Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajlandia - kraj, w którym dzieckiem może być... lalka [ZDJĘCIA]

Katarzyna Kaczorowska
Fot. Anna Gondek-Grodkiewicz
Jej fotograficzna opowieść o lalkach, które są jak prawdziwe dzieci, zdobyła uznanie krytyków. Anna Gondek-Grodkiewicz pokazała nieznaną twarz Tajlandii. I ludzi, którzy ją zamieszkują.

Za fotoreportaż z Tajlandii zdobyła Pani Grand Press Photo, ale pojechała Pani tak daleko, bo?
Tokijskie biuro największej na świecie amerykańskiej agencji fotograficznej, Magnum Photos, ogłosiło konkurs finansowany przez producenta sprzętu fotograficznego. Do wygrania były warsztaty prowadzone przez Davida Alana Harveya, legendę „National Geographic”, i „New York Timesa”, którego życie stało się inspiracją do napisania scenariusza filmu „Co się zdarzyło w Madison County” z Clintem Eastwoodem i Meryl Streep. Drugim prowadzącym był Jacob Aue Sobol, duński fotograf, kolejna gwiazda Magnum, o bardzo charakterystycznym i niepowtarzalnym stylu. A same warsztaty odbywały się w Tajlandii, w Bangkoku.

Jak rozumiem, najpierw Pani oszalała ze szczęścia, że znalazła się w tym projekcie. A potem oszalała po raz drugi, jak już wylądowała na miejscu.
Można tak powiedzieć. Warsztaty z takimi mistrzami fotografii to naprawdę duża rzecz. Oczywiście jechałam już z pomysłami. Pierwszym były mniszki buddyjskie. Klasztory buddyjskie kojarzone są z mężczyznami, a ja chciałam się dowiedzieć, czy kobiety też są mniszkami. Okazało się, że tak, choć nie jest to tak nagłośnione. Pojechałam więc do ich klasztoru i nocowałam w nim. Zdjęcia były fantastyczne, szczególne te wykonane o wschodzie słońca, ale w takich materiałach musi być coś więcej.

Tajemnica?
Tak. Kiedy byłam w Tajlandii, umarł król panujący ponad 70 lat, co jest jednym ze światowych rekordów w historii monarchii. To była wielka tragedia narodowa i postanowiłam ją opowiedzieć obrazem. Po zameldowaniu się w hotelu wzięłam aparat i poszłam robić zdjęcia. Dowiedziałam się, że ludzie gromadzą się pod pałacem królewskim ze świecami i lampionami, żeby wspólnie przeżywać żałobę i rozpalić światło dla króla. Koniecznie chciałam tam być. Cieszyłam się też, że już na pierwszy dzień zajęć będę miała gotowy materiał do omówienia. Jak się okazało, ostatecznie skomplikowało to moją sytuację, bo kiedy robiłam zdjęcia pod pałacem królewskim, pozostali uczestnicy warsztatów brali udział w wernisażu wystawy jednego z naszych nauczycieli. Ja też bardzo chciałam z nimi być, ale już po wielu godzinach spędzonych pod pałacem dowiedziałam się, że żadne środki transportu nie jeżdżą. Metro zostało wyłączone, a do łodzi, które są popularnym środkiem transportu w Bangkoku, ustawiały się niewyobrażalne kolejki. Pozostało więc wracać na piechotę lub motocyklem. W ten dzień ludzie bardzo sobie pomagali, oferując darmowe podwożenie, ale nie można było wskazać miejsca, gdzie chce się dojechać, tylko jechać tam, gdzie jechał kierowca. Kiedy po kilku godzinach wydostałam się z tego ogromnego tłumu, przesiadając się czterokrotnie z motocykla na motocykl, było już po wystawie. I oczywiście pierwszego dnia warsztatów padło pytanie, czemu nie byłam na wernisażu. W odpowiedzi pokazałam zdjęcia.

Prawdziwe wejście smoka.
Miałam taką nadzieję, choć był to wernisaż fotografa, któremu pokazałam zdjęcia spod pałacu.

Czytaj także: Lalki - nietypowa pasja matki i córki z Człuchowa [ZDJĘCIA]

Nie zaspokoiła Pani jego ego, ale za to zaspokoiła jego ciekawość.
Rzeczywiście. (śmiech) Potem, zgodnie z planem, pojechałam do żeńskiego klasztoru buddyjskiego. I znów okazało się, że zrobiłam coś ciekawego, tylko że dla mnie nie było to odkrywcze. Zaczęłam też eksperymentować z tematem lady-boyów, czyli tak zwaną trzecią płcią. To chłopcy i mężczyźni, Tajowie, którzy od dzieciństwa uważają się za dziewczęta i noszą dziewczęce, a potem damskie ubrania. Próbowałam ten temat pokazać jakoś inaczej, bardziej intymnie niż znamy to w Polsce, ale znowu nie byłam zadowolona z efektów i czułam, że nie dotarłam do celu, który sobie wyznaczyłam.

I kiedy Pani do niego dotarła?
Któregoś dnia zobaczyłam na ulicy osobę z lalką. Najpierw myślałam, że to dziecko, później, że to jednak lalka, ale byłam przekonana, że kupiona dla dziecka. Zaczęłam drążyć temat, szukać informacji w internecie. W międzyczasie poznałam kilka osób i przez lady-boya, któremu wcześniej robiłam zdjęcia, skontaktowałam się z kobietą o imieniu Tippie. Łańcuszek się zamknął, kiedy okazało się, że jej przyjaciółka Ah Mui jest tą osobą, której szukałam - a szukałam kogoś, dla kogo lalka nie jest zabawką, ale dzieckiem, przyjacielem, towarzyszem.

Nie ma przypadków?
Ten łańcuszek z pozoru wydaje się nieznaczący, ale jak się nad nim zastanowić, to z jakiegoś powodu z setek lady-boyów wybrałam tego konkretnego, a on z jakichś powodów przyjaźnił się z Tippie, która zaprowadziła mnie do Ah Mui.

Może to ten klasztor buddyjski zadziałał? Większości z nas Tajlandia kojarzy się z egzotyką i seksturystyką. A Pani dotknęła czegoś kompletnie nieznanego na Zachodzie. W haitańskim wudu istotnym elementem czarów jest lalka; te tajlandzkie historycznie miały czekać na wędrujące dusze, ale dzisiaj pełnią chyba zupełnie inną funkcję.
Próbowałam dowiedzieć się, jakie dusze miały chować się w tych starych, glinianych figurkach. Poznałam dwie ciekawe, ale różne koncepcje. Zazwyczaj przyjmuje się, że zjawisko to wywodzi się z wielowiekowego zwyczaju stawiania glinianych figurek w domach, w których miały zamieszkać wędrujące dusze przed kolejną inkarnacją, przynosząc mieszkańcom szczęście i bogactwo. Niektórzy wierzą jednak, że w lalkach zamieszkują dusze płodów dzieci, które w wyniku poronień nie urodziły się. Jeden z antropologów z uniwersytetu w Bangkoku stwierdził, że wiara w lalki różni się w zależności od prowincji. Dlatego w różnych częściach kraju funkcjonują różne wyjaśnienia tego zjawiska, ale samo zjawisko uważa się za część buddyzmu tajlandzkiego. Wyznawcy buddyzmu japońskiego, popularnego na południu kraju, nie uznają tej tradycji. Wiara ta wyrasta z folklorystycznych wierzeń tajskich połączonych z buddyzmem. Dlatego ceremonie wprowadzania duszy do lalek są przeprowadzane przez tajskich mnichów buddyjskich. A co do Haiti i wudu to jest to temat, który chciałabym w przyszłości zrealizować.

Czyli nie ma przypadków.
Na to wygląda, ale może to też efekt tego, że jestem czuła na różne sygnały. Wiele osób na pewno te lalki widziało, ale mało kto się nad nimi zastanowił. We wszystkich swoich tematach próbuję dotykać pewnej mistyki, magiczności, może właśnie przez to, że i świat, i Polska, każdy obszar w innym czasie, tak mocno się przemienia, a kultura z magicznej stała się bardzo racjonalna i naukowa.

Nie byłabym pewna. Wydaje się, że mamy odwrót od paradygmatu oświeceniowego i nagły nawrót czegoś, co nawet trudno jednoznacznie zdefiniować.
Ale zawsze przed wielką zmianą jest pewien regres, by ta zmiana i postęp mogły nastąpić, więc stąd jest opór i lęk przed nowym oraz sentyment za tym, co było, a znika. Zresztą przez ostatnie dekady w Polsce tak wiele się zmieniło. Pokolenie moich rodziców i dziadków musiało się odnaleźć w co najmniej trzech rzeczywistościach politycznych.

Czytaj także: Robot Sophia dostał ludzkie obywatelstwo. Sztuczna inteligencja coraz mocniej wkracza w nasze życie

Na Zachodzie ludzie oswajali się z pono-woczesnością trzy razy dłużej. W Polsce dokonaliśmy zmian w historyczną mikrosekundę. Kiedy za granicą pytają mnie o Polskę, zawsze podkreślam, jakim mądrym i zaradnym narodem jesteśmy, że tego dokonaliśmy. To, co widzimy dziś, to wynik tego, że zbyt szybkie tempo zmian może być dla niektórych nie do zniesienia, szczególnie dla społeczeństwa z tak obciążającą historią; oraz to, że zbyt szybkie transformacje nie dają możliwości na przemyślany, zrównoważony i dojrzały rozwój. Niektórzy ludzie mają dosyć zmian, stąd ten nagły powrót konserwatyzmu i paradygmatów z poprzednich dekad, w tym również, dla mnie nie do zaakceptowania, retoryki autorytarnej. Jednak właśnie przez to, że świat się tak bardzo zmienia, obszary magiczne są jeszcze bardziej magiczne.

W tej racjonalnej rzeczywistości, w której żyjemy, nie szukam szarlatanów czy szaleństw, tylko duchowości, która istnieje ponad religiami. Nie dogmatycznej, ale będącej doświadczeniem duchowym wynikającym z naszej potrzeby psychologicznej. I prawdę mówiąc, nie planowałam, że właśnie takimi tematami się zajmę w mojej fotografii. Po prostu w jakimś momencie zauważyłam pewien klucz w tym, co robię, po jakie tematy sięgam, co mnie interesuje.

Fotografia mówi o duchowości lepiej niż słowo?
Bardzo dużo informacji odbieramy wzrokowo, ale nie każdy temat da się pokazać, niektóre łatwiej opowiedzieć. Na przykład historie mniszek buddyjskich lepiej jest opisać, bo wizualnie nie działo się tam nic zaskakującego, a obraz posługuje się dużą dawką niedopowiedzenia i tajemnicą. Oczywiście możemy ją też wyrazić przez poezję, ale to trudny sposób komunikowania się i nie dla każdego dostępny czy zrozumiały. Moim środkami wyrazu są obraz i muzyka. Oba równie ważne.

Co tajlandzkie lalki powiedziały Pani o niej samej?
Mieszkałam w różnych krajach anglojęzycznych, gdzie rozumiałam, co się dzieje dookoła, i hiszpańskojęzycznych, gdzie początkowo nie rozumiałam nic, bo nie znałam języka, którego dopiero musiałam się nauczyć. Miałam więc już wcześniej doświadczenie w pozawerbalnym komunikowaniu się ze światem, ale tutaj była wyjątkowa bariera językowa. Ah Mui nie mówi po angielsku, mówi po tajsku i po chińsku. Ja nie mówię w tych językach, więc wszystko opierało się na gestach, intuicji. To pozwoliło mi się skupić, wyostrzyć postrzeganie i wrażliwość na to, co pojawia się między słowami, gestami, pozami. Prawdziwe emocje, relacje, zdarzenia.

RUPTLY/x-news

Pani bohaterka to bardzo dorosła kobieta.
Ma prawie 60 lat.

Lalka jest jej dzieckiem. Ah Mui nie ma relacji z mężczyznami, bo ma trudne doświadczenia. Co to właściwie znaczy?
Zapytałam ją o to doświadczenie. Okazało się, że ojciec opuścił rodzinę, kiedy była małą dziewczynką. Była najstarszą córką i najbardziej przeżyła to porzucenie, tym bardziej że pewne obowiązki związane z rodziną spadły właśnie na nią. Zresztą to bardzo smutna historia, bo Ah Mui miała 8 lat i ojciec któregoś dnia odprowadził ją do szkoły, po czym zniknął. Mama musiała utrzymać piątkę dzieci. Poznałam ją, to bardzo żywotna, energiczna osoba. Do tej pory ma potrzebę karmienia i opiekowania się wszystkimi dokoła. O mnie też zaczęła bardzo dbać, jak o kogoś z rodziny. Siostra Ah Mui otwarcie nienawidzi ojca. Ah Mui natomiast twierdzi, że nie ma w sobie uczucia nienawiści, ale jednocześnie powiedziała mi wprost, że dla niej mężczyźni są istotami niższymi duchowo od kobiet i nie ma dla nich szacunku. Więc w tych słowach można doszukać się tego, że tak naprawdę wciąż żywi ogromny żal do ojca. Nawet jeśli to uczucie wyparła, to przejawia się ono w jej myśleniu o mężczyznach.

Czytaj także: Dobry czas na urlop w Tajlandii. Nie musi być drogi

Jak zareagowano, kiedy Pani pierwszy raz pokazała te zdjęcia? Przekroczyła Pani przecież pewną barierę intymności, wchodząc w życie Ah Mui.
Po gali, na której odebrałam nagrodę Grand Press Photo, pojawiły się pytania, czy nie bałam się poruszać takiego tematu. Dotarcie do cudzej intymności jest bardzo trudne i niesie ze sobą ogromną odpowiedzialność. W październiku tego roku wróciłam do Tajlandii, do Ah Mui, i to kolejne spotkanie przyniosło wiele nowych historii i odkryć. Niektóre były bardzo zaskakujące.

To znaczy?
Na przykład dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak medytacja chodzona, którą moja bohaterka praktykuje co wieczór przed snem. Albo, ponieważ tym razem byłam u rodziny Ah Mui i z samą Ah Mui dłużej niż poprzednio, po pewnym czasie zaczęłam wyczuwać, że Ah Mui tę potrzebę bycia mamą, którą realizuje ze swoją lalką, zaczyna przenosić na mnie. Cieszyła się, kiedy ktoś pytał, czy czasami nie jestem jej córką. Bardzo się też o mnie troszczyła. Zresztą gościnność i troska, z jaką się tam spotkałam, kojarzyła mi się z Polską. Czułam się włączona do rodziny, co jest niezwykłym wyróżnieniem i za co jestem bardzo wdzięczna rodzinie Ah Mui. W pewnym momencie zaczęłam się czuć częścią tego systemu rodzinnego.

Za bardzo?
Mam taką osobowość, że potrafię stawiać granice i cała ta sytuacja to dla mnie ciekawe doświadczenie. Z jednej strony jestem serdecznie witana, goszczona, a z drugiej widzę to włączanie w czyjeś życie i wiem, że muszę gdzieś postawić granice. To był ten moment, kiedy najbardziej poczułam, jak ogromną potrzebę posiadania córki ma Ah Mui.

Czy to jest społeczeństwo ekstrawertyczne, czy raczej buduje wizerunek otwartego na zewnątrz, ale tak naprawdę jest wewnętrznie zamknięte?
Po pierwsze: to nie jest demokracja, tylko królestwo. Czyli ludzie są nauczeni kontrolować siebie sami, cenzurować, nie krytykują króla, przedstawiają wyidealizowany obraz Tajlandii. Szczególnie turystom: przecież żyją z turystyki, co zresztą nie jest charakterystyczne tylko dla Tajlandii - Polska też lubi idealizować swój wizerunek, więc to mamy wspólne. Ale rzeczywiście po przekroczeniu pewnej bariery intymności, kiedy nie jest się już tylko przybyszem, który za chwilę wyjedzie, takim zupełnie z zewnątrz, ci ludzie otwierają się i wtedy można zobaczyć inną twarz Tajlandii. Ale trudno powiedzieć, żeby była jakaś zaskakująca.

Im dłużej tam byłam, im bardziej tych ludzi poznawałam, tym bardziej rozpoznawałam to, co znam z Polski, czyli uniwersalną twarz ludzką. Nie odkrywałam, że po przedarciu się przez egzotykę kultury docieram do czegoś dziwnego czy nieznanego, tylko dostrzegałam, że pod tą warstwą uwarunkowań społecznych i kulturowych jest uniwersum właściwe nam wszystkim. Byłam w rodzinie, która pochodzi z Chin, ale od dwóch pokoleń żyje w Tajlandii. Mama Ah Mui wraz z rodziną przyjechała do Tajlandii, kiedy moja bohaterka miała dwa latka. Rodzina emigrowała w poszukiwaniu lepszej pracy. Mama jest Chinką, więc kultura domu, kultura rodziny jest bardzo chińska, przesiąknięta chińskimi wierzeniami. Jednocześnie ojciec był Tajem, rodzina od lat żyje w Tajlandii, więc powstała ciekawa mieszanka.

Im mocniej się zagłębiałam w obie kultury, tym wyraźniejszy był obraz człowieka uniwersalnego. Mama Ah Mui cały czas chciała mnie karmić. Przypominała mi w tym moją babcię, która, kiedy byliśmy pod jej opieką, zawsze chciała nas karmić i była przejęta właśnie tym, żeby żadne z całej gromadki wnucząt nie było głodne. Do tej pory z rodzeństwem i kuzynostwem wspominamy jej słowa: „Jedz, jedz”. Do kuzyna z Austrii mówiła: „Essen, essen!”. A mama Ah Mui, czyli tajska mama, mówiła do mnie: „Kin, kin!”. I tak poznałam jedno tajskie słowo, w którym jest nie tylko to jedzenie, ale też i troska, miłość, odpowiedzialność za drugiego człowieka.

**Czytaj także:

Nowy władca Tajlandii nie stroni od hazardu, alkoholu i innych uciech

**

Ah Mui ma lalkę, która zastępuje jej córkę. Czy to przywilej bogatych Tajlandczyków?
Trzy lata temu w telewizji tajskiej jeden z bardzo popularnych prezenterów zaczął się pokazywać na wizji ze swoją lalką. W ten sposób rozpowszechnił to zjawisko. A lalki mogą mieć wszyscy. I kobiety, i mężczyźni, i ludzie bardzo bogaci, i bardzo biedni. W zależności od zamożności te lalki różnie wyglądają i w różnym stopniu przypominają prawdziwe dziecko. Ah Mui jest przewodnikiem turystycznym dla grup chińskich, a więc wykonuje dobrze płatny zawód. I bardzo inwestuje w swoją lalkę.

Ma dla niej łóżeczko, ubrania?
Oczywiście, kupuje jej też złotą biżuterię i w ogóle ogromnie dużo w nią inwestuje. Poznałam przyjaciół Ah Mui, małżeństwo. Poszliśmy wspólnie na obiad. Ta para jest bardzo mocno ze sobą związana, co było widać w zachowaniu, potrzebie przebywania blisko siebie. Oboje przyszli na to spotkanie z lalkami, każde ze swoją. Najpierw kupiła ją żona, a później mąż. Mówili o sobie „mama” i „tato”. A jak zaczęłam się zagłębiać w ich historię, to dowiedziałam się, że nie mogli mieć dzieci ze względu na problemy medyczne i w pewnym momencie ten brak zaczęli wypełniać obecnością lalek. Wiarą w to, że to jest dziecko, a właściwie dzieci, których nie mogą mieć.

Te lalki mają płeć?
Tak, kobiety zazwyczaj wybierają dziewczynki, mężczyźni chłopców, choć to małżeństwo miało akurat dwie dziewczynki. Każdy rodzic dobiera płeć, bo lalka jest najpierw w kawałkach, które się składa, a na końcu medium - kapłan - wkłada do środka fiolkę, odprawiając ceremonię zapraszania duszy do tego dziecka na zamówienie. Więc ostatecznie wybiera się płeć, kolor włosów, oczu. Konstruuje się lalkę i najczęściej powstaje ona na podobieństwo właściciela, czyli rodzica lub rodziców. I później to bardzo widać, że ludzie mają małe kopie siebie.

Przypomniała mi Pani „Nędzników” Wiktora Hugo, w których osierocona, głodzona i bita Kozeta marzyła o lalce. I kiedy przyszedł wyzwolić ją z niewoli tajemniczy mężczyzna, to miał ze sobą cudną, ogromną, pięknie ubraną lalkę - symbol nowego, lepszego życia.
Antropologicznie w kulturze lalka pełni ważną rolę, jest przecież imitacją człowieka. Różne lalki reprezentują różne wzory i znaczenia/postawy kulturowe, różne mity o kobiecości bądź męskości, które są promowane w danej kulturze. Lalki przypominające małe bobasy kupuje się małym dziewczynkom, by uczyć je zachowań rodzicielskich, aby od małego mogły wchodzić w role przyszłych mam. Lalki Barbie niosą w sobie inne wzorce kulturowe i marzenia o kobiecości, kształtując zbiorowe wyobrażenia o tym, jakie role ma wypełniać kobieta we współczesnych społeczeństwach. W bardzo wielu starodawnych kulturach znajdziemy figurki wykonane z różnych materiałów, będące reprezentacją człowieka - traktowane były jako przedmioty sakralne, przeznaczone do wykonywania rytuałów. Do tej pory w różnych kulturach występują dwa rodzaje lalek sakralnych: te, w których według wierzeń mają mieszkać ludzkie dusze, które same w sobie są obiektami boskimi, oraz te, przez które możemy się kontaktować z boskością - różne święte figury, do których kierowane są prośby i modlitwy. Na całym świecie prowadzi się też psychoterapię kobiet, które straciły dzieci albo nie mogą ich mieć, właśnie z wykorzystaniem lalek. Lalki są więc wytworem już starodawnych kultur i wytwarzane są niezmiennie po dziś dzień. Są bardzo ważną częścią ludzkiej kultury reprezentującą i ludzkie ciało, i ludzką duszę.

RUPTLY/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tajlandia - kraj, w którym dzieckiem może być... lalka [ZDJĘCIA] - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24