie boicie się, że przyjedzie też ktoś, kogo byście nie chcieli? - dopytuję.
- Jeśli masz na myśli policję, to zjawia się za każdym razem - mówi Robert. - To zwykle tylko kwestia czasu....

Na nielegalu zasady też obowiązują

Stajemy przy ulicy. Po drugiej stronie gromadzi się tłumek gapiów. Kierowcy rozgrzewają swoje auta i ustawiają się na dwóch pasach.

Jak się okazuje, nawet nielegalnymi ulicznymi wyścigami rządzą zasady. Odbywają się na prostych dwupasmowych drogach. Organizowane są późnymi wieczorami, albo nocą, gdy na drogach ruch zamiera. W jednym momencie ścigają się tylko dwa samochody i nie mogą przekroczyć wyznaczonego odcinka trasy. Poza tym w autach siedzą tylko kierowcy.

- Pasażerowie rozpraszają, a poza tym... ważą. Im cięższy samochód, tym wolniej jedzie - tłumaczy Rafał. - Auta muszą mieć równy start. Zwykle między nimi staje jedna osoba, która rękami daje sygnał. Czasem auta startują na trzeci sygnał klaksonu.

Jego ostatnie słowa zagłusza ryk silników i pisk opon. Wystartowali. Nie wiem, kto pierwszy, kto ostatni, nie znam osób za kierownicami ani nawet marek samochodów...

Ale emocje i ciekawość biorą górę. Rozpycham gapiów i staję z przodu. Fotoreporter gdzieś znika, próbując zrobić dobre zdjęcie. Jest ciemno, więc nie ma łatwego zadania. Ryk silników. Obok mnie ulicą z zawrotną prędkością pędzi auto.

- Spokojnie - mówi jakiś chłopak. - Jeszcze nigdy nic złego się nie stało.
Ale ja dezerteruję. Opuszczam pierwszą linię i chowam się między ludzi.
- Często tu przychodzisz? - pytam stojącą obok dziewczynę.
- Jestem pierwszy raz. Przyjechałam z kolegą z Łańcuta. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego odbywa się w Rzeszowie - mówi. - Jest zupełnie jak w filmie "Szybcy i wściekli".

Uwaga, policja!

Po chwili wszystko cichnie. Słychać tylko szepty: uwaga, policja. Stoję jak wryta. Fotoreportera Krzyśka nigdzie nie widać, a radiowóz jedzie w moim kierunku. Pierwsza myśl - uciekaj. Ale zaraz rozsądek podpowiada, że nic złego nie robię. Jestem przecież w pracy...

- Stój spokojnie. Najwyżej nas spiszą - mówi Przemek, widząc moje zmieszanie. - W najgorszym wypadku sprawdzą komuś auto i wystawią mandat za brak gaśnicy, czy kamizelki. Kierowcom nie udowodnią, z jaką prędkością kto jechał, bo radarów tu nie ma, a ocena "na oko" to żaden dowód. No nic, spadamy...

Radiowóz zatrzymuje się. Jeden z funkcjonariuszy wysiada, a tłum nadal się przygląda. Policjant podchodzi do auta, które ma włączony silnik, prosi kierowcę o dokumenty i wraca do radiowozu.

Tłum maleje, samochody odjeżdżają. Policjant oddaje kierowcy dokumenty i patrol odjeżdża. Rozglądam się za fotoreporterem. Przybiega po kilku minutach.

- Byłem po drugiej stronie ulicy - woła. - Ale nie wiem, czy udało mi się uchwycić ten wyścig. Za szybko jechali...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24