Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak nas widzą

ANETA GIEROŃ, GRZEGORZ KRÓL, ANDRZEJ PIĄTEK, MAREK RYZNER, JAROSŁAW A. SZCZEPAŃSKI
650 rocznicę narodzin Rzeszowa potraktowaliśmy jako okazję, by zapytać osoby sławne i lubiane, jak postrzegają stolicę Podkarpackiego, żyjących tu ludzi, jakie wiążą ich wspomnienia z miastem-jubilatem

Nie czekają na wsparcie

LECH WAŁĘSA, b. prezydent RP, laureat pokojowej Nagrody Nobla, historyczny przywódca "Solidarności":

Rzeszów kojarzy mi się jako miasto bardzo spokojne. Jednocześnie odniosłem wrażenie, po raz pierwszy w 1981 r., że mieszkańcy nie zajmują się oczekiwaniem wsparcia z zewnątrz, raczej liczą na siebie, na swoją zapobiegliwość ugruntowaną przez pokolenia. Może właśnie dlatego nieźle sobie radzą w obecnych czasach. Miasto ładnie się rozwija i mam nadzieję, że wyciśnie należycie swoją szansę po naszym wejściu do Unii Europejskiej. Tego Rzeszowianom serdecznie życzę.

Delegacje ojca

LECH KACZYŃSKI, prezydent Warszawy:

Jeszcze z bardzo wczesnego dzieciństwa Rzeszów kojarzy mi się z tym, że mój ojciec jeździł tam w delegacje. Czasem latał nawet samolotem. Jest taka rodzinna opowieść, że wiadomość o śmierci Stalina zastała ojca właśnie w Rzeszowie.
Potem, w dorosłych już latach, Rzeszów kojarzył mi się z bardzo radykalnym działaczem tamtejszej "Solidarności" Antonim Kopaczewskim. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Rzeszów, uderzyło mnie, że to tak ładne i dobrze utrzymane miasto, a jego okolice piękne i schludne, wyglądają też bardzo zasobnie. Rzeszów kojarzy mi się
z całym Podkarpaciem, a szczególnie niezwykle pięknymi i dzikimi krajobrazami Beskidu Niskiego.

Piątka z plusem

JULIA PITERA, szefowa organizacji Transparency International Polska, walczącej z korupcją:

Moje oczekiwania wobec Rzeszowa są dość wygórowane, pewnie przez wzgląd na męża (Paweł Pitera, reżyser teatralny i filmowy - od red.), który z okolicami tego miasta jest rodzinnie związany. I cieszę się, że mogę to publicznie powiedzieć - jestem pod wrażeniem, Rzeszów wspaniale się rozwija. W oczy rzuca się pietyzm, z jakim remontowane są kamieniczki i inne obiekty. Nie tylko od frontu, na pokaz, ale również wnętrza. Znakomita jest obsługa w sklepach i restauracjach. Kultury mogą uczyć się od was warszawiacy. Rzeszów na przybyszu z głębi Polski robi wrażenie zasobnej prowincji w najlepszym znaczeniu tego określenia.
To wszystko odbiega od oficjalnych statystyk o poziomie rozwoju poszczególnych regionów, stopie bezrobocia itp. Może jest tak, że prawo i polityka nie nadążają za przedsiębiorczością i zapobiegliwością ludzi?
Gdybym miała oceniać Rzeszów tak, jak ocenia się w szkole uczniów, to miastu należy się piątka z plusem.

Rzeszów zamieniłem na Jelenią Górę

ADAM HANUSZKIEWICZ, aktor i reżyser

Pisze się o mnie, że debiutowałem w ówczesnym Teatrze Narodowym w Rzeszowie (Tak, tak! Tak się wtedy dumnie zwał obecny Teatr im. Wandy Siemaszkowej!) gdzieś w marcu 1945 r. rolą Wacława w "Zemście" Fredry. A ja przecież już wcześniej robiłem tam zastępstwo w operetce "Miłość na Marsie"! Główną partię spiewał w niej ówczesny dyrektor rzeszowskiego teatru, aktor i śpiewak, Bogdan Proskurnicki. Ja chodziłem na próby. Brali mój rocznik do wojska. Pomyślałem sobie: zginę gdzieś pod Berlinem, a tu jak nawet teatr zamienią na przyfrontowy, to jakoś przeżyję. A potem, to i tak nie będę aktorem. Bo chciałem być dyrygentem albo architektem.
Ten Proskurnicki wracając z Lublina gdzieś ugrzązł w śniegu samochodem, a tu na sali dwa bite komplety widzów. Marczyk, kierownik muzyczny teatru, powiada: Adam, chodziłeś na próby, spektakl znasz, zaśpiewasz. A ja dotąd śpiewałem tylko w łazience... Marynarkę mi ktoś dał, ktoś inny spodnie, bo takich, co w nich na scenę można było wejść, własnych nie miałem. Dali mi alkohol. Zaśpiewałem. Recenzent rzeszowskiej gazety nazajutrz napisał, że ładnie Hanuszkiewicz zrobił to zastępstwo, tylko niepotrzebnie śpiewał...
Jak grałem Wacława, na spektakl przyszła Wanda Siemaszkowa. W garderobie trącając mnie palcem wycedziła: No, nieźle, nieźle. W trzy dni później dostałem telegram z Teatru Słowackiego z Krakowa, że chcą mnie zaangażować. Ale nie dawali mieszkania. Miałem żonę i dziecko, zaciągnąłem się więc do Jeleniej Góry, tam dawali mieszkanie. I tak rozstałem się z Rzeszowem.

Bilard na 3 Maja

OLAF LUBASZENKO, aktor

Przed dziewięciu laty razem z Czarkiem Pazurą debiutowaliśmy na rzeszowskiej scenie w "Emigrantach" Mrożka. Graliśmy zarówno w Rzeszowie, jak i w terenie. Dzięki temu mogę teraz poruszać się po regionie podkarpackim z zawiązanymi oczyma.
Muszę przyznać, że w listopadzie 2003 roku podczas 42 Rzeszowskich Spotkań Teatralnych z wielkim wzruszeniem stanąłem ponownie na znajomej scenie.
W Rzeszowie wspominam mile winiarnię przy ul. 3 Maja, w której grywałem w bilard. Najczęściej moim partnerem był barman, przemiły człowiek. Ciekawe, co tam się teraz dzieje?

Wtedy nie byłem żonaty...

CEZARY PAZURA, aktor

"Emigranci", w których grałem wraz z Olafem Lubaszenką, to była moja ostatnia przygoda z teatrem rzeszowskim. I powiem szczerze, że do dzisiaj brakuje mi takich doznań.
Pracowało mi się świetnie, a ponadto Rzeszów jest niezwykle gościnnym miastem. Zjeździliśmy z tym przedstawieniem region podkarpacki od Bieszczadów po Jarosław i Leżajsk. Pamiętam, jak właśnie w Leżajsku mieliśmy zimą grać "Emigrantów" o 9 rano dla młodzieży i w tym celu postanowiliśmy z Olafem wyjechać z Warszawy poprzedniego dnia przed północą. Mieliśmy nadzieję przyjechać do Rzeszowa po północy i jeszcze się przespać. Ale jezdnie były niesłychanie oblodzone, z trudem dojechaliśmy bezpośrednio do Leżajska przed 10 rano następnego dnia kompletnie wyczerpani. Ale młodzi widzowie wyrozumiale powitali nas brawami...
Nie mogę mówić szczerze o niektórych kontaktach, wtedy jeszcze nie byłem żonaty... Miałem dużo znajomych, a jedną znajomość będę wspominał jeszcze długo. Lata minęły, dziewczyna jest mężatką.
W Rzeszowie chodziliśmy z Olafem do takiej winiarni przy ul. 3 Maja i tam z zaprzyjaźnionym barmanem, Leszkiem, grywaliśmy w bilarda. Wtedy Rzeszów był smutniejszy, teraz gdy tam byłem przed rokiem, wydaje się mi, że stał się kolorowy, dużo w nim miłych kawiarenek i restauracji.

Miasto kojarzy mi się z Sylwią

KRZYSZTOF "KASA" KASOWSKI:

- Po raz pierwszy usłyszałem o Rzeszowie już dobre kilkanaście lat temu. Wszystko za sprawą specyficznej sceny muzycznej, którą tworzyły takie kapele, jak: 1984, Wańka Wstańka, czy Agressiva'69. To miasto kojarzy mi się jednak przede wszystkim z moją byłą dziewczyną Sylwią, którą wiele lat później poznałem w Warszawie. Spędziliśmy ze sobą dwa lata, co jakiś czas bywałem więc na Nowym Mieście, w okolicach ul. Podwisłocze.
Poza tym, patrząc z geograficznego punktu widzenia, Rzeszów to miasto, które otwiera kierunek na Bieszczady. I na pewno ma swój klimat, odróżniający go od reszty Polski.

Cudo na rondzie

JANUSZ ATLAS, dziennikarz sportowy, zastępca redaktora naczelnego "Piłki Nożnej":

- Miasto nieodparcie kojarzy mi się z fantastycznym dziełem sztuki, jakim jest pomnik, który zawsze z zapartym tchem oglądałem z okien hotelu "Rzeszów". Patrząc na to cudo, ogarniały mnie zawsze optymistyczne skojarzenia o charakterze erotycznym. Na 650-lecie miasta, stolicy województwa, z którego pochodzi rodzina mojego ojca, chciałbym się dowiedzieć, kto jest autorem tego efektownego monumentu. Ciekawi mnie też do dzisiaj, któryż to mecenas sztuki podjął decyzję o wzbogaceniu pejzażu miasta taka budowlą. Myślę, że kiedy rozwinie się "Telewizja Rzeszów", a czas najwyższy, żeby się rozwinęła, powinna obraz tego pomnika uczynić swoim znakiem rozpoznawczym.

Baty od Stali

HENRYK KASPERCZAK, trener piłkarzy Wisły Kraków:

Rzeszów to dla mnie przede wszystkim wspomnienia meczów z tamtejszą Stalą. Kiedy zaczynałem grać w Stali Mielec, zespół z Rzeszowa przeżywał dobre czasy i wygrać z nimi nie było łatwo. Potem my zaczęliśmy więcej znaczyć w krajowej piłce. Mam jednak w pamięci mecz, gdy dostaliśmy baty w Rzeszowie zero do trzech. Za wielu znajomych w tym mieście nie mam. Tylko kilka osób ze strony rodziny żony. Z piłkarzy pamiętam oczywiście Janka Domarskiego, ale w ostatnich latach rzadko na siebie trafialiśmy. W końcu dużo podróżowałem i dopiero ostatnio zakotwiczyłem w Polsce. Widzieliśmy się jednak parę miesięcy temu w telewizji, gdzie kręcono program z okazji trzydziestej rocznicy meczu na Wembley.

Uwielbiam tu wracać

OLGA JACKOWSKA-KORA, wokalistka zespołu Maanam:

Moje związki z Rzeszowem są bardzo mocne. Mam tuj fantastycznych przyjaciół. Nie ma nic piękniejszego, niż przywiązanie do miejsca poprzez ludzi. A ja uwielbiam wracać do Rzeszowa i znów móc się spotkać z Robertem Wróblem z klubu "Akademia", Elą, Pawłem i wieloma innymi. A sam Rzeszów? Zdjęcia jego starej architektury znalazły się m.in. na teledysku "Pod papugami".

Sklepy i ciuchy

KAYAH, piosenkarka:
Świetnie znam Rzeszów, bo od lat przyjeżdżam tu na koncerty. Macie rewelacyjną publikę i... sklepy. Zawsze wracam z Rzeszowa z fantastycznymi ciuchami. No i rzecz najważniejsza, kilku członków mojego zespołu pochodzi z Rzeszowa. Szefem zespołu jest Krzyś Pszona, absolwent rzeszowskiego Liceum Muzycznego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24