Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicze zabójstwo pracownika kantoru ze Stalowej Woli. Odsłaniamy kulisy śledztwa, które niestety nie doprowadziło do wykrycia sprawców

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
Pracownik stalowowolskiego kantoru Marek Jasica zginął 17 stycznia 2001 roku, zastrzelony przez nieustalonych dotąd sprawców. Bandyci posługiwali się bronią palną, byli przebrani za policjantów i mieli samochód stylizowany na radiowóz
Pracownik stalowowolskiego kantoru Marek Jasica zginął 17 stycznia 2001 roku, zastrzelony przez nieustalonych dotąd sprawców. Bandyci posługiwali się bronią palną, byli przebrani za policjantów i mieli samochód stylizowany na radiowóz Archiwum prywatne/Magazyn Kryminalny 997
Pracownik kantoru ze Stalowej Woli zginął w Podgórzycach w powiecie grójeckim od strzału w głowę z broni palnej. Choć od tej zbrodni minęły 22 lata, jej sprawcy wciąż są na wolności. Bandyci przebrali się za policjantów, mieli też "radiowóz" z oryginalnymi tablicami rejestracyjnymi. Skąd? Odsłaniamy kulisy sprawy, o której dotąd szerzej nikt nie informował.

Tajemnica zabójstwa pracownika kantoru ze Stalowej Woli

Był mroźny wieczór, 17 stycznia 2001 roku. Dochodziła godzina 21, kiedy czerwony seat toledo z oznaczeniami taxi i tablicami rejestracyjnymi zlikwidowanego dwa lata wcześniej województwa tarnobrzeskiego, minął Górę Kalwarię i jadąc dalej drogą krajową numer 79 kierował się w stronę Kozienic, Ożarowa, Sandomierza i docelowo - Stalowej Woli. Kierujący taksówką Bogusław Sz. i 44-letni Marek Jasica - nieformalny ochroniarz największego stalowowolskiego kantoru, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Jak to zwykle w trasie, a jechali razem nie pierwszy raz. W aucie wieźli 411 tysięcy złotych od właściciela kantoru walutowego z Piaseczna (byli u niego w domu na warszawskim Wilanowie), któremu po wymianie zostawili 100 tysięcy dolarów od właściciela kantoru w Stalowej Woli.

CAŁY ODCINEK MAGAZYNU 997 Z 2 MARCA 2023 ROKU

Radiowóz

Ktoś musiał wiedzieć, że nie jadą tą trasą przypadkiem. I ktoś wiedział, że wiozą gotówkę. Dla jednych ogromną, dla innych tylko sporą. Kto ich wystawił jako cel? Ktoś z bliższego lub dalszego otoczenia właściciela kantoru ze Stalowej Woli, czy może ktoś znający kontakty kantorowca ze stolicy? A może ktoś jeszcze inny... Podobne wymiany walut między tymi i innymi osobami działającymi w tej branży, były częste i regularne od wielu lat, toteż wielu znało zwyczaje panujące w środowisku. Bywało, że podobnych wymian było nawet po kilka w miesiącu. Przy okazji dawała o sobie znać rutyna, co ułatwiało sprawcom, nie tylko tego przestępstwa, działanie. To poruszanie się na tych samych trasach tych samych konwojentów, w podobnych godzinach i tymi samymi samochodami...

W okolicy Ostrówka w powiecie grójeckim, kierowca i pasażer seata toledo zauważyli stojącego przy prawym poboczu policyjnego busa. Tak im się przynajmniej wydawało, bo volkswagen transporter oklejony był napisami POLICJA, białymi pasami i na dachu miał belkę ostrzegawczą (sygnalizacyjną) z włączonymi światłami błyskowymi. Taksówkarz dostrzegł, że osoba siedząca w radiowozie dawała mu czerwonym światłem znaki do zatrzymania, jednak miał pewne wątpliwości i początkowo jedynie zwolnił. Dopiero po chwili, po konsultacji z pasażerem i widząc jadący z włączonymi kogutami radiowóz, zjechał na pobocze i zatrzymał seata.

To nie był film

Wkrótce okazało się, że decyzja o zatrzymaniu taksówki była najgorszą z możliwych, o czym nie mógł wówczas wiedzieć ani jej kierowca ani pasażer. Z „radiowozu” wyskoczyło trzech mężczyzn w kurtkach i czapkach policjantów drogówki (czwarty, bez munduru, siedział za kierownicą volkswagena). „Mundurowi” krzyczeli, że to napad. Do taksówki od strony kierowcy podbiegł jeden „policjant” i wymachując pistoletem zmusił Bogusława Sz. do otwarcia drzwi i siłą wyciągnął go na zewnątrz. Do drzwi od strony pasażera doskoczyło dwóch bandytów - jeden z nich miał długą broń palną. Otworzyli drzwi, jeden z nich uderzył konwojenta i wywlókł go z auta.

Obaj pokrzywdzeni zostali wrzuceni do volkswagena, gdzie musieli położyć się twarzami do podłogi. Volkswagen ruszył w kierunku pobliskich Podgórzyc i zatrzymał się blisko działek rekreacyjnych, na skraju lasu. Jeden z bandziorów wskoczył za kierownicę seata i również przyjechał w to miejsce. Jak ustaliła w śledztwie prokuratura, sprawcy wyciągnęli pokrzywdzonych z transportera i postawili przy samochodzie.

Ucieczka

W pewnej chwili napastnik trzymający długą broń automatyczną strzelił w głowę konwojenta. Kiedy ten, brocząc krwią zaczął się osuwać, taksówkarz trzymany przez drugiego z bandziorów, zaczął się z nim szamotać, jednocześnie przesuwając się o kilkanaście metrów. Usłyszał kolejne strzały. W tym czasie już uciekał, biegnąc przed siebie w nieznanym terenie. Zdołał się wyswobodzić, wyślizgując napastnikowi, któremu zostały w rękach zdjęte sweter i koszulka należące do Bogusława Sz.

- Akuratnie się wyrwałem. Jak ja biegłem, to już nie patrzyłem na siatki, na druty kolczaste, nic wtedy. Bez koszulki, styczeń. Bo jemu w rękach zostało wszystko to moje, bo mi przez głowę przeszło - wspominał taksówkarz w rozmowie z Szymonem Wochalem, reporterem Magazynu Kryminalnego 997, który wrócił do sprawy po 22 latach, z nadzieją rozwikłania zagadki.

Odcinek dotyczący niewyjaśnionego zabójstwa wyemitowano w czwartek, 2 marca (materiał nie zawiera rekonstrukcji zdarzeń): Magazyn Kryminalny 997 - zabójstwo Marka Jasicy ze Stalowej Woli (WIDEO)

Po około 40 minutach przerażonemu taksówkarzowi udało się dotrzeć do domów w miejscowości Potycz, skąd telefonicznie powiadomiono policję. Na miejscu funkcjonariusze znaleźli porzuconego volkswagena transportera, przy którym leżały zwłoki Marka Jasicy. Nieopodal stał czerwony seat toledo z oznaczeniami taxi, ale nie było w nim torby z pieniędzmi, które mężczyźni wieźli do Stalowej Woli.

Oględziny

Podczas oględzin miejsca zdarzenia policjanci zabezpieczyli kilka łusek od nabojów kaliber 9 milimetrów, trzy pociski i w torbie blisko 20 nabojów. W czasie sekcji zwłok na ciele konwojenta opisano cztery rany postrzałowe - głowy, barku i dwie klatki piersiowej. Śmiertelna była ta pierwsza.

Jak się okazało, volkswagen transporter wykorzystany przez sprawców, został skradziony początkiem października 2000 roku w Warszawie i przemalowany na policyjne barwy. Założono na nim tablice rejestracyjne skradzione miesiąc później z jednego z policyjnych radiowozów. Sprawców żadnej z tych kradzieży nie wykryto, a postępowania po dwóch tygodniach umorzono z powodu niewykrycia sprawców.

Dokładnie taka sama była przyczyna umorzenia śledztwa w sprawie zabójstwa Marka Jasicy w związku z rozbojem, którą podjęto w kwietniu 2002 roku. Wcześniej policjanci pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Radomiu przeprowadzili szereg czynności śledczych, także operacyjnych. Szukano różnych tropów, sprawdzano różne motywy, analizowano szereg zabezpieczonych śladów - osmologicznych, daktyloskopijnych czy wyizolowanych kodów genetycznych DNA. Porównania tych śladów z dowodami
pobranymi od wielu osób mogących mieć związek ze sprawą, dały wynik negatywny. Sprawdzano też bilingi telefoniczne różnych osób w okolicy miejsca zdarzenia, choć wówczas jeszcze można było kupić nierejestrowane karty telefoniczne.

„Grupa markowska”

- Starano się ustalić krąg osób, które mogą mieć wiedzę oraz środowisko właściciela kantoru ze Stalowej Woli i ustalono, że kilka lat wcześniej miała miejsce bardzo podobna sytuacja, ponieważ został on również napadnięty podczas przenoszenia gotówki i również podczas tamtego zdarzenia została użyta broń palna. W tamtej sprawie zostały ustalone osoby, został nawet skierowany akt oskarżenia, niemniej jednak sąd uniewinnił oskarżonych o dokonanie tamtego przestępstwa - mówiła prokurator Agnieszka Borkowska z Prokuratury Okręgowej w Radomiu, w programie Magazyn Kryminalny 997.

W 2004 roku w Stalowej Woli doszło do napadu na konwojenta niosącego 600 tysięcy dolarów z tego samego stalowowolskiego kantoru. Tam również padły strzały z broni palnej. W tej sprawie wyroki usłyszało czterech członków tak zwanej „grupy markowskiej” z podwarszawskich Marek. Wówczas to, w trakcie procesu przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu, powróciło wspomnienie niewyjaśnionej sprawy zabójstwa Marka Jasicy. Mówił o tym Artur W. ze Stalowej Woli - to on wystawił przestępcom „grupy markowskiej” kilka ofiar napadów, między innymi swojego byłego pracodawcę, właściciela kantoru w Stalowej Woli.

- Kiedy przed napadem w 2004 roku do Stalowej Woli przyjechali ludzie z Warszawy, czyli Adam, „Czeczen” i „Gabryś”, to pojawił się temat napadu z 2001 roku - mówił przed tarnobrzeskim sądem w 2009 roku Artur W. - „Gabryś” mówił mi, że tamten napad „nagrał” syn właściciela kantoru, z którym K. (właściciel kantoru w Stalowej Woli) robił interesy. Mówił, że wie, kto zastrzelił Marka Jasicę, że ten gość teraz siedzi.

Z dokumentów zgromadzonych w oku śledztwa wynika, że prokuratura zbadała różne wątki, w tym również dotyczące między innymi syna kantorowca z Piaseczna i również Artura W. ze Stalowej Woli. Nie wykazano jednak ich związków ze sprawą.

Czy sprawę zabójstwa konwojenta pod Podgórzycami uda się kiedykolwiek rozwikłać? Śledczy mają nadzieję, że tak. Bez wątpienia wciąż żyją sprawcy, zleceniodawcy lub osoby mające wiedzę na ten temat.

Fragment programu Magazyn Kryminalny 997 wyemitowanego 2 marca 2023 roku

Magazyn Kryminalny 997 o zabójstwie pracownika kantoru ze St...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24